Ułuda, czyli młodość. „Desperacja” Zbigniewa Kuźmińskiego

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 6 min.
Autor: Piotr Korczyński

Zbigniew Kuźminski, reżyser m.in. adaptacji powieści Elizy Orzeszkowej Nad Niemnem, w Desperacji pokazuje niespokojne, rewolucyjne czasy przed wybuchem Powstania Styczniowego.

 

„Rewolucja gardzi pieniędzmi!” – krzyczy w uniesieniu młody Krzysztof Ibisz jako Marcin, adept sztuk pięknych i konspirator czerwonych w filmie Desperacja. Jest gotów natychmiast, na jedno skinienie swych dowódców, rzucić się do powstania, do nierównej walki. Bo kocha piękną kobietę, co okazuje się fatalnym zauroczeniem.

W 1988 roku, czyli po dwóch latach od sukcesu, jakim okazała się filmowa adaptacja Nad Niemnem, jej twórcy – Zbigniew Kuźmiński i Kazimierz Radowicz – powrócili do tematyki bliskiej Powstaniu Styczniowemu w filmie Desperacja. Jak wiemy, Nad Niemnem rozgrywało się wiele lat po insurekcji 1863 roku, natomiast w Desperacji tandem scenariuszowo-reżyserski cofnął się do lat poprzedzających wybuch powstania – gorących od patriotycznych emocji, dysput politycznych, konspiracji i demonstracji, niejednokrotnie brutalnie tłumionych przez carską policję i kozackie sotnie. Nic tak nie sprzyja rewolucji jak liberalizacja opresyjnego systemu, a następnie próba wzięcia w kraby rozbudzonych przez nią nadziei, zwłaszcza ludzi młodych, niepomnych wcześniejszych klęsk. Margrabia Aleksander Wielopolski przy całej swej niewątpliwie nieprzeciętnej inteligencji zapomniał o tej nauce, płynącej od czasów wielkiej rewolucji francuskiej.

Naczelnik rządu cywilnego Królestwa chciał reformami administracyjnymi i gospodarczymi ugasić pragnienie wolności. Osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego – dolał nafty do ognia. W Desperacji poczynania Wielopolskiego w 1862 roku skomentował pułkownik policji Huber (Janusz Zakrzeński) w rozmowie ze swym najzdolniejszym podwładnym, majorem Dymitrem Woroncowem (Leszek Zdybał). Jako szef carskiej policji w Warszawie zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, że kraj jest na krawędzi wojny, buntują się nie tylko Polacy, ale i kadra rosyjskiego wojska w Królestwie, że w każdej chwili może wybuchnąć kolejne powstanie, tym groźniejsze, że rysuje się perspektywa wsparcia Polaków przez rosyjskich rewolucjonistów i „wichrzycieli” z Zachodu. Szansę na ocalenie rosyjskiego władztwa w Królestwie widział w prewencyjnych aresztowaniach przywódców konspiracji i wszelkimi sposobami starał się do nich dotrzeć, a najlepszą i sprawdzoną od lat przez carską policję metodą była prowokacja.

Femme fatale

Pułkownik Hubner wiedział, że do Warszawy przybył emisariusz gen. Ludwika Mierosławskiego. Wiedział także, gdzie i z kim ma się spotkać ów człowiek, by przekazać wytyczne dla konspiratorów. Tym, który miał je odebrać w jednej z warszawskich kawiarni, był młody student malarstwa Marcin (Krzysztof Ibisz). Hubner zastawił nań pułapkę: po spotkaniu z emisariuszem tajniacy ujęli go na jego stancji, następnie umożliwili ucieczkę, a ściganego (niezbyt gorliwie) uratowała na pozór przypadkowo napotkana kobieta, która ukrywa go w swym mieszkaniu. Katarzyna Zaborowska (Maria Mielnikow-Krawczyk) jest piękna, przedstawia się jako wdowa i bardzo szybko – w zasadzie od razu – ona i Marcin zostają kochankami. Tyle tylko, że Katarzyna nie jest wdową. Jej męża zesłano na Syberię za konspirowanie, a ona wszelkimi sposobami stara się o go uwolnić i ściągną do domu. Dosłownie wszelkimi, gdyż aby osiągnąć ten cel, współpracuje z Hubnerem – jest jego najlepszą agentką.

Sprawy się jednak komplikują, gdyż Katarzyna naprawdę zakochuje się w Marcinie. Zaczyna mieć skrupuły. Mało tego – piękną agentkę uczuciem zaczyna darzyć także mjr Woroncow, a i wśród młodych konspiratorów Marcin ma konkurentów, którzy chętnie zawalczyliby z nim o względy Katarzyny – najpoważniejszym jest poeta Adam Asnyk. Misterny plan płk. Hubnera zaczyna się walić. I ta sytuacja jest w Desperacji najciekawsza, gdyż śledząc poczynania bohaterów filmu, tracimy pewność, co jest prawdą, a co kłamstwem i czy ci młodzi ludzie, targani namiętnościami, w ogóle rozróżniają jeszcze te przeciwstawne pojęcia. Najradykalniejszym w porywie serca zdaje się być nie Marcin, lecz mjr Woroncow. Uświadamia Katarzynie, że jego zwierzchnik, płk Hubner, jest z pochodzenia Niemcem, w istocie wcale nie zależy mu na powstrzymaniu wybuchu powstania, a wręcz przeciwnie –pragnie go, by dwa słowiańskie narody znienawidziły się jeszcze bardziej. Marcin jest natomiast coraz bardziej zazdrosny, trudno mu utrzymać konspiracyjne zasady, jeśli podejrzewa swych towarzyszy o próby odbicia Katarzyny. A ona? Ona ma rozdarte serce między uczuciem do męża na katordze a miłością do młodego kochanka. Nieobojętne są jej także zabiegi Woroncowa. Katarzyna nie jest już femme fatale, lecz kobietą coraz trudniej potrafiącą zapanować nad emocjami. A najgorsze dopiero przed nią.

Styczniowy świt nie przyniósł ulgi

Ta historia znalazła swe rozstrzygnięcie w warszawskiej Cytadeli i podczas potyczki po wybuchu powstania. Dochodzi do pojedynku Marcina z Woroncowem; przeznaczenie godzi obu jak na jednym z obrazów Artura Grottgera, gdzie na pobojowisku obok siebie leżą martwi polski powstaniec i rosyjski żołnierz. Dla konspiratora piękną jest ta chwila, kiedy może wreszcie otwarcie dobyć broni i walczyć w bitwie jako żołnierz. Niejednokrotnie podkreślali to w pamiętnikach ci, którzy przywdziewali mundur w Insurekcji Kościuszkowskiej, Powstaniu Listopadowym, w roku 1863 i Powstaniu Warszawskim w 1944 roku również. Tak samo nieprzyjemnym i dramatycznym momentem dla nich wszystkich był ten, gdy po klęsce trzeba było wrócić do konspiracji. Kiedy znowu w cywilnym ubraniu, z fałszywymi dokumentami, musieli uważać na każde słowo i gest, zastanawiać się, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem i spodziewać się aresztowania w każdej chwili.

Straszna to gra nerwów i nie każdy, kto okazał męstwo w bitwie i zebrał zasłużone laury żołnierskie, potrafił równie odważnie działać w konspiracji. Dobitnym tego dowodem są losy jednego z lepszych dowódców polowych Powstania Styczniowego Romana Rogińskiego. O jego sukcesach militarnych na Litwie w początkach roku 1863 mówiono nie tylko na ulicach Warszawy, ale i pisano za kordonem, między innymi w krakowskim „Czasie”, a nawet wieści o „viktoriach” Rogińskiego dotarły na Zachód – na przykład opiewał je Aleksander Hercen w swym „Kołokole”. Niestety, świetnie zapowiadająca się kariera wojskowa młodego dowódcy (w lutym 1863 roku Rogiński skończył 23 lata) szybko się zakończyła – 3 marca 1863 roku Rogiński dostał się do rosyjskiej niewoli i wylądował w Cytadeli, skąd po zmianie kary śmierci na wieloletnie zesłanie został wywieziony na Syberię.

To jednak nie zmieniło opinii o nim jako o samorodnym talencie wojskowym. Wręcz przeciwnie. Po powrocie z Syberii żył w nimbie bohatera (zmarł w 1915 roku). Sam Józef Piłsudski stawiał go za przykład świetnego żołnierza swym legionistom. Pisał o nim entuzjastycznie: „Oto, co czyni potęga moralna, która uderzenia słabe robi uderzeniami olbrzyma […]. Do końca istnienia swego oddziału na Litwie [Rogiński] działa zaczepnie jako świetny partyzant”. Niestety, po latach wyszło na jaw, że tej „potęgi moralnej” Rogińskiemu zabrakło podczas śledztwa. Niedługo po jego śmierci odnaleziono dowody na to, że wydał on kilku swych towarzyszy. W okresie międzywojennym historycy mieli już pełny wgląd w protokoły jego przesłuchań, z których wynikało, że Rogiński wsypał niemal wszystkich. Wielki książę Konstanty z ukontentowaniem pisał do cara Aleksandra II: „Witkowski bardzo serio i z powodzeniem prowadzi zlecone mu śledztwo. Przez Rogińskiego […] zdołał już dojść do bardzo ważnych okoliczności i zaczyna dobierać się do Centralnego Komitetu”. W następnej depeszy książę potwierdzał te rewelacje: „[Z Rogińskiego] wydobyliśmy już nazwiska najważniejszych członków Centralnego Komitetu, ale policja nie jest w stanie ich odnaleźć, chociaż wiemy dowodnie, że są oni i teraz w Warszawie”.

Gra cieni

Co było przyczyną takiej odmiany dzielnego partyzanta, który podczas śledztwa wymieniał nawet nazwiska tych konspiratorów, o których nie był pytany? Czy doznał tak wielkiego szoku po klęsce poprzedzonej kilkoma zwycięskimi potyczkami? Jak rosyjscy śledczy tak szybko go złamali? Otóż nim całkowicie potępimy Rogińskiego, wiedzmy, że miał on wielkie nieszczęście natrafić na szlachetnego wroga. Pod Turowem wziął go do niewoli gen. Iwan Nostitz i przez wzgląd na młody wiek partyzanta przyrzekł, że ocali mu życie w niewoli. Słowa dotrzymał – to dzięki jego wstawiennictwu młodzieńcowi zmieniono karę śmierci na zesłanie, choć m.in. udowodniono mu zabójstwo radcy Czerkasowa. Jak celnie zauważył prof. Stefan Kieniewicz: „Wolno przypuszczać, że gdyby Rogiński wiedział, że śmierć i tak go nie minie, trzymałby się w śledztwie godniej. Zmiękczyła go realna szansa ocalenia, zapewne też poparta błaganiami matki. Właśnie więc przyjaźń Nostitza ściągnęła Rogińskiego na śliską drogę. Do tego, co zeznawał w Cytadeli, nie przyznał się nikomu za życia”.

Należy dodać, że po powrocie z Syberii Rogiński odnowił znajomość z Nostitzem i połączyła ich serdeczna przyjaźń. Po śmierci generała w kijowskiej prasie ukazały się wzruszające nekrologi pisane przez dawnego powstańca. Lecz wstawiennictwo i ocalenie życia przez carskiego oficera miało swą cenę – nie wystarczyła tylko deklaracja młodego partyzanta, że już więcej nie podniesie ręki na cara. Musiał dać natychmiastowe dowody swej lojalności i wdzięczności w postaci listy nazwisk spiskowców. Rogiński tak zrobił i musiał żyć z tym brzemieniem do końca. Czy ciążyło mu ono bardziej wobec hołdów, jakie mu oddawano za krótki, ale niewątpliwie świetny epizod wojenny? Tego nie dowie się już nikt. Bodajże Georges Danton, jeden z wielkich przywódców rewolucji francuskiej, miał stwierdzić, że rewolucji nie powinni wzniecać ludzie bardzo młodzi i bardzo starzy – pierwsi działają pod wpływem impulsu i emocji, drudzy zanadto są skłonni do roztrząsania i wahań, jedni i drudzy więc ponoszą klęskę. A kiedy jeszcze w grę cieni, jaką jest konspiracja, wplącze się miłość, jak w filmie Desperacja – katastrofa jest pewna. Choć to piękna katastrofa.