Uchodząc przed wojskami generała Nikołaja Mellera-Zakomelskiego, Jan Jaworski ("Drewnowski"), pozostawiając 10 ułanów ochotników ich losowi pod Ulnowem zostawił za sobą ariergardę z 70 strzelców i 30 żuawów, pod dowództwem oficera strzelców Majkowskiego. Majkowski, dzielnie przez trzy godziny zasłaniał odwrót, stawiając opór Rosjanom, którzy tyralierskim łańcuchem posuwali się za kolumną Jaworskiego. Tymczasem dowódca Jaworski znikł bez śladu, zostawiając oddział na opatrzność Bożą. Na szczęście jednak Rosjanie około godziny 18.00 zatrzymali się, wobec czego łańcuch tyralierski oddziału rozwinął się i cała kolumna powstańcza zatrzymała się w lasku niedaleko Jabłonny. Tutaj oficerowie zebrani na naradę, wybrali dowódcą Ludwika Sieniawę, jednego z najbardziej szanowanych kolegów. Po półgodzinnym odpoczynku, Sieniawa poprowadził oddział do Paprotni. Niespokojny o los swojego poprzednika, wysłał na jego poszukiwanie patrol z sześciu ułanów, którzy znaleźli Jaworskiego w Kostrzynie. Jaworski oświadczył patrolowi, że zdaje dowództwo na Sieniawę, a sam jedzie po broń i za kilka dni wróci do oddziału.
Dnia 17 maja 1863 r. o godz. 2.30 z rana Sieniawa wyruszył z Paprotni i doszedł do Branicy, nie będąc wcale niepokojonym przez Rosjan. Po godzinnym wypoczynku, gdy już oddział uszykowany był do wymarszu, dano znać o zbliżających się Rosjanach od strony Bleszna i Smardzewa. Ci sami strzelcy, którzy pokrywali odwrót od Ulowa do Paprotni, rozwinęli się w tyraliery. Główna powstańcza kolumna z furmankami wyruszyła do Stawiszyn. Miejscowość zupełnie odkryta nie pozwalała przyjąć bitwy. Siły rosyjskie składały się z ośmiu kompani piechoty, dwóch szwadronów jazdy, 100 kozaków i dwóch dział.
Pod samym Stawiszynem Rosjanie zaczęli nacierać na ariergardę. Podczas ośmiogodzinnego cofania się, strzelcy i żuawi walczyli nadzwyczaj mężnie, zakrywając odwrót całej kolumny do Stromiec. W południe nagła słabość Sieniawy zmusiła go przekazać naczelną komendę na dowódcę kawalerii Władysława Grabowskiego, a samemu zostać przy furgonach, postępujących na czele kolumny. Grabowski objął po Sieniawie dowództwo nad oddziałem zbiegłego Jaworskiego w najkrytyczniejszej chwili. Wojsko znużone ciągłym marszem (przez Ulów, przez Stawiszyn), niewywczasem, niemniej głodne, a najbardziej dotknięte spiekotą dnia, padało ze znużenia. Powstańcy byli pomęczeni do tego stopnia, że za przybyciem do Stromca, wielu trzeba było zabrać na podwody, a 30 pozostało we wsi, gdzie ich Rosjanie pojmali. W oddziale Jaworskiego kapelanem był ksiądz Karol Mikoszewski, znany później na emigracji, który krótko po starciu również opuścił oddział.