Swego czasu popularny, dziś niemal zapomniany, był na pewno Ludwik Potocki świadkiem bogatej w wydarzenia epoki. Część ze swoich wspomnień spisał, nie dla chęci wydania, lecz z obowiązku – jak czytamy – wobec przyszłych pokoleń. „Niektóre jednak z nich wyjątki dotyczące albo wypadków, których pamięć w kraju naszym przechować jest obowiązkiem, albo osób zapisanych czynem w dziejach narodowych, z przeszłości dla przyszłości wydobywam. Wypadków po większej części byłem naocznym świadkiem, osoby mające w nich udział po większej części znałem, a za prawdę zaręczam; bo wszakże niejeden z żyjących jeszcze, to samo widział, zasłyszał, zaświadczyć zatem, lub zaprzeczyć może”. Potocki urodził się już po upadku I Rzeczpospolitej w 1799 r. Pochodził z magnackiej rodziny. Jego ojciec Stanisław Potocki walczył w powstaniu kościuszkowskim. Był adiutantem ks. Józefa Poniatowskiego, który później został ojcem chrzestnym Ludwika. Później służył w wojskach księstwa warszawskiego, uczestniczył w kampaniach napoleońskich. Od 1815 r. był jednym z generałów armii Królestwa Polskiego. Zginął w nocy listopadową, zastrzelony przez powstańców, gdy odmówił przyłączenia się do buntu. Ludwik w powstaniu uczestniczył. Walczył pod dowództwem gen. Henryka Dembińskiego. Wziął też udział w obronie stolicy. Po upadku zrywu wyemigrował do Drezna, tam m.in. poznał Adama Mickiewicza. Wrócił do kraju po ogłoszeniu amnestii w 1834 r. Dwa lata później na stałe zamieszkał w Warszawie. Był osobą bardzo aktywną. Udzielał się w życiu publicznym. Zajmował się pisaniem, ale też prowadził działalność redaktorską czy naukową. Był jednym z założycieli pisma „Biblioteka Warszawska”. Swoje książki wydawał w Poznaniu, by uniknąć carskiej cenzury. Powieści opierał głównie na własnych przeżyciach. Ostatnie lata spędził na Litwie. Gdy dowiedział się o wybuchu powstania styczniowego wyjechał na Łotwę. Tam zmarł, w wieku 65 lat.