Objąwszy dowództwo nad oddziałem zorganizowanym przez Wagnera, pułkownik Tomasz Wierzbicki urządził dnia 18 lipca 1863 r. o godzinie 5.00 rano w lesie między Strużą a Polichnem zasadzkę na rosyjskie cztery kompanie piechoty i secinę kozaków, powracających z Lublina. Oddział, z którego tylko część dowódca wziął na wyprawę, składał się z czterech kompanii piechoty z których jedna strzelców, plutonu kosynierów (40 ludzi) i dwóch słabych plutonów kawalerii, ogółem z 350 ludzi. Piechota doskonale uzbrojona i ubrana, obsadziła drogę spadzistą, na której znajdowały się dwa mostki. Trzy kompanie pozostawił Wierzbicki na górze. Jedna zaś najsłabsza, obsadziła mostki, aby wciągniętym w zasadzkę zamknąć drogę do Janowa. Na dany znak wszystko miało się ruszyć i biegiem wpaść na drogę, kosynierzy zaś stojący za trzecią kompanią uderzyć mieli na rozbitków. Wierzbicki spodziewał się zupełnego skutku, bo liczył na subordynację oddziału i poświęcenie oficerów. Powstańcy ukryci byli o 20 kroków od drogi. Awangarda, a potem cały oddział kozacki, przejeżdżając na tak małą odległość, nie mógł ich odkryć.
Po przejściu przez drogę kozaków i daniu znać przez tychże swojej piechocie, że las jest wolny, Wierzbicki czekał tylko z atakiem, aby piechota nadeszła na wysokość ukrytych kompanii dla wykonania ułożonego planu. Piechota nieprzyjacielska zaczęła już dochodzić do IV kompanii powstańczej, która była na skrzydle, kiedy psy kozackie, idące przed oddziałem, zwietrzyły zasadzkę i szczekaniem zwróciły uwagę dotychczas spokojnego nieprzyjaciela. Kilka strzałów padło i ogień rozpoczął się przed daniem sygnału. I kompania strzelców i II kompania piechoty rzuciła się na bagnety. III kompania zajęła mostki i odcięła kozaków od piechoty, ubijając trzech z nich i raniąc oficera. Pomiędzy piechotą powstańczą a rosyjską bój wrzał tak zacięty, że o 10 kroków strzelano do siebie. Kosynierzy pragnąc jak najprędzej wziąć udział w walce, napadli tak prędko, że przeszli linię tyralierów i wpadli na bagnety rosyjskie, przy czym kilku kosynierów poległo, a kilku było rannych.
Ogień z obu stron trwał przeszło półtorej godziny. W jego rezultacie Rosjanie zmuszeni zostali cofnąć się w nieładzie ku Kraśnikowi i zająć pozycję o milę drogi dalej. Ich odcięta kawaleria pognała do Janowa po posiłki, które rzeczywiście przyszły pod wieczór, przyprowadzając działo, z którego strzelano do opuszczonego przez Wierzbickiego lasu. Straty z obu stron były znaczne. Powstańcy stracili 14 zabitych i 29 rannych, większą połowę bardzo ciężko. Rosjan zabitych, a nie uwiezionych przez nich na furach pozostało na placu bitwy 11, rannych było 50. Pomiędzy poległymi powstańcami znajdował się porucznik Adam Remiszewski - kasjer i adiutant oddziału. Między rannymi byli: kapitan Zygmunt Horn, raniony w głowę i dwa razy w nogę, porucznik kosynierów Lipski, porucznik strzelców Przepolski, kapitan Sawicki, który ze swoją IV. kompanią nie przyłączywszy się do ogólnego ataku, sprawił, że zwycięstwo nie było stanowcze. Wśród oficerów najwięcej odznaczyli się kapitan Horn, porucznik Romiszewski, oraz adiutanci Wierzbickiego - Daniszewski i Stobój, tudzież Olszewski i Kaliszyriski ze swymi kompaniami.
Dowiedziawszy się o nadchodzeniu rosyjskiego oddziału z Janowa, idącego w pomoc piechocie stojącej pod Kraśnikiem, Wierzbicki zabrawszy część rannych, swoich i rosyjskich poległych, których swoimi wozami odesłał Rosjanom, udał się do Blinowa, aby tam skoncentrować swoje siły i przejść w Krasnostawskie. Duch pomiędzy żołnierzami był doskonały i w pierwszym spotkaniu z nieprzyjacielem okazali wielkie poświęcenie i męstwo. Kawaleria w czasie potyczki w lesie stała na drodze od lasu ku Janowa goniła tylko uciekających kozaków.