To było ostatnie starcie krótkiej kampanii partii Edmunda Taczanowskiego, uzbrojonej w Wielkopolsce i liczącej ponad tysiąc powstańców. Po zwycięstwie pod Pyzdrami i zajęciu Koła, oddział wycofał się w lasy. Rosjanie uderzyli na jego oszańcowany obóz po dziesięciu dniach. Początkowo powstańcy odparli atak. Kontruderzenie kosynierów poprowadził sam Taczanowski. „W przeciągu kwadransa całe lewe skrzydło było oczyszczone z moskali, którzy rzucając broń, spiesznie przez łąkę do lasu uchodzili. Widząc tyły zabezpieczone, ruszył Taczanowski z kosynierami ku stanowiskom barykadowym swojego oddziału, lecz wśród drogi zamiast swoich, spotkał oddział piechoty moskiewskiej, który na kilkadziesiąt kroków przyjął powstańców morderczym ogniem” – pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1863. W bitwie wielką odwagą wykazał się hr. Jan Działyński. Ten arystokrata z Wielkopolski i jeden z głównych organizatorów wsparcia dla zrywu w zaborze pruski po zdekonspirowaniu organizacji przez policję, przedarł się do oddziału. Odwagą odznaczył się już w bitwie pod Pyzdrami. Nie inaczej było pod Ignacewem. „Z mojego miejsca widziałem także Działyńskiego, stojącego na szańczyku i strzelającego z prawdziwie budującym spokojem ze swego 16-tu strzałowego karabinu jak prosty żołnierz. Prawda, czynił on to samo pod Pyzdrami, ale tam stali nasi za sosnami w bardzo łagodnym ogniu – tu biło w szańczyk, mający co najwyżej 120 kroków długości, 8 armat i strzelało do niego 1000 karabinów [...] Wśród gradu kul, z marmurowym spokojem strzelał jakby do celu [...]. I tak wozy za wozami wywożą rannych, [a] hr. Jan Działyński z Kórnika, jak prosty szeregowiec, ciągle składa karabin”. Gdy bitwa była już przesądzona, to właśnie on wyprowadził z pola czterystu powstańców i przekroczył z nim granicę. Tam Działyński rozpuścił oddział. Kilka dni później Taczanowski został mianowany naczelnikiem wojennym województwa kaliskiego.