Zagraniczni ochotnicy w Powstaniu Styczniowym – wybrane sylwetki

Od samego początku powstania we włoskich miastach i miasteczkach odbywały się propolskie wiece, a u boku powstańców walczyło bardzo wielu Włochów. Jednym z nich był Francesco Nullo (1826–1863). Urodzony w Bergamo, walczył o zjednoczenie Włoch, był jednym z bliższych współpracowników Giuseppe Garibaldiego.

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 8 min.
Autor: Kamil Kartasiński

„Za wolność naszą i waszą” – pod tym hasłem u boku powstańców styczniowych walczyli ochotnicy z niemal całej Europy. Do insurekcji przyłączali się Włosi, Francuzi, Niemcy, Rosjanie, Węgrzy, a nawet Szwedzi, pragnąc pomóc w walce z rosyjskim zaborcą.

Walka Polaków z Moskalami od początku budziła duże zainteresowanie całej Europy. O wyczynach partyzantów rozpisywały się gazety, na ziemie polskie przyjeżdżali zagraniczni korespondenci, a w kuluarach politycy podejmowali decyzje dotyczące udzielenia (lub nie) pomocy powstańcom. Niektórym z obcokrajowców nie wystarczało bierne wspieranie sprawy polskiej i decydowali się na dołączenie do oddziałów powstańczych. Ten galimatias narodów opisywał Stanisław Grzegorzewski (1843–1903), oficer w oddziale żuawów śmierci: „W liczbie naszych kolegów znaleźliśmy bywalców z całego świata. Najwięcej było studentów z różnych uniwersytetów zagranicznych, uczniów ze szkoły wojskowej w Cuneo, garibaldczyków, uczniów ze szkoły paryskiej w Batignolles, synów emigrantów polskich z r. 1831, zrodzonych we Francyi i tym podobnych żywiołów. Byli i cudzoziemcy: Włosi, Francuzi, Węgrzy, tak, że polskiego języka mało było słychać w obozie. W tej zbieraninie widzieć można było paniczów o arystokratycznych rysach i manierach, elegantów paryskich — obok zakazanych fizyognomii urwisów światowych”.

Motywacje zagranicznych ochotników były różne. Jak słusznie zauważa prof. Stefan Kieniewicz, „ochotników obcych wiodła do Polski chęć przygód i łatwej kariery wojskowej. Zawsze jednak wchodziła w grę oświadczana i wyznawana wiara w słuszność sprawy polskiej i gotowość poświęcenia się dla niej”. Przez blisko półtora roku walki przez szeregi powstańców przewinęli się Włosi, Francuzi, Rosjanie, Niemcy, Węgrzy, Ukraińcy, Białorusini, a nawet Szwedzi, Chorwaci czy Serbowie. Nie sposób wymienić wszystkich z imienia i nazwiska. Wielu z nich zapłaciło najwyższą cenę lub zostało zesłanych na Sybir. Wszystkich z pewnością łączyła wiara w słuszność sprawy, o która postanowili walczyć, oraz chęć spłacenia długu wobec Polaków, którzy w wcześniejszych dekadach bili się o wolność innych narodów. Oto sylwetki niektórych z nich.

Europa Zachodnia

Twórcą jednego z najbardziej charakterystycznych oddziałów powstania styczniowego – żuawów śmierci – był francuski oficer François Rochebrune (1830–1871). Na ziemie polskie trafił po raz pierwszy w 1855 roku, sprowadzony do Krakowa przez Jana Tomkowicza – jego i jego brata uczył języka francuskiego. Tuż przed wybuchem powstania założył w Krakowie szkołę fechtunku. Po rozpoczęciu walk udał się ze swoimi wychowankami do Ojcowa, gdzie w oddziale Apolinarego Kurowskiego sformował oddział żuawów śmierci, jedną z najbardziej elitarnych formacji powstańczych. Żuawi brali udział w walkach pod Miechowem, gdzie ponieśli ogromne straty. Po reorganizacji oddziału, Rochebrune dołączył do wojsk Mariana Langiewicza i wziął udział w walkach pod Szczepanowicami, Chrobrzem oraz Grochowiskami. Po upadku dyktatury Langiewicza formacja żuawów śmierci jako osobna jednostka powstańcza przestała istnieć. Ci z żołnierzy, którzy przeżyli, zostali wcieleni do innych partii powstańczych. Sam Rochebrune w czasie powstania pełnił jeszcze różne funkcje, ale już bez większych sukcesów. Zginął w 1871 roku, broniąc swojej ojczyzny w wojnie francusko-pruskiej.

Innym z Francuzów, którego warto wspomnieć, jest Léon Young de Blankenheim (1837–1863), były żołnierz armii francuskiej. W szeregi powstańców wstąpił z inicjatywy Hotelu Lambert. W marcu 1863 roku objął dowództwo na jednym z oddziałów zorganizowanych przez poznański Komitet Działyńskiego. Z nominacji Rządu Narodowego otrzymał stopień pułkownika. Brał udział w walkach pod Nową Wsią (26 kwietnia) oraz Brodowem (29 kwietnia) – tam zginął. Jego ostatnie chwile opisał w liście Victor-Alexandre Vayssière, inny francuski ochotnik biorący udział w powstaniu: „Young [Junck] widząc, że pomoc nie nadchodzi i radząc się jedynie swego męstwa, rzucił się naprzód, podobnie jak podczas pierwszej bitwy krzycząc do swoich oficerów: Dalej, panowie! naprzód, naprzód! Okrzyk ten usłyszeli Rosjanie i wzięli go za cel swoich strzałów; wpierw jedna kula trafiła go w udo, następnie druga w pierś po stronie serca; upadł, a Rosjanie nie wierząc, że nie żyje, zadali mu jeszcze liczne ciosy bagnetem”.

Warto wspomnieć jeszcze o dwóch ciekawych przybyszach z Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, którzy co prawda nie walczyli z bronią w ręku, ale mieli okazję przypatrzeć się z bliska walkom powstańczym, często będąc na pierwszej linii ognia. Franz Ludwig von Erlach (1819–1889) był pułkownikiem szwajcarskiego Sztabu Generalnego, wysłanym do Królestwa Polskiego, aby poznać realia walki partyzanckiej. Przebywał w Królestwie Polskim od marca do sierpnia 1863 roku, a po powrocie do ojczyzny, złożył swoim przełożonym obszerny raport. Jest to jedyna relacja na temat walk powstańczych, sporządzona przez zawodowego oficera cudzoziemca. Szwajcarski pułkownik pisze o polskich powstańcach z sympatią, chociaż potrafi także surowo oceniać niewłaściwe decyzje ich dowódców czy organizacji wojskowej.

Drugą z ciekawych osobowości był brytyjski dziennikarz Henry Sutherland Edwards (1828–1906), który przybył na ziemie polskie jako korespondent „The Times”. Od marca do listopada 1863 roku wysłał do redakcji korespondencję, przedstawiając realia życia powstańców, relacje społeczne, a także kwestie polityczno-dyplomatyczne. To prawdopodobnie Edwardsa spotkał Stefan Brykczyński, jeden z powstańców: „Tam w Zwierzyńcu poznałem także młodego Anglika, korespondenta dzienników, oryginalnie ubranego w niebieski obcisły spencerek i takież spodnie. Anglik ten przybył z partją Lelewela poobwieszany teczkami, lunetami, i różnemi jakiemś skrzyneczkami w bardzo eleganckich skórzanych pochewkach. Zawsze z parasolem, był nieustraszonej odwagi i w najtęższym ogniu wyjeżdżał gdzieś na górę, rozpakowywał swoje pochewki i zabierał się do rysowania i zapisywania notatek”.

Europa Południowa

Od samego początku powstania we włoskich miastach i miasteczkach odbywały się propolskie wiece, a u boku powstańców walczyło bardzo wielu Włochów. Jednym z nich był Francesco Nullo (1826–1863). Urodzony w Bergamo, walczył o zjednoczenie Włoch, był jednym z bliższych współpracowników Giuseppe Garibaldiego. W kwietniu 1863 roku wraz z grupą włoskich ochotników z Bergamo przybył na ziemie polskie. Rząd Narodowy mianował go na stopień generała, a zebrana wokół niego grupa (do której przyłączyli się inni ochotnicy) stanowiła mały oddział, nazwany Legią Cudzoziemską. Choć po polsku znał zaledwie trzy słowa: „Naprzód na bagnety”, a jego służba była niezwykle krótka, Nullo zapisał się w pamięci jako energiczny, pełen zapału oraz godny zaufania żołnierz, który całe serce oddał służbie powstańczej. 5 maja 1863 roku zginął w bitwie pod Krzykawką.

Innym z ochotników z Italii był Elbano Stanislao de Bechi (1828–1863). Walczył o niepodległość Włoch, uczestnicząc w kampaniach z lat 1848–1849 oraz 1859 roku. W 1863 roku, otrzymawszy listy polecające od Giuseppe Garibaldiego, pojechał do Paryża, gdzie spotkał się z przedstawicielami „Hotelu Lambert”, by zgłosić się na ochotnika w polskim powstaniu. Otrzymawszy stopień pułkownika, wyruszył na ziemie polskie. Walczył w kilku zwycięskich potyczkach z Rosjanami w województwie kaliskim, w grudniu 1863 roku został schwytany przez Rosjan, skazany przez nich na karę śmierci i został rozstrzelany.

W powstaniu nie mogło również zabraknąć Węgrów; część z nich zaciągała się w szeregi powstańców, by spłacić dług za pomoc w powstaniu węgierskim z lat 1848–1849. Albert Esterhazy ps. Otto (ok. 1828–1863) był rotmistrzem kawalerii węgierskiej w trakcie powstania węgierskiego 1848–1849 oraz uczestnikiem wyprawy Garibaldiego. W sierpniu 1863 roku przybył wraz z kilkoma towarzyszami do Krakowa. Mianowany dowódcą jednego z oddziałów powstańczych stoczył zwycięską potyczkę pod Myszkowem. Później został pomocnikiem organizatora powiatu olkuskiego. Zginął 30 września pod Mełchowem.

Edward Nyáry (ok. 1830–1863) był absolwentem akademii wojskowej w Wiedniu. Już w wieku 17 lat został oficerem pułku huzarów, stacjonującego w Galicji. Przebywając wśród Polaków, szybko zjednał sobie ich sympatię oraz zawiązał przyjaźnie. Gdy wybuchło powstanie na Węgrzech, wstąpił w szeregi polskich legionów, ponieważ od Polaków chciał „uczyć się męstwa i hartu wojennego”. Po upadku powstania walczył w wojnie krymskiej i brał udział w wyprawie Garibaldiego. Przed wybuchem Powstania Styczniowego mieszkał w Turcji. Na ziemie polskie przybył w marcu 1863 roku. Początkowo walczył w oddziale Leszka Wiśniowskiego (1831–1863), a następnie Marcina Borelowskiego „Lelewela” (1829–1863), dowodząc oddziałem kawalerii. W bitwie pod Panasówką, 3 września 1863 roku, „zwracał szczególną uwagę dowódca kawalerii Edward Nyary, Węgier, odziany w biały płaszcz z czerwonym kołnierzem – pisał Józef Białynia Chołodecki w pracy o Marcinie Borelowskim. –Ten zdaje się strój barwny wpadł i Moskalom w oko, toż widząc w nim wyższego komendanta skierowali na Nyarego strzały”. Ciężko rany Nyáry zmarł tego samego dnia, przechodząc przed samą śmiercią na wiarę rzymskokatolicką (był kalwinistą). Kończąc wątek węgierski, warto dodać, że do powstania życzliwie odnosili się także oficerowie pułków węgierskich, stacjonujących w Galicji – przymykali oko, gdy granicę rosyjsko-austriacką przekraczali powstańcy lub przerzucano tamtędy broń.

W powstaniu walczył także Chorwat, Piotr Szchmeiss v. Szmajc, były oficer armii austriackiej. W stopniu kapitana dowodził oddziałem w krwawej bitwie pod Chromakowem (10 sierpnia 1863 roku). Jego dalsze losy nie są niestety znane.

Europa Północna

W lipcu 1863 roku do Świnoujścia na pokładzie statku pocztowego „Drottning Lovisa” dopłynęła trójka Szwedów – Gabriel Jacobson (ok. 1847–1898), Johan Erik Erikson (ok. 1843–1893) oraz Wilhelm Arnold Unman (1841–1924). Jacobson był synem mistrza drukarskiego, Erikson pochodził z rodziny zamożnych rolników, natomiast Unman był synem kupca ze Sztokholmu. Trójka młodych ochotników dotarła po pewnym czasie do Wielkopolski, gdzie następnie przekroczyła granicę prusko-rosyjską. Szwedzi trafili do oddziału Edmunda Taczanowskiego, który działał w województwie kaliskim. W trakcie jednych z potyczek koło Lądka pod Koninem dostali się do rosyjskiej niewoli. Początkowo zostali umieszczeni w więzieniu w Koninie, następnie w warszawskiej Cytadeli, ostatecznie przewieziono ich do twierdzy modlińskiej. Dzięki działaniom szwedzkiej dyplomacji trójkę powstańców w lutym 1864 roku przewieziono do Warszawy, a następnie przetransportowano na granicę prusko-rosyjską. Erikson i Jacobson powrócili do Szwecji. Pierwszy z nich został poczmistrzem w Skara, drugi natomiast był nadzorcą śluz w Strömsholm.

Unman postanowił kontynuować walkę. Tym razem służył w kompanii, złożonej w głównej mierze z cudzoziemców, pod dowództwem nieznanego z imienia i nazwiska francuskiego oficera. Gdy oddział rozbito, uciekł przez granicę pruską i został aresztowany przez władze pruskie. Przebywał w Poznaniu, a następnie w Kościanie. Z więzienia pisał do swojego brata: „Nie tylko Austria, lecz także Prusy idą ręka w rękę z Rosją, aby zdławić nieszczęsny polski naród”. Unman został zwolniony jesienią 1864 roku. Wrócił do ojczyzny i zajął się handlem, prowadząc sklep z porcelaną. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy, a w 1923 roku polskie władze przyznały mu stopień podporucznika Wojska Polskiego. Wilhelm Unman zmarł rok później. W jego pogrzebie uczestniczył polski poseł w Szwecji Alfred Wysocki wraz ze swoimi współpracownikami. Złożył kondolencje rodzinie zmarłego oraz przesłał wieniec z polską wstęgą oraz napisem: „Uczestnikowi walk o niepodległość Polski – poselstwo polskie”.

Europa Wschodnia

Największą grupę zagranicznych ochotników walczących w Powstaniu Styczniowym stanowili Rosjanie (oraz inni mieszkańcy cesarstwa). Ich motywacje były przeróżne. Mogły to być koneksje rodzinne (np. matka Polka), rewolucyjne sympatie czy niechęć do służby w armii rosyjskiej (ciężkie warunki). Przyjrzymy się dwóm carskim oficerom, którzy przeszli na stronę powstańców.

Andrij Potebnia (1838–1863) był Ukraińcem służącym w armii rosyjskiej. Jako carski oficer miał bliski kontakt z Jarosławem Dąbrowskim, a w 1862 roku przeprowadził zamach na namiestnika Królestwa Polskiego Aleksandra Lüdersa. Uczestniczył w działaniach powstańczych od samego początku. Był współautorem odezwy do żołnierzy rosyjskich, aby nie walczyli z polskimi insurgentami. Walczył w oddziale Mariana Langiewicza. Zginął w potyczce pod Skałą 4 marca 1863 roku, prowadząc oddział kosynierów do ataku. W nekrologu, który napisał jeden z jego przyjaciół, czytamy: „Potebnia stał się ofiarą swojej ojczyzny, aby przebłagać jej zbrodnie. Potebnia chciał krwią swoją uświęcić przymierze między Polakami i Rosjanami, odpychając w imię narodu wszystkie okrucieństwa i barbarzyństwa popełniane przez rząd petersburski”. 

Inną ciekawą postacią był Rosjanin Stanisław Konstantynowicz Nikiforow (zm. 1863). W armii carskiej służył jako oficer w Biełozierskim Pułku Piechoty. Na początku powstania, przyłączył się do oddziału Apolinarego Kurowskiego, pełniąc funkcję na podobieństwo szefa sztabu. Odegrał kluczową rolę w ataku powstańców na Sosnowiec i walczył w bitwie miechowskiej. W następnych miesiącach otrzymał zadanie organizacji oddziału powstańczego w Galicji Wschodniej, ale z powodu niechęci lokalnych władz powstańczych nie udało mu się zrealizować zadania. Nikiforow przystąpił do oddziału Leona Czechowskiego.

Po bitwie pod Ciosami (21 marca 1863 roku), gdzie rosyjski oficer wykazał się w walce, dołączył do oddziału Marcina Borelowskiego. Niestety, najprawdopodobniej w wyniku tragicznego nieporozumienia i fałszywych oskarżeń, „Lelewel” otrzymał od Rządu Narodowego rozkaz rozstrzelania Nikiforowa jako szpiega. Wyrok wykonano. Jak pisał prof. Dariusz Nawrot, „możemy o nim śmiało powiedzieć, że ten w połowie Rosjanin, połowie Litwin, a z serca Polak, utożsamia całą złożoną i bardzo często tragiczną historię tej części Europy oraz wiarę, że nie ma wolnej Rosji bez wolnej Polski”.