Objąwszy obowiązki dowódcy po Julianie Bajerze, który zbyt powolnie pracował nad organizacją, przez dwa miesiące organizował major Ludwik Żychliński w okolicy Błoń oddział tzw. „Dzieci Warszawskich". Gdy Rosjanie dowiedzieli się o tworzeniu tego oddziału, Żychliński, aby móc spokojnie dalej formować piechotę, wysłał całą kawalerię liczącą 100 koni, dobrze zaopatrzoną w broń, pod dowództwem Bajera ku Pilicy. Bajer przeprawiwszy się przez Pilicę, po kilkudniowych marszach zniknął z oczu Rosjanom, którzy w tym czasie Żychlińskiego nie niepokoili. Tym samym Żychliński mógł niebawem wyruszyć z całą piechotą, składającą się z 200 żuawów, 300 strzelców i 600 kosynierów oraz około 200 ludzi, nie posiadających jeszcze dostatecznej broni. Jazdy do obsługi oddziału było około 50 koni.
Po kilkudniowym marszu stanął Żychliński w Ossie, nie znalazłszy po drodze Bajera, z którym miał się połączyć w powiecie opoczyńskim. Nazajutrz po rozłożeniu się obozu w Ossie, podczas ćwiczeń, doniesiono o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Była to kolumna rosyjskiego majora Szukalskiego: dwie kompanie piechoty i secina kozaków. O godzinie 18.00 wieczorem, skoro tylko ukazali się Rosjanie, którzy zostali przyjęci przez żuawów, z których składała się pierwsza linia tyralierów. Parci przez żuawów Rosjanie poczęli cofać się z wolna. Tymczasem kosynierzy, przeważnie włościanie, wsparci strzelcami, obszedłszy oba skrzydła nieprzyjacielskie, z całą siłą uderzyli na powracającego do ponownego ataku nieprzyjaciela i sprawili w jego szeregach ogromne zamieszanie, wzmożone jeszcze zjawieniem się jazdy Władysława Grabowskiego, który w tym czasie znajdował się w Studziannie i na odgłos strzałów pospieszył na pomoc III oddziałowi (to jest Żychlińskiego) z trzema plutonami jazdy i półplutonem strzelców pieszych.
Obszedłszy środek kolumny nieprzyjacielskiej, rozwinął na odkrytym polu jazdę, a 20 strzelców rozrzuciwszy w tyraliery na prawym skrzydle kawalerii, przypuścił szarżę do jazdy rosyjskiej. Prawym skrzydłem dowodził sam Grabowski. Lewe skrzydło prowadził adiutant Ludwik Brzozowski. Z szarży tej ani jeden z tyralierów, ukrytych w zbożach i krzakach, nie wyszedł cało. Wszyscy zostali wystrzelani lub wykłuci przez ułanów polskich. Na placu boju zostało 28 trupów nieprzyjacielskich. Resztę zmarłych oraz rannych, Rosjanie zdołali zabrać ze sobą uchodząc w stronę Nowego Miasta. Oprócz tego wzięli Polacy pięciu jeńców, w tym jednego oficera oraz kilkanaście sztuk broni, sami zaś mieli czterech zabitych i 16 rannych. Ciemność nocy nie pozwoliła ścigać nieprzyjaciela połączonym oddziałom, którym przybył w sukurs także oddział Jana Rudowskiego, jednakże już po skończonej walce. Czterodniowy żołnierz Żychlińskiego walczył pod Ossą na otwartym polu z regularnym wojskiem i zmusił je do ucieczki.
Zwłaszcza kosynierzy Żychlińskiego trzymali się dzielnie, dowodzeni przez Pisaneckiego, lubianego i szanowanego powszechnie przez podkomendnych i kolegów, mężnie prowadzącego do ataku młodego żołnierza. Niestety, pozostawszy na placu wskutek ciężkich ran, następnego dnia zabrany przez Rosjan i wieziony przez 48 godzin po odwiązaniu mu ran, Pisanecki po długich cierpieniach ducha wyzionął. Z oddziału Grabowskiego, prócz Brzozowskiego, odznaczyli się porucznicy Erazm Zaleski, Zielkiewicz i Czerniewicz, wachmistrz Solbach, chorąży Kwaśniewski, podchorąży Piątkiewicz, podoficer Gołębiowski oraz szeregowcy Janowski i Władysław Zaleski.