19 maja tego roku w Kijowie odbyła się konferencja „Ukraiński wymiar antyimperialnego powstania 1863–64 roku”. Chociaż mogłoby się wydawać, że jest to jedno z wielu wydarzeń zorganizowanych z okazji 160. rocznicy tego wolnościowego zrywu, konferencja miała wyjątkowy charakter.
Konferencja odbywała się w tzw. czerwonym korpusie kijowskiego Uniwersytetu Szewczenki, najstarszym budynku uczelni. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że kijowscy studenci – jedno z ważniejszych środowisk przygotowujących powstanie w 1863 roku – uczyli się nie tylko w budynku, ale może też i w Sali, w której trwało konferencyjne spotkanie. Genius loci tego miejsca unosił się nad zebranymi.
Inicjatorem i animatorem konferencji, oprócz Uniwersytetu Szewczenki, był ukraiński IPN. To wskazuje na próbę umieszczenia powstania 1863 roku w ukraińskiej narracji historycznej, co byłoby prawdziwą rewolucją w miejscowej pamięci historycznej. W pewnym sensie ramową decyzje podjęto już wcześniej na poziomie politycznym, widząc w obchodach 160 rocznicy powstania sposobność zbliżenia Polaków i Ukraińców w przestrzeni historycznej. Jednak wola polityczna to jedno, a głos środowiska naukowego drugie. Każda narracja historyczna próbuje być wewnętrze konsekwentna i jest silnie inercyjna, niechętnie pozbywa się starych bohaterów i przyjmuje nowych. Nie bez znaczenia jest też to, że w popularnej wersji ukraińskiej pamięci narodowej dominuje tradycja narodnicka, utożsamiająca ukraińskość z ludem.
Polskie powstanie
Problem w polsko ukraińskim dialogu historycznym, w kwestii Powstania Styczniowego, do tej pory polegał też nie tyle na sporze wokół interpretacji faktów, ile na nierównomierności znaczenia samego powstania w historiografii obu narodów. O ile dla Polski był to jeden z ważniejszych momentów historii, o tyle na Ukrainie uważano je za obce i marginalne. Zajmowała się nim ograniczona liczba historyków, a podejście do tematyki było najczęściej wtórne w stosunku do badań polskich.
Nazywając zryw polskim powstaniem, stosowano uogólnienie mające kluczowy charakter. Takie określenie wydarzeń 1863 roku broni tezy o nieukraińskim charakterze powstania w sposób tautologiczny. Jeśli z góry założyliśmy, że jest ono polskie, to wszelkie ślady ukraińskości w powstaniu będziemy traktowali jako obcą (polską) maskaradę albo kondotierstwo (udział w cudzej walce „nielicznych” Ukraińców).
Ważne jest też ignorowanie teorii ukazujących naród jako zjawisko tworzące się (a przynajmniej gwałtownie zmieniające) w XIX wieku. Brak refleksji na ten temat skutkuje poszukiwaniem narodowego podmiotu we współczesnym kształcie już w połowie XIX stulecia i faktyczne odrzucenie istniejących wtedy tożsamości, jakie dziś pewnie nazwalibyśmy hybrydalnymi. Inną sprawą jest niedostrzeganie ówczesnej płynności pojęć, w tym tak fundamentalnych, jak „Polska” czy „Ukraina”.
Jeśli wziąć pod uwagę stosunek do Powstania Styczniowego współczesnej historiografii litewskiej i patriotycznej białoruskiej, jednoznacznie odnajdujących swój narodowy wymiar w tym zrywie, utrzymywanie w ukraińskiej historiografii tezy o wyłącznie polskim (w dzisiejszym tego słowa) charakterze powstania jest anachronizmem. Takie podejście nie daje się uzgodnić ze wspomnianymi historiografiami narodowymi społeczności bliskich przecież Ukrainie.
Ukraińskie tropy
Specyfika kijowskiej konferencji niewątpliwie polegała na tym, że znaczna część referatów (a także dyskusji) wprowadzała poziom metahistoryczny. Stawiano pytania wykraczające poza typowe podczas takich spotkań wystąpienia monograficzne.
Rocznica zrywu 1863 roku nakazuje nam zapytać o ukraiński kontekst tamtych wydarzeń. Tropów jest wiele. Na przykład pochowany w Wilnie Zygmunt Sierakowski urodził się w Lisowie na Wołyniu, przyjaźnił z Tarasem Szewczenką, a w 1856 roku mówił o sobie, że jest „Ukraińcem z prawego brzegu Dniepru”.
Owe tropy powinniśmy uporządkować i przyjrzeć się, jakie miejsce w powstaniu zajmowała kwestia ukraińska – taka jak ją rozumiano wtedy i taka jak można ją rozumieć dziś. Powinniśmy zapytać o przebieg powstania na ziemiach dzisiejszej Ukrainy, a wreszcie – o udział Ukraińców w powstaniu (chociaż mając świadomość tego, że był to czas formowania się nowoczesnych narodów, byłoby to raczej pytanie o powstańców, których z dzisiejszej perspektywy uznalibyśmy za Ukraińców). To mogłoby być podstawą kilku dużych projektów badawczych. Pamiętajmy też o przesunięciach używanych wtedy pojęć w stosunku do znaczeń współczesnych, biorąc również pod uwagę, że autorzy, tworzący w tym samym czasie, mogą te same pojęcia używać różnie.
Manifest „trójjedności”
Zgodnie z tradycją, w okresie powstańczym Ukrainę nazywano Rusią, Litwą tereny przedrozbiorowego Wielkiego Księstwa (czyli dzisiejsze Litwę i Białoruś), Rosję Moskwą, a pojęcie „Polska” bywało (choć nie zawsze) rozciągane na wieloetniczną społeczność zamieszkującą terytorium dawnej Rzeczypospolitej. „Manifest Tymczasowego Rządu Narodowego” z 22 stycznia 1863 roku jest jednym z popularniejszych źródeł w naszej historii. W tekście dość precyzyjnie wskazano podmiot, który staje do walki: „Do broni więc, Narodzie Polski, Litwy i Rusi, do broni! Bo godzina wspólnego wyzwolenia już wybiła, stary miecz nasz wydobyty, święty sztandar Orła, Pogoni i Archanioła rozwinięty [...]”.
Wyraźnie wskazuje się tu trzy równe podmioty jednego narodu politycznego.
Być może, w swoich czasach, najbardziej znaną manifestacją owej „trójjedności” był wiersz Mołytwa, napisany rok wcześniej przez Rusina (Ukraińca) Płatona Kosteckiego: „Wo imia Otca i Syna/ To nasza mołytwa:/ Jako Trojca, tak jedyna/ Polszcza, Ruś i Łytwa.”
Później w ukraińskiej myśli politycznej tego typu postawy uznano za niebezpieczne, bo grożące asymilacją do polskości, a sam Kostecki został wypchnięty poza margines pamięci narodowej.
Tradycyjnie dawna Rzeczpospolita była Obojga, a nie Trojga Narodów. W wersji poprawnej herb był dwu- albo czwórdzielny, jedynie z Orłem i Pogonią. Ten „historyczny błąd” naprawiono w październiku 1861 roku. Stało się to podczas wielkiego zjazdu w Horodle, który upamiętniał Unię z XV wieku, a jednocześnie odnawiał jej trwanie (już nie decyzją monarchów, lecz społeczeństwa). Do Polski i Litwy (Orła i Pogoni) dodano wtedy Ruś i kijowskiego Archanioła Michała, nawiązując do ugody hadziackiej z 1658 roku. Taka przebudowa dawnej Rzeczypospolitej miała uratować jej całość, zaspokajając jednocześnie pragnienia nowoczesnych narodów, stopniowo rodzących się na jej dawnym terytorium.
Trzy ziemie, jedna ojczyzna
Powstańcze władze konsekwentnie broniły owej „trójjedności”, choćby w pieczęciach czy tytulaturze urzędników. W jednej z podziemnych gazet wydanych już pod koniec powstania możemy przeczytać: „wspólnymi tylko siłami potrzaskamy moskiewskie jarzmo, co nas uciska.
Niech żyje naród ruski i polski!
Niech żyje mowa polska i ruska!
Niech żyje obrząd religijny polski i ruski!
Niech żyje duchowieństwo obu narodów!
Niech żyje wspólna Ojczyzna, w Trójcy jedyna!
Polska święta, Litwa święta i Ruś święta!
Trzy narody, a jedno państwo!
Trzy ziemie, a jedna Ojczyzna!”.
Należy zaznaczyć, że dziś nie ma już napięć społecznych, nakładających się na religijno-narodowe. W Polsce dojrzała myśl o tym, że spuścizna Rzeczypospolitej należy nie tylko do nas, a na Ukrainie w klasycznych koncepcjach dostrzega się elementy niechcianego spadku po rosyjskiej dominacji. Pytania, jakie powinni postawić Polacy ukraińskim przyjaciołom, powinny brzmieć: kim są dla was Potebnia i Streczenko, Podhaluzin i Rybaczok? Czy tylko kondotierami, walczącymi za cudzą sprawę, czy też antycypują polsko-ukraińskie braterstwo? Jak traktować słowa pochowanego w Wilnie Sierakowskiego, że jest „Ukraińcem z prawego brzegu Dniepru”? Czy to tylko uzurpacja, czy może ważna deklaracja, którą należy traktować serio? Czy współcześni Ukraińcy zobaczą w nim, a także w studentach z Kijowa, którzy w maju 1863 roku ginęli w Brodziance, swoich współrodaków? Czy to przypadek, że tajny okólnik rosyjskiego ministra spraw wewnętrznych zakazujący druków w języku ukraińskim (tzw. cyrkularz wałujewski) wydano latem 1863 roku? Odpowiedz na te i podobne historyczne pytania będzie miała ogromne znaczenie dla przyszłości.
Konteksty
Kluczowe, że podczas konferencji, silnie wybrzmiał głos białoruski i litewski – odpowiednio Dariusa Staliūnasa i Wasyla Hierasimczuka. Ten pierwszy przedstawił ewolucję w litewskiej pamięci historycznej o Powstaniu Styczniowym, akcentując pozanaukowe czynniki wpływające na zmianę owych poglądów – sytuację, w której stopniowo malało poczucie zagrożenia ze strony Polski i jednocześnie rosło poczucie zagrożenia rosyjskiego. Wasyl Hierasimczuk, opisując stosunek do wydarzeń 1863–1864 w historiografii białoruskiej, jeszcze mocniej skupił się na polityce pamięci i ikonografii, jaka w przypadku białoruskim w dużej mierze sprowadza się do postaci i działalności Kastusia Kalinowskiego.
Z tymi referatami silnie współgrało wystąpienie reprezentującego Muzeum Historii Polski Wojciecha Kalwata, który przedstawił klasyczny polski pogląd na Powstanie Styczniowe, wskazując także na rocznicowe działania MHP.
Owe trzy wystąpienia tworzyły dobre tło do dyskusji ukraińskiej, pokazując różne stanowiska, kreśląc szerszy niż tylko polski kontekst powstania i inspirując do ukraińskich poszukiwań własnego, narodowego aspektu tych wydarzeń.
Z tej perspektywy bardzo ciekawy był głos Ihora Czornowoła, który wprost pytał o to, kto może być ukraińskim Kastusiem Kalinowskim. Czornowoł zaproponował postać Antoniego Chamca. Pomysł jest ciekawy z kilku powodów. Po pierwsze, faktycznie jest to postać niepoślednia, należąca do ścisłego grona przywódców spisku, a następnie powstania na Ukrainie. Po drugie, Antoni Chamiec był „chłopomanem”, a więc reprezentował radykalnie prochłopski (a w tym przypadku proukraiński) program, będąc w tej kwestii realnym odpowiednikiem Kalinowskiego na Białorusi. Ważny jest też trzeci aspekt sprawy. W odróżnieniu od swoich kolegów Antoni Chamiec podtrzymywał (zdaniem Czornowoła) kontakty z Włodzimierzem Antonowiczem, który w ukraińskiej historiografii jest najważniejszą postacią dla tego okresu. Ten ostatni element może ułatwiać włączenie historii Powstania Styczniowego do ukraińskiej narracji pamięci narodowej.
Na grafice Branka, mal. Aleksander Sochaczewski, fot. Wikimedia Commons