Węgrów, 3 lutego 1863 roku

Choć źródła różnią się w opisach przebiegu bitwy, a zwłaszcza polskiego kontrnatarcia i jego efektów – niejasna jest np. kwestia zdobycia przez powstańców armat – to atak kosynierów z pewnością poprowadzono z dużą determinacją. Przyznawali to nawet Rosjanie, podkreślając, że walczono na najbliższym dystansie, armaty strzelały kartaczami, a oficerowie ostrzeliwali się z rewolwerów.

Podziel się w social media!

Tekst na licencji CC-BY.
Tekst na licencji CC-BY.
Przeczytanie tego artykułu zajmie 6 min.
Autor: Michał Mackiewicz

Stanisław Zieliński w monumentalnych Bitwach i potyczkach 1863–1864 odnotował sto polsko-rosyjskich starć na terenie ówczesnego województwa podlaskiego. Do największych należała bitwa pod Węgrowem, rozegrana 3 lutego 1863 roku. Niezwykle zacięta i krwawa, zakończyła okres powstańczej „inicjatywy operacyjnej”.

Termin wybuchu powstania styczniowego był zupełnie przypadkowy, wymuszony carskim poborem do wojska. Z tego powodu przygotowania do rozpoczęcia walki, zwłaszcza od strony wojskowej, były w powijakach i akcja Polaków, rozpoczęta nocą z 22 na 23 stycznia 1863 roku, przybrała formę nieskoordynowanych ataków na carskie garnizony. Zdecydowana większość z nich zakończyła się niepowodzeniem, ale Rosjanie zostali zmuszeni do pospiesznego przegrupowania sił. Namiestnik Królestwa Polskiego wielki książę konstanty Mikołajewicz pisał do swego brata cara Aleksandra II: „Rozkazałem naczelnikom wojennym w guberniach, aby skoncentrowali i ściągnęli swoje siły, z tym, aby natychmiast tworzyć kolumny ruchome z piechoty i jazdy, a w razie potrzeby i z dodaniem artylerii. Oddziały te będą musiały zacząć małą wojnę, aby oczyścić kraj i zniszczyć wszystkie bandy”.

W taki sposób Rosjanie postanowili zdławić powstanie na Podlasiu, gdzie od początku walki przybrały intensywny charakter. W ciągu kilku pierwszych dni to właśnie tutaj stoczono najwięcej potyczek spośród wszystkich województw. Co prawda nie udało się opanować Siedlec, ale zaskoczeni Rosjanie nie byli zdolni do natychmiastowego przeciwdziałania, dzięki czemu Polacy zyskali chwilę oddechu.

„Armia podlaska”

Najważniejszym ośrodkiem powstańczym stał się Węgrów, miasto położone na prawym brzegu Liwca, niecałe 100 km na wschód od Warszawy. Niewielka carska placówka wycofała się stąd zaraz po rozpoczęciu walk i w ten sposób Węgrów stał się naturalnym miejscem koncentracji operujących w okolicy oddziałów. Kilkudniową pauzę operacyjną wykorzystano na scalenie oddziałów i szkolenie licznie przybywających ochotników.

Zapał był ogromny, ale wyposażenie mizerne. Z kilku tysięcy powstańców zaledwie kilkuset miało broń palną, głównie myśliwską, nadającą się do walki na stosunkowo bliskim dystansie, oraz nieco zdobycznej, wojskowej. Trzon wojska stanowili kosynierzy. Józef Kościesza Ożegalski, powstaniec z Sandomierskiego, tak opisywał broń tej formacji: „Kosy były trojakie. Jedne zwykłe od koszenia, drugie przerobione z ręcznych sieczkarń, a trzecie umyślnie robione do powstania. Te były obosieczne i proste, miały kształt dużego czerkieskiego kindżału”. W walce na bliskim dystansie były niezwykle groźne, ale wymagały od walczących nimi żołnierzy dużej determinacji podczas ataku na przeciwnika uzbrojonego w karabiny.

Ponieważ Walenty Lewandowski, wyznaczony przez Rząd Narodowy na naczelnika wojskowego Podlasia, był nieobecny, faktyczne kierownictwo „armii podlaskiej” objęło dwóch rzutkich dowódców: Władysław Jabłonowski ps. Genueńczyk oraz Jan Matliński ps. Janko Sokół.

Rosjanie nadchodzą

Zniszczenie węgrowskiego zgrupowania powstańczego miało dla Rosjan pierwszorzędne znaczenie. Głównie z powodu strategicznego znaczenia Podlasia, a konkretnie tej jego części, która wchodziła w skład guberni lubelskiej. Biegły tędy dwa kluczowe szlaki komunikacyjne, zapewniające armii carskiej szybki dopływ posiłków z głębi imperium: istniejący od 1823 roku trakt brzeski i odcinek linii Kolei Warszawsko-Petersburskiej, oddanej do użytku w 1862 roku. Paraliż tych newralgicznych połączeń oznaczałby dla zaborcy katastrofę.

Rosjanie opracowali plan koncentrycznego uderzenia kilku kolumn złożonych z piechoty, jazdy regularnej i nieregularnej (kozacy) oraz artylerii. Najważniejszą rolę miały odegrać siły działające od północy, przerzucone z Warszawy w rejony wyjściowe koleją. Ze względu na polską działalność dywersyjną polegającą na niszczeniu torów akcja Rosjan mogła rozpocząć się dopiero na przełomie stycznia i lutego. Od strony Łochowa wyruszył ppłk Konstanty Bontemps, a z Małkini płk Kriwonosow – w sumie zapewne nie mniej niż 2 tys. żołnierzy. Pomocnicze uderzenie skierowano z południa, od strony Siedlec. Tę kolumnę prowadził płk Gieorgij Papaafanasopulo. W niektórych opracowaniach wymienia się jeszcze jedną, idącą od strony Mińska, ale jej udział bywa kwestionowany.

Rosyjski plan był optymalny i gdyby realizowano go z żelazną konsekwencją, powstańcze zgrupowanie zapewne uległoby zagładzie. Stało się jednak inaczej. Carskim dowódcom nie udało się skoordynować działań poszczególnych kolumn i w rezultacie w bezpośrednim ataku na Węgrów udział wzięła tylko jedna, siedlecka. W polskiej historiografii przyjmuje się, że obie północne kolumny zostały skutecznie powstrzymane przez wydzielone siły powstańcze, pierwsza pod Ludwinowem, a druga nad Bugiem. Mimo że w rosyjskich raportach brak wzmianki o tych starciach, to należy je uznać za więcej niż prawdopodobne. Dotyczy to przede wszystkim Ludwinowa, gdzie Bontempsowi drogę zastąpiło tysiąc kosynierów z Węgrowa. Osłonięcie kierunków spodziewanych ataków wroga wystawia polskim dowódcom dobre świadectwo. Nie dali się zaskoczyć, a przewaga Rosjan w kluczowym momencie „operacji węgrowskiej” została zniwelowana.

Triumf kosynierów

Papaafanasopulo musiał działać samodzielnie. Miał problemy od samego początku, ponieważ na drodze jego marszu powstańcy utworzyli wysunięte posterunki. Zanim carski pułkownik dotarł pod Węgrów musiał stoczyć kilka potyczek, które spowolniły natarcie i nadwątliły jego siły. Do największej z nich doszło nocą z 2 na 3 lutego w lesie pomiędzy Szarutami i Mokobodami, gdzie tylko dzięki armatom Rosjanom udało się obronić przed zaciekłym atakiem kosynierów, prowadzonych do boju przez Jabłonowskiego. Był to przedsmak tego, co czekało Rosjan u wrót samego miasta.

Papaafanasopulo dotarł pod Węgrów 3 lutego ok. godz. 8 rano. Siły, które prowadził (trzy kompanie piechoty, trzy szwadrony ułanów, kozacy i kilka dział) szacowane są na dziewięćset–tysiąc ludzi, ale z powodu strat poniesionych we wcześniejszych walkach były zapewne nieco mniejsze. Rosjanie ustępowali powstańcom pod względem liczebności mniej więcej trzykrotnie, ale górowali nad nimi wyszkoleniem i uzbrojeniem.

Carski dowódca nie zdecydował się na atak z marszu. Walkę rozpoczął ostrzałem z armat. Wywarł on na powstańcach duże wrażenie, ale na stłumił ich woli oporu. Tym bardziej że nocny bój w lesie pod Szarutami umożliwił polskim dowódcom przygotowanie się do starcia. Atak piechoty (kompanie z pułków liniowych: kostromskiego i smoleńskiego) nastąpił krótko po artyleryjskiej kanonadzie i nie przyniósł Rosjanom powodzenia. Odparto go celnym ogniem strzelców, którzy bronili się prawdopodobnie korzystając z usypanych zawczasu umocnień polowych. Kulminacyjnym momentem bitwy był kontratak kilkuset kosynierów, którzy – według wspomnień stojącego na ich czele Jabłonowskiego, rannego wcześniej w starciu pod Szarutami – z okrzykiem „Jezus! Maryja!” dopadli rosyjskiej piechoty oraz armat: „Cięci i kłuci kosami Moskale, choć się bronili bagnetami, to jednak nie oparli się naszemu impetowi. Wyparci z pobliża dział otworzyli jednak nam przestrzeń swobodną ku nim. W mgnieniu oka rzuciliśmy się na kozaków, z których jedni ściągani hakami z koni padali pod strasznym uderzeniem kos, wtedy, gdy inni rażeni przez naszych strzelców pierzchali ku laskowi lub umykali ku dolinie, zostawiając bez obrony rannych artylerzystów”.

Choć źródła różnią się w opisach przebiegu bitwy, a zwłaszcza polskiego kontrnatarcia i jego efektów – niejasna jest np. kwestia zdobycia przez powstańców armat – to atak kosynierów z pewnością poprowadzono z dużą determinacją. Przyznawali to nawet Rosjanie, podkreślając, że walczono na najbliższym dystansie, armaty strzelały kartaczami, a oficerowie ostrzeliwali się z rewolwerów. Polscy dowódcy nie mogli jednak przeciągać walki. Z północy nadciągały spóźnione siły wroga, które niechybnie rozstrzygnęłyby wynik starcia na korzyść Rosjan. Podjęto decyzję o odwrocie, który osłonięto kilkusetosobową ariergardą kosyniersko-strzelecką. Musiała ona stawić zacięty opór ułanom smoleńskim, próbującym zagrodzić drogę uchodzącemu na wschód głównemu powstańczemu zgrupowaniu. Walczono ponoć długo, m.in. w oparciu o węgrowski cmentarz. Na tyle jednak skutecznie, że główne siły, prawdopodobnie ok. 2 tys. ludzi, zdołały się oderwać od nieprzyjaciela i odejść w dające schronienie lasy.

Aktywna obrona i brak koordynacji

Bitwa pod Węgrowem była jedną z najkrwawszych w powstaniu. Po stronie polskiej poległo zapewne nie mniej niż stu kilkudziesięciu ludzi, jednak do tego należy doliczyć także potyczki poprzedzające główne starcie. Utracono też dwie chorągwie. Dane rosyjskie są mało wiarygodne, w carskich raportach straty zaniżano bowiem w sposób wręcz absurdalny. Niemal z pewnością można uznać, że na placu boju padło co najmniej kilkudziesięciu Rosjan, wielu zapewne odniosło rany. Konstanty pisał do brata, że wyprawa węgrowska „nie poszła tak dobrze, jak zakładaliśmy”. Rzeczywiście, biorąc pod uwagę ambitny plan i zaangażowanie znacznych sił, efekt był co najmniej rozczarowujący. Tym bardziej że Rosjanie rzucili do boju doborowe jednostki liniowe, walczące z przeciwnikiem nie tylko słabo uzbrojonym, ale i niedoświadczonym. Problem z koordynacją działań był oczywisty, carska armia borykała się z nim także w kolejnych operacjach przeciwko powstańcom. Jednak nie tylko to zadecydowało o fiasku koncentrycznego ataku na Węgrów. Polacy walczyli zawzięcie, decydując się na obronę aktywną. Rosyjska porażka bez wątpienia była powstańczym sukcesem.

Decyzja o podjęciu walki w Węgrowie bywa krytykowana. Istotnie, trudno ją uzasadnić taktycznie, tym bardziej, że miasto nie miało walorów obronnych. Przesądziły zapewne względy psychologiczne. Brak próby stawienia Rosjanom czoła w otwartej walce skutkować mógł spadkiem morale i zachwianiem wiary w ostateczny sukces powstania. Bitwa niosła ze sobą oczywiste ryzyko, ale dawała także niezbędne doświadczenie. W ogniu walki miały się wykuwać kadry przyszłej armii.

Węgrów, podobnie jak inne potyczki styczniowego zrywu, nie przyniósł Polakom korzyści militarnych. Węgrowskie zgrupowanie, jedno z największych walczących w powstaniu, nie odegrało już większej roli w zmaganiach na Podlasiu. Starcie miało natomiast znaczenie psychologiczne. Odbiło się głośnym echem w powstańczej prasie i wpłynęło na ugruntowanie woli walki zbrojnej przeciwko carskiemu zaborcy. Spowodowało także wzrost zainteresowania sprawą polską za granicą, czego najlepszym przykładem był wiersz francuskiego poety Auguste’a Henriego Barbiera pt. La chargé de Wengrow („Atak pod Węgrowem”), w którym heroiczny bój kosynierów przyrównał do postawy trzystu Spartan pod Termopilami.