Prawdziwi weterani styczniowi w przedwojennym filmie „Rok 1863”

Podziel się w social media!

Tekst na licencji CC-BY.
Tekst na licencji CC-BY.
Przeczytanie tego artykułu zajmie 4 min.
Autor: Piotr Korczyński

W 1922 roku Edward Puchalski wyreżyserował film pt. Rok 1863. Jest on o tyle cenny, że w jednej z końcowych scen można zobaczyć prawdziwych weteranów powstania styczniowego. Z kolei w 2012 roku fabularyzowany dokument o tym samym tytule stworzył Przemysław Bednarczyk.

 

Fragment filmu z roku 1922 możecie obejrzeć tutaj.

 

„Przyroda przygotowywała się na cud odrodzenia, a my ginęliśmy, nie doczekawszy odrodzonej Polski. I po co to wszystko?” – pisał gorzko w 1933 roku jeden z weteranów powstania Stefan Brykczyński, ale zaraz dodawał: „Myślałem wtedy, po co ten trud i cierpienie, a jednak ziarno rzucone w ziemię nie zmarniało. I choć przyszło czekać długo, wydało plon wolności”.

Stefan Brykczyński należał do tych szczęśliwców, którzy przeżyli gorycz klęski Powstania Styczniowego oraz prześladowań i doczekali odrodzenia Polski. U kresu życia weterani zostali otoczeni autentycznym kultem. Brykczyński i jego bracia – Antoni i Stanisław – stali się bohaterami fabularyzowanego dokumentu Przemysława Bednarczyka, wyemitowanego w TVP Historia w 2012 roku. Losy jego rodziny jak w soczewce skupiają doświadczenie całego pokolenia Polaków, które poszło w bój, wydawałoby się, beznadziejny, szalony – jak wielu myślało po klęsce. Tytuł filmu Przemysława Bednarczyka jest identyczny jak tytuł pierwszej, niemej adaptacji Wiernej rzeki Stefana Żeromskiego – Rok 1863, wyreżyserowanej w 1922 roku przez Edwarda Puchalskiego. W role bohaterów powieści – nieszczęsnego uczestnika bitwy pod Małogoszczem księcia Józefa Odrowąża i jego ukochanej Salomei Brynickiej wcieliły się ówczesne gwiazdy polskiego kina – Ryszard Sobiszewski i Maria Hryniewicz.

Kopia filmu ocalała do naszych czasów. Dzięki temu szczęśliwemu zbiegowi okoliczności możemy doświadczyć jeszcze jednej wyjątkowej rzeczy: zobaczyć kadry z prawdziwymi weteranami powstania. Mianowicie Rok 1863 kończą ujęcia kaplicy, w której zebrani weterani słuchają mszy świętej. Między nimi niewątpliwie jest i Stefan Brykczyński. Widzimy starców w specjalnie zaprojektowanych dla nich mundurach, którzy żarliwie modlą się za ojczyznę i dziękują Bogu za jej wskrzeszenie. Scena ta tchnie wzruszającym autentyzmem i dowodzi jednocześnie, jaką estymą w II Rzeczypospolitej otaczano tych, którzy w noc styczniową niemal bezbronni ruszyli do boju.

Sztafeta pokoleń

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, wszyscy weterani Powstania Styczniowego, którzy mieli szczęście dożyć tej chwili, decyzją marsz. Józefa Piłsudskiego zostali z urzędu mianowani bohaterami narodowymi. Na 3644 bohaterów spadł deszcz zaszczytów i przywilejów. Dlaczego Marszałek tak honorował tych, których wcześniej nierzadko nazywano nosicielami narodowej klęski?

Wbrew obiegowym sądom Piłsudski wcale nie był bezkrytycznym apologetą Powstania Styczniowego. W swych słynnych wykładach o roku 1863, które wygłosił między 13 lutego a 17 maja 1912 roku w Szkole Nauk Społeczno-Politycznych w Krakowie, nie krył przed uczniami kursów oficerskich krakowskiego Strzelca bolesnej prawdy o powstaniu. Tak charakteryzował m.in. powstańcze siły, które stanęły do walki 22 stycznia 1863 roku: „Nie było to wojsko, co znając zdradliwe prawa wojny, czujnymi się otacza czatami, co mechanicznie, jak zegarek, spełnia swą powinność. Nie było tam oficerów i podoficerów, przełamujących zmęczenie żołnierza, zmuszających do pracy rycerskiej, nieraz uciążliwej i niemiłej. Nie było tam ładu i porządku, wciskającego każdego na swoje miejsce jak niewielki trybik czy sztyfcik do sprawnej maszyny. Każdy robił, co chciał i jak chciał, nie dbając o innych. Nie było żadnej myśli kierowniczej, spajającej to zbiorowisko kilkuset ludzi w jedną całość, zdolną do jednolitego ruchu i życia”.

Ojcowie narodu

Czemuż więc komendant uczynił „pasmo klęsk 1863–1864 roku” podstawą swych nauk dla przyszłej kadry dowódczej Legionów, dzięki którym chciał wywalczyć niepodległość Polski? Ponieważ było to ostatnie polsko-rosyjskie starcie zbrojne. Starcie przegrane, które właśnie dlatego należało dokładnie studiować, by rozpoznać źródła klęski i wyciągnąć z nich wnioski dla przyszłej walki. W ocenach powstańczej kadry Piłsudski był bardziej surowy niż niejeden późniejszy historyk. Jednocześnie na koniec swej prelekcji przyznał jednak: „Cały czas w swoich wykładach trzymałem wszystko, co jest uczuciem, na uwięzi. Starałem się możliwie obiektywnie przedstawić błędy; starałem się usunąć na bok wszelką sympatię dla tych, którzy walczyli. Lecz w każdym wypadku, gdy z ust moich padało słowo krytyki, stale się obawiałem, że mogę być zaliczony do rzędu tych, którzy tak haniebnie krytykowali to powstanie […]. Wyznaję otwarcie, że rola moja była bardzo trudna. Pocieszałem się tym, iż panowie zechcecie zrozumieć, jak szczerze pragnę zbudować most między teraźniejszym pokoleniem a pokoleniem 1863 roku. I sądzę, że gdybym miał przed sobą ludzi z tamtych czasów, to powiedzieliby mi tak, jak ja to sobie nieraz sam mówię: »Zginęliśmy nie darmo i nauka dla was ze śmierci naszej płynąć może«”.

W niepodległej Polsce Marszałek dobitnie wyraził wdzięczność tym, którzy przez swą klęskę zainspirowali go do zwycięstwa. Już w jednym z pierwszych rozkazów, wydanym 21 stycznia 1919 roku, w 56. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, ogłosił, że jego uczestnicy mają być uznawani za żołnierzy odrodzonego Wojska Polskiego. Kolejne rozkazy i rozporządzenia przyniosły weteranom prócz honorowych tytułów i orderów także wymierne korzyści, które ułatwiały im życie – często już dobiegające kresu i bardzo schorowane. W Warszawie, Krakowie, Wilnie, Włocławku i we Lwowie otwarto dla nich specjalne domy opieki, wypłacano dożywotnie pensje i tworzono organizacje opiekuńcze.

Ojców narodu, jak zaczęto ich nazywać, łatwo można było rozpoznać dzięki mundurom nawiązującym krojem do instrukcji Rządu Narodowego z 1863 roku. Kiedy na ulicy pojawiał się staruszek w granatowym płaszczu lub surducie z wyłogami oraz rogatywką z orłem i złoconymi cyframi „1863” i literą „W” (od pierwszej litery słowa „weteran”), wojskowi, nie wyłączając generałów, im salutowali, a cywile uchylali kapeluszy. W II Rzeczypospolitej każda kolejna rocznica wybuchu Powstania Styczniowego była okazją do uczczenia coraz mniejszego, niestety, grona powstańczych weteranów. W 1938 roku – w 75. rocznicę wybuchu powstania – w ostatnich przed wojną tak hucznie zorganizowanych uroczystościach wzięło udział już tylko 23 z 58 żyjących weteranów.

Drugą wojnę światową przeżyło już tylko kilkoro z byłych podkomendnych Kurowskiego, Langiewicza czy Czachowskiego. W styczniu 1946 roku w wieku 102. lat zmarł Antoni Suss. Dwa miesiące później odszedł, dożywszy 100 lat, Feliks Bartczuk. W czasie wojny był honorowym oficerem Armii Krajowej, ps. Piast. Zasłynął z tego, że po okupowanej Warszawie nadal paradował w swym granatowym mundurze weterana, lecz bez orła na rogatywce, „by – jak mówił – szwabska ręka go nie zhańbiła”. Najdłużej żyjącym weteranem powstania styczniowego okazała się kobieta. Aniela Miłkowicka przeżyła104 lata. Jako symbol można uznać to, że była żołnierzem powstańczej partii na Podlasiu, czyli z terenu, gdzie powstanie utrzymało się najdłużej. Na jej nagrobku w Augustowie wykuto prosty tekst: „Ś.P. Aniela Miłkowicka (powstanka). Żyła lat 104. Zmarła 8 marca 1949 roku. Prosi o westchnienie do Boga”.

 

Rok 1863, reżyseria Edward Puchalski, Polska 1922

Rok 1863, reżyseria Przemysław Bednarczyk, Polska 2012