O świcie 19 maja 1863 r. Jan Żalplachta (Zapałowicz) i Jan Czerwiński stanęli między Starą Wsią a Tuczapami. Czerwiński zajął lasy tuczapskie. W południe jednak zmienił samowolnie stanowisko i skrył się o 1000 kroków za obozem Jana Żalplachty. Natychmiast po rozstawieniu pikiet, wywieziono rannych z dnia poprzedniego do pobliskiego dworu w Mołozowie, dokąd udał się z nimi lekarz Juwenal Niewiadomski. Zaledwie pierwszych rannych z wozów poznoszono do dworu, ostrzegły pobliskie straże o nadciągających Rosjanach. W oka mgnieniu Rosjanie zajęli dwór, wymordowali złożonych tam rannych, dzierżawcę Kwiatkowskiego poranili śmiertelnie a rodzinę jego oraz powszechnie kochanego, pełnego poświęcenia doktora Niewiadomskiego zamordowali, a w godzinę później spalili dwór i chaty pobliskie. Równocześnie ze wszystkich stron lasu dały znać pikiety o zbliżających się Rosjanach, na co Zapałowicz rozłożył I kompanie oraz II kompanię strzelecką na brzegach lasu, ku Mołozowu, III kompania broniła prawego brzegu lasu, pół kompanii „gwardyjskiej” zaś lewego brzegu lasu od Starej Wsi, wzywając Czerwińskiego, by bronił strzelcami swymi brzeg lasu ku Miętkim, resztę zaś siły zostawił w rezerwie.
Rosjanie, którzy nadciągali na podwodach z trzech stron to jest od Tyszowiec, Hrubieszowa i Tomaszowa, ustawiwszy cztery działa we froncie od Mołozowa, cztery działa od Starej Wsi, otoczyli las z trzech stron i ogniem tyralierskim, połączonym z kartaczami i granatami ostrzeliwali go. Po nieustannym godzinnym ogniu przypuścili Rosjanie atak na bagnety u lewego skrzydła sił powstańczych. Naczelnik oddziału posłał pozostawioną rezerwę kompanii gwardyjskiej w pomoc, wzywając równocześnie kosynierów Czerwińskiego, którzy jednak na czas nie przybyli. Tu wszczął się bój okropny i rozpaczliwy. Dzielna młodzież odparła ogniem rewolwerowym i bagnetem nieprzyjaciela, który na powrót nie odważył się przypuścić ataku. Bój łańcuchów tyralierskich trwał bez przerwy do godziny 18.00 wieczorem. Około godziny 18.30 wieczorem działa ucichły. I kompania i część kompani gwardyjskiej opuściły bez rozkazu stanowiska, udając się na prawe skrzydło, gdzie nieprzyjaciel już doszedł do lasu.
Tam Jan Żalplachta, rzuciwszy kosynierów z Poradą na czele do ataku, odparł Rosjan. Po ustaniu ognia, zabrawszy część rannych, kawalerię, część ludzi bezbronnych i przybyły jeden pluton gwardii, Zapałowicz cofnął się zaraz nie czekając zebrania się całego oddziału, wysyłając na wszystkie stanowiska rekonesanse kawalerii, adiutanta i pojedynczych konnych z rozkazem zboru. Rekonesans kawalerii przybywający od Miętkiego doniósł, że świeża kolumna rosyjska złożona z kilku kompanii piechoty i kozaków, zagraża linii odwrotu. Inne rekonesansy nie wróciły. Adiutant przelatując dwakroć wyznaczone stanowiska, nie zastał na żadnym z nich oddziałów, które nie słuchając sygnałów odwrotu, udawszy się na prawe skrzydło linii bojowej, po wyparciu Rosjan uchodziły przez pola tuczapskie ku kordonowi. Pozostawiony zaledwie z jednym plutonem gwardii, kawalerią i kilkudziesięciu źle uzbrojonymi ludźmi, zarządził Zapałowicz odwrót z rannymi, amunicją i bagażami.
Podczas pochodu napadnięty przez kolumnę od Miętkiego nadciągającą, nie mając ku obronie prócz plutonu gwardii ani jednego strzelca, zaledwie że zdołał wyratować jazdę i rozbitki piechoty Czerwińskiego, które połączone w nieładzie pierzchły. Złamany furgon z amunicją wstrzymał pochód kolumny. Kozacy i piechota rosyjska dopadli uchodzących, dobijali rannych i tylko chciwość łaknącego zdobyczy żołdactwa dała czas Żalplachcie uszykować jako tako kolumnę i inną drożyną leśną przejść pomiędzy rozstawione kompani rosyjskie, uprowadzając ze sobą dwa wozy rannych, całą prawie konnicę i ze stu pieszych. Pomimo tak znacznych poniesionych strat i tak ogromnie przeważnych sił nieprzyjacielskich, dzielny zastęp Zapałowicza utrzymałby plac boju i tylko nieposłuszeństwu a raczej nieuwadze pojedynczych oficerów przypisać należy, że się oddział podzielił i że nie wiedząc o sobie, w małych siłach, ustępując przed ścigającym Rosjanami przekroczył kordon.
Część 120 powstańców w połowie tylko uzbrojonych, przeszła koło Bełza. Druga część w sile 180, uprowadzając rannych ze sobą, w okolicy Lisek. Tak w ciągu jednej doby znikł z widowni silny, bo do tysiąca ludzi liczący, a dobrze uzbrojony oddział, uchodząc częścią za kordon, częścią rozpraszając się po województwie lub z dowódcami na czele wymykając się od walki, a w rannych i zabitych tracąc do stu ludzi. Został zniszczony oddział mimo dzielności pojedynczych grup i osobników, wśród których odznaczyli się kapitan Aleksander Ubysz, doktor Karol Lewakowski, adiutant Jana Żalplachty oraz kawalerzysta W..., który przy ataku na bagnety, położywszy kilku Rosjan, z rewolwerem w ręku rzucił się na bagnety, a otrzymawszy trzy pchnięcia, przez 36 godzin bez opatrunku postępował za drugimi.