Krążąc po powiecie i powiększając swój oddział, powrócił ponownie Jan Staniewicz na pierwotne stanowisko pod Bielaniszkami, gdzie na sposób czerkieski ufortyfikował się w spalonym folwarku, oczekując ataku nieprzyjaciela, który też nie dał na siebie długo czekać. Pierwsza zbliżyła się kolumna rosyjska idąca od Telsz, przed którą pikiety, odstrzeliwując się, poczęły się cofać do obozu. W tym czasie inny oddział rosyjski począł zbliżać się od Wiekszń, tam więc wysłał Staniewicz kilkudziesięciu ludzi celem zrobienia zasadzki i wstrzymania kolumny, aby nie dostać się we dwa ognie.
W chwili, gdy rosyjska kolumna ze trony Telsz, zaczęła nacierać, zawiadomiono Staniewicza o nowym rosyjskim oddziale idącym od Kurszan. Tam więc Staniewicz znowu wysłał kilkudziesięciu ludzi a sam wrócił do oddziału, gdzie już się toczyła walka z pierwszą kolumną. Rosjanie mieli do przebycia dosyć trudne moczary w których grzęźli, lecz z powodu niezakrycia tej drogi z winy powstańczego oficera, przedostali się przez nią, wpadli do obozu i wyparli powstańców. Ci cofnąwszy się poza zawały, stąd zaczęli strzelać do Rosjan, którzy coraz liczniej poczęli kupić się w byłej fortecy oddziału, i wnet powstańcy z zaatakowanych stali się atakującymi.
A gdy Paweł Staniewicz zakomenderował „kosynierzy naprzód" — kosynierów nie było — Rosjanie tak się zmieszali, że na powrót przez moczary uciekli, tracąc niemało ludzi w bagnach i od kul powstańczych. Niebawem jednak przybyła im z pomocą kolumna z Wiekszń, która jednak przyjęta ogniem z zasadzki na prędko przez Staniewicza urządzonej, cofnęła się z pośpiechem. W starciu tym miał Staniewicz 200 ludzi. Jego straty prócz rannych wynosiły dwóch zabitych.