Ukraińcy a Powstanie Styczniowe

Jakie były przyczyny owego tradycyjnego stosunku Ukraińców do powstania? I co w ogóle wiadomo o powstaniu na wschód od Bugu i jego skutkach?

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 8 min.
Autor: Łukasz Adamski

11 stycznia 2023 roku we Lwowie odbyło się spotkanie prezydentów Ukrainy, Litwy i Polski. Przywódcy trzech państw przyjęli specjalną deklarację, rozpoczynającą się odwołaniem do „160. rocznicy wybuchu wspólnego Powstania Styczniowego (1863–1864), skierowanego przeciw tyranii i opresji” oraz do wspólnej państwowości – Rzeczypospolitej, stanowiącej „szaniec przeciw tyranii ze Wschodu”. Podobne sformułowania znalazły się we wcześniejszej deklaracji, podpisanej 7 lipca 2021 roku w Wilnie przez ministrów spraw zagranicznych Polski, Ukrainy i Litwy. W tamtym dokumencie także odwołano się do manifestacji jedności mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej, zorganizowanej 10 października 1861 roku w Horodle.

Nawiązania do tradycji powstania z lat 1863–1864 wyraźnie zmieniają interpretację Powstania Styczniowego, która dotychczas dominowała w ukraińskiej myśli politycznej i historycznej. Przedstawiano je jako próbę odbudowy dawnej Polski, czy też z Polską utożsamianej Rzeczypospolitej, może i pełną bohaterstwa, lecz straceńczą, i – co ważniejsze – lekceważącą samych Rusinów-Ukraińców. O tym, że powstanie toczyło się również na Rusi – jak w XIX wieku nazywano ziemie dzisiejszej Ukrainy – i trwało tam niespełna dwa miesiące, nie mówiono zazwyczaj nic.

Jakie były przyczyny owego tradycyjnego stosunku Ukraińców do powstania? I co w ogóle wiadomo o powstaniu na wschód od Bugu i jego skutkach?

 

Litwa i Ruś jako jabłka niezgody między Polską a Rosją

 

Choć bezpośrednią przyczyną wybuchu styczniowego zrywu było pragnienie uratowania działaczy polskiej konspiracji niepodległościowej przed branką, to jednak do decyzji o przygotowaniach do insurekcji w walnym stopniu przyczynił się polsko-rosyjski spór o ziemie litewsko-ruskie, czyli dzisiejszą Litwę, Białoruś i położoną na zachód od Dniepru część Ukrainy. Już przed ogłoszeniem poboru polska opinia publiczna, która dzięki złagodzeniu polityki w Rosji po wstąpieniu na tron Aleksandra II uzyskała większe możliwości manifestowania swoich przekonań, doszła do przekonania, iż polityka margrabiego Aleksandra Wielopolskiego oraz carskiego namiestnika wielkiego księcia Konstantego prowadzi w ślepą uliczkę. Owszem, Petersburg mógł przyznawać Królestwu Polskiemu kolejne koncesje, powiększając zakres autonomii. Władze Cesarstwa nie pozostawiały jednak żadnych złudzeń co do możliwości połączenia z Królestwem ziem ruskich i litewsko-białoruskich, anektowanych w latach 1772–1795, a przynajmniej nadania im analogicznej autonomii. Dla Rosjan były to ziemie zachodnioruskie, a więc – zgodnie z rosyjską ideologią narodową, zakładającej jedność narodową wszystkiej ludności historycznej Rusi – rosyjskie. Ponieważ ówczesne elity polskie wciąż definiowały polskość przez pryzmat pojęcia narodu politycznego obejmującego całość ziem dawnej Rzeczypospolitej, dochodziło do sytuacji, że wyobrażone terytorium narodowe Polaków w znacznej mierze pokrywało się z wyobrażonym terytorium Rosjan.

Nie trzeba dodawać, że w takiej sytuacji kompromis w odniesieniu do statusu spornych ziem stawał się niepodobieństwem. Nie sposób było oczekiwać, że Polacy pogodzą się z ograniczeniem kwestii polskiej do samego Królestwa, a więc zaakceptują granice wytyczone w sposób absolutnie sztuczny na skutek kolejnych rozbiorów. Oznaczałoby to wyrzeczenie się istotnej części narodowej kultury i tradycji, nierozerwalnie związanych z ziemiami wschodnimi, jak i przyzwolenie na to, aby niewielka terytorialnie i ludnościowo Polska była krajem trwale uzależnionym od Rosji, pozycjonującej się jako wielkie słowiańskie imperium, bądź obu mocarstw niemieckich, Prus i Austrii. Nie chciano też pogodzić się na „zmoskalenie” dużej części rodaków.

Rosja również miała jednak ograniczone pole manewru. Nastroje rosyjskiej elity i opinii publicznej były jasne – sporne ziemie traktowano nie tylko jako część imperium, ale rdzeń państwowości rosyjskiej, odzyskane przez Katarzynę II dziedzictwo Rurykowiczów. Petersburg nawet w okresie samodzielnego bytu państwowego Królestwa Kongresowego w latach 1815–1831, a więc przed rozkwitem rosyjskiego nacjonalizmu, odmawiał realizacji postulatów dołączenia do Królestwa „ziem zabranych”. W pierwszych latach po kongresie wiedeńskim Aleksander I co prawda się wahał, ale ostatecznie uznał, że wobec konfliktu interesów między obowiązkami konstytucyjnego króla Polski i cesarza Rosji prymat winny mieć te drugie.

Zjazd jedności Rzeczypospolitej w Horodle; Biblioteka Narodowa

 

Po stłumieniu Powstania Listopadowego ziem litewsko-ruskich pozbawiono polskiego systemu edukacyjnego, samorządu szlacheckiego i pewnej odrębności prawnej. Przymusowo zlikwidowano Kościół katolicki obrządku wschodniego (unicki), a sporą część drobnej szlachty pozbawiono szlachectwa. Rosyjskie władze nie zdołały jednak zmienić stanu świadomości społecznej. Dla miejscowego chłopstwa ziemie te pozostały „Polszczą”, a „panowie”, niezależnie od uczuć wobec nich, z reguły byli postrzegani jako żywioł „tutejszy”, odmienny od obcych Moskali, kojarzonymi z postacią urzędnika albo żołnierza. Z kolei o postawie przedstawicieli innych warstw społecznych rodzimego pochodzenia świadczył wiec w Horodle nad Bugiem, gdzie w październiku 1861 roku po obu stronach rzeki kilkanaście tysięcy osób manifestowało przeciw sztucznej granicy. Nic dziwnego, że przywrócenie autonomii Rusi, a optymalnie jej połączenie z Królestwem, stało się w powszechnym postulatem narodowym, głoszonym zarówno przez Czerwonych, jak i Białych.

 

Przebieg powstania

Powstanie nie objęło Rusi od razu, jednak w manifeście Tymczasowego Rządu Narodowego z 22 stycznia 1863 roku napisano: „Do broni więc, Narodzie Polski, Litwy i Rusi, do broni! Bo godzina wspólnego wyzwolenia już wybiła, stary miecz nasz wydobyty, święty sztandar Orła, Pogoni i Archanioła rozwinięty”. Idea odbudowy Rzeczypospolitej składającej się z Polski, Litwy i Rusi znalazła swoje odzwierciedlenie w powstańczej symbolice – jej najbardziej znanym elementem był trójdzielny herb przedstawiający Orła, Pogoń i ruskiego Archanioła Michała.

Działania zbrojne na Rusi wybuchły 8 maja, i to nie wszędzie. Na Kijowszczyźnie albo – jak wtedy mówiono – na Ukrainie zakończyły się całkowitą porażką. Zamożniejsza szlachta często nie chciała angażować się w powstanie, a drobnej szlachty w tej prowincji prawie nie było. Osiem oddziałów liczących niespełna 2 tys. osób, które podjęły bój, zostało rozgromionych w ciągu dwóch tygodni. Historycy Powstania Styczniowego w szczególności eksponowali historię partii, które wyruszyła z samego Kijowa w nocy z 8 na 9 maja. Składała się ona przede wszystkim z młodzieży, w tym studentów Uniwersytetu Kijowskiego, i mogła liczyć nawet paręset osób. Jeden z jej pododdziałów zabłądził jednak podczas dżdżystej nocy, a jego członkowie rozproszyli się lub zostali wyłapani. Reszta została rozbita w bitwie pod Borodzianką – kilkadziesiąt osób zginęło od kul czy od pożaru, mniej więcej drugie tyle dostało się do niewoli, a niedobitki, które ocalały z pobojowiska, w większości zostały rozbite w kolejnej potyczce. Równolegle z Kijowa wyruszył na południe inny oddział – malutki, bo liczący 21 osób, mający odczytywać po wsiach tzw. Złotą Hramotę, a więc manifest powstańczy w języku ukraińskim, skierowany do chłopstwa i obiecujący im m.in. własność uprawianej ziemi oraz swobodę wyznania. Ku swojemu rozczarowaniu powstańcy nie wzbudzili zaufania chłopów, a w jednej z wsi – Sołowijówce – doszło do napaści na nich (część powstańców zginęła, a reszta została wydana wojsku rosyjskiemu).

Szczęśliwiej dla insurekcji potoczyły się wydarzenia na Wołyniu, a więc prowincji sięgającej od Bugu aż za Żytomierz. Stosunek miejscowego ludu do powstania okazał się ogólnie życzliwszy niż na Kijowszczyźnie, a insurgenci gdzieniegdzie odnieśli pewne sukcesy. Największy oddział powstańczy, dowodzony przez Edmunda Różyckiego i liczący kilkuset członków, stoczył kilka potyczek z wojskiem rosyjskim. Rozbić się nie dał, a 26 maja odniósł błyskotliwe zwycięstwo pod Salichą. 28 maja, wobec braku pomocy i perspektyw na przetrwanie powstania, po trzech tygodniach walk, przekroczył jednak kordon z Galicją. W tym samym czasie pomniejsze partie powstańcze na Wołyniu zostały rozbite lub się rozpierzchły. Ostatnie walki rozegrały się w lipcu w Radziwiłłowie, leżącym tuż koło kordonu z austriacką Galicją. Liczące ok. 1,5 tys. żołnierzy zgrupowanie dowodzone przez gen. Józefa Wysockiego, podzielone na trzy pododdziały, przeszło na Wołyń z Galicji. Powstańcy próbowali zdobyć Radziwiłłów, broniony przez ok. pięciuset Rosjan, ponownie rozniecić powstanie. Brak koordynacji działań, zaciekła obrona miasta (radziwiłłowski garnizon po pewnym czasie doczekał się posiłków) oraz zła pogoda sprawiły, że Polacy, poniósłszy znaczące straty, wycofali się do Galicji.

 

Edmund Różycki; Biblioteka Narodowa

 

Warto wspomnieć, że w maju 1863 roku w tej części Polesia, które należy dziś do Ukrainy, pod Horkami, Romuald Traugutt stoczył trzy potyczki z Moskalami, w tym dwie zwycięskie. W czerwcu przebywał ze swoim odziałem koło Dąbrowicy, ale nie odniósł tam sukcesu i wycofał się na północ.

Trzecia ruska prowincja – Podole – nie chwyciła za broń. Komitet Podolski trzeźwo raportował Rządowi Narodowemu, że „usposobienie chłopów, przez popów i policję ekscytowanych, pozycja kraju bezleśna, brak broni i prochu, ścisłe warty i rewizje po wsiach i drogach, przy nagromadzeniu wojska, o powstaniu na Podolu bez poprzedniego wkroczenia oddziałów z Galicji myśleć nie pozwalają”. Prowincja czwarta – Ruś Halicka, czyli Galicja Wschodnia – znajdowała się pod władzą austriacką i za cichym pozwoleniem Wiednia stanowiła zaplecze powstania.

 

Konsekwencje

 

Mimo że Powstanie Styczniowe na Rusi było zaledwie epizodem, wywarło przeogromny wpływ na losy Ukrainy. Oprócz walki z polskością na ziemiach ruskich oraz uznaniem w imieniu Polaków prawa Rusi do odrębności, choć w formie federacji z Polską i Litwą, najbardziej oczywistą konsekwencją styczniowej insurekcji były represje przeciwko ukraińskim działaczom. Rosyjskie władze nie na żarty przestraszyły się prowadzonej przez Polaków agitacji chłopów i polskiego wpływu na rodzący się wówczas ukraiński ruch narodowy. 18 lipca – według obowiązującego w Rosji kalendarza juliańskiego – minister spraw wewnętrznych Piotr Wałujew wydał cyrkularz zakazujący wydawania książek po ukraińsku, z wyjątkiem literatury pięknej. Warto przytoczyć obszerniejszy fragment jego uzasadnienia. Powiada ono, że większość Małorosjan, jak urzędowo nazywano Rusinów, „nader przekonująco dowodzi, że żadnego odrębnego języka małorosyjskiego nie było, nie ma i być nie może, a narzecze ich, wykorzystywane przez lud, jest językiem rosyjskim, tyle że zepsutym wpływem Polski na niego, a język ogólnoruski [rosyjski – Ł.A.] jest tak samo zrozumiały dla Małorusinów, jak i Wielkorusinów, a nawet bardziej zrozumiały niż tworzony teraz przez niektórych Małorusinów, a zwłaszcza Polaków, tak zwany język ukraiński. [...] Zjawisko to jest tym bardziej niefortunne i zasługujące na uwagę, gdyż zbiega się z politycznymi zamysłami Polaków i zasadniczo to im zawdzięcza swoje pochodzenie, sądząc po rękopisach, które trafiły do cenzury i po tym, że większa część utworów małorosyjskich w rzeczywistości jest składana [do urzędu cenzora – ŁA] przez Polaków”.

Cyrkularz Wałujewa, a potem ukaz Aleksandra II z Ems z 1876 roku, który jeszcze zaostrzał ministerialne postanowienia, de facto udaremniały rozwój ukraińskiej kultury wyższej w Rosji i pozbawiały działaczy ukraińskiego ruchu narodowego możliwości legalnego działania, w tym agitacji narodowej. Ograniczenia zniesiono dopiero w 1905 roku, a i wtedy nie uznano odrębności ukraińskiego narodu i języka.

Mniej zbadaną, ale równie istotną jest oddziaływanie powstania jako ideologicznego wzorca na ukraiński ruch narodowy. Włodzimierz Antonowicz, jeden z przywódców polskiej radykalnej młodzieży w Kijowie w latach pięćdziesiątych XIX wieku, uczestniczący w przygotowaniach do powstania, pod wpływem doświadczeń z kontaktów z ukraińskim chłopstwem w 1862 roku publicznie zerwał z polską kulturą i uznał się za Ukraińca. Przez czterdzieści lat pracował na Uniwersytecie Kijowskim jako profesor historii rosyjskiej. Faktycznie niczym Wallenrod kształcił narodową inteligencję, wpajając uczniom przekonanie, że rosyjska kultura jest obca, Ukraińcy zaś winni być odrębnym narodem, a nie „małorosyjskim szczepem narodu rosyjskiego”.

Niewątpliwe jest też, że atmosfera patriotyzmu, która w latach poprzedzających powstanie ogarnęła młodzież Uniwersytetu Kijowskiego – w przytłaczającej większości Polaków – wpływała na nieliczną wówczas jeszcze ukraińską inteligencję, często studiującą razem na tym uniwersytecie i niejednokrotnie solidaryzującą się z polskimi kolegami w ich politycznych wystąpieniach. W 1862 roku Pawło Czubynski, młody ukraiński prawnik i etnograf, napisał pieśń Szcze ne wmerła Ukrajina, ewidentnie zainspirowaną Mazurkiem Dąbrowskiego. O ile Powstanie Styczniowe wywołało falę rosyjskiego nacjonalizmu lub wręcz szowinizmu, o tyle przykład Andrija Potebni, Ukraińca z pochodzenia, brata słynnego językoznawcy Ołeksandra, który dołączył do powstania i poległ pod Skałą w Małopolsce, może świadczyć o tym, że ideały powstańców znajdowały wśród Ukraińców większe zrozumienie.

 

Andrij Potebnia; Biblioteka Narodowa

 

Podczas Powstania Styczniowego ukraińska publicystyka polityczna była w powijakach – jedyne pismo polityczne Rusinów wydawane w tym czasie, lwowska „Meta”, zajęło wobec insurekcji neutralne stanowisko. Polakom współczuto z powodu represji i „moskalizacji Litwy i Polski”. Zarazem w programowym artykule pt. Stanowisko Rusi względem walki Polaków z Moskwą opublikowanym jesienią 1863 roku Klimentij Kłymkowicz zauważał, że „spór Polaków z Moskwą nie jest sprawą dwóch narodów: ofiary i gnębiciela, jeno spór dwóch hegemonów słowiańskich o naród trzeci, bratni”.

W latach siedemdziesiątych XIX wieku Mychajło Drahomanow, jeden z najwybitniejszych ukraińskich intelektualistów tego czasu, krytykował powstanie za szlachecki charakter i połowiczność obietnic dla ludu, które były pochodną ideologii narodowej. Same zaś hasła powstańców, pragnących odrodzenia dawnej Polski jako federacji Polski, Litwy i Rusi, podsumował, że równanie X = X + Y + Z jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy się założy, że Y i Z = 0. Mimo to Drahomanow protestował przeciwko rosyjskiej polityce w Królestwie Polskim i próbom rusyfikacji Polaków oraz przeciw rosyjskiemu szowinizmowi. Również Iwan Franko, najwybitniejszy ukraiński intelektualista z Galicji, mówił o powstaniu w sposób ambiwalentny, zaznaczając jednak (w tekście z 1897 roku), że ustawiczna walka o „odbudowę siły i niezawisłości Polski musi wszystkich napawać, nawet przeciwników polskich zmagań, podziwem dla zawziętości i ofiarności narodu polskiego”.

Na jeszcze inny aspekt zwraca uwagę Borys Poznański, towarzysz Antonowicza, pisarz i etnograf, zesłany na Kaukaz w ramach represji za działalność ukrainofilską. Zauważał on, że powstanie „uwiodło (także poezją heroizmu walki) wielu takich spośród naszych towarzyszy, którzy, gdyby nie ono, z pewnością wiele by mogli uczynić dla Ukrainy, swojej ojczyzny. Ich niewątpliwa pracowitość, talent, zostały stracone na rzecz »sprawy polskiej«”.

W czasach sowieckich powstanie ukazywano jako polski zryw narodowy, skierowany przeciwko reakcyjnemu caratowi i popierany przez rosyjskich rewolucjonistów. Jego przebiegu na Ukrainie i wpływu na historię tego kraju nie eksponowano, podkreślano natomiast polski – ergo cudzy – charakter. Mało tego, powstaniem styczniowym zaczęto nazywać wydarzenie zupełnie inne – wystąpienie bolszewików i popierających ich części kijowskich robotników przeciwko władzy Rady Centralnej na przełomie stycznia i lutego 1918 roku, które, choć zduszone przez wojska ukraińskie, przyśpieszyło zajęcie Kijowa przez rosyjskich bolszewików.

Upływ czasu, a w jakiejś mierze także carskie i sowieckie represje przeciwko Polakom żyjącym na Ukrainie, sprawiły, że po uzyskaniu przez ten kraj niepodległości wydarzenia z 1863 roku nie były już częścią pamięci żywej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Obecnie wiedza o samym powstaniu nawet wśród elity intelektualnej jest nikła, choć antyrosyjskie ostrze powstania zaczęło wywoływać pewne zainteresowanie historyków i elit. W kijowskiej twierdzy znajduje się tablica pamiątkowa poświęcona rozstrzelanym w niej powstańcom. Cytowane zaś na początku niniejszego artykułu deklaracje, pod którymi podpisują się władze ukraińskie, świadczą o tym, że nie są one przeciwne większemu eksponowaniu Powstania Styczniowego jako ostatniego wspólnego zrywu ludności dawnej Rzeczypospolitej o wolność przeciwko moskiewskiej despotii.

 

Autor jest doktorem historii, specjalizuje się w badaniu stosunków polsko-sowieckich i polsko-ukraińskich. Wicedyrektor Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego