Powstańczy wątek w westernie Johna Forda „Jesień Czejenów”

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 6 min.
Autor: Piotr Korczyński

Wielu weteranów Powstania Styczniowego walczyło później jako ochotnicy w armiach różnych państw, także za oceanem – w Stanach Zjednoczonych czy Meksyku. Postać jednego z nich pojawiła się w filmie Johna Forda Jesień Czejenów  z 1964 roku.

 

Klęski powstań w latach 1794, 1831 i 1864 miały te same tragiczne konsekwencje. Ci z powstańców, którzy nie zginęli lub zostali pognani na Sybir, musieli uciekać za granicę i rozpoczynać wszystko od nowa na emigracji. Niezwykle to trudne, zwłaszcza dla zawodowych żołnierzy, nienawykłych do egzystencji w cywilu. Nic więc dziwnego , że zaciągali się do obcych wojsk i brali udział w konfliktach, które często były zaprzeczeniem ich ideałów.

Wszyscy pamiętamy, jak skończyła większość żołnierzy Legionów Polskich sformowanych pod auspicjami Napoleona Bonapartego – zostali wysłani do tłumienia rewolucji haitańskiej. Natomiast po Powstaniu Listopadowym świeżo utworzona na mocy dekretów Ludwika Filipa francuska Legia Cudzoziemska właściwie powinna nazywać się polską, bo większość legionistów była weteranami wojny polsko-rosyjskiej 1830–1831. Pomaszerowali oni na wojny kolonialne przede wszystkim w Afryce Północnej. Podobnie gorzki los spotkał wielu powstańców styczniowych, z tym że Legia Cudzoziemska w niespokojnych latach drugiej połowy XIX wieku znacznie rozszerzyła obszar swego działania, bo legioniści walczyli i ginęli nie tylko na Saharze, lecz także w azjatyckich dżunglach oraz równie nieprzyjaznych człowiekowi pustyniach i górach Meksyku. Zwłaszcza w tej ostatniej awanturze cesarza Napoleona III wzięło udział wielu byłych powstańców styczniowych.

Po niewłaściwej stronie

Nim przejdziemy do krwawej wojny meksykańskiej z lat 1862–1867, przypomnijmy pokrótce historię Meksyku, często podobną do naszej. W 1821 roku, po latach walki z hiszpańskim zwierzchnictwem, kraj ten ogłosił niepodległość, a dwa lata później konstytucję ustanawiającą federalną republikę. Jednak przejście z feudalizmu do systemu republikańskiego nie uspokoiło sytuacji w młodym państwie. Wojna domowa przeplatała się z konfliktami z potężnym sąsiadem z północy lub zamorskimi mocarstwami albo wszystkie te wojny trwały równolegle. W 1848 roku zwycięskie Stany Zjednoczone anektowały należące dotychczas do Meksyku Teksas, Kalifornię, Arizonę i Nowy Meksyk, czyli blisko 51 proc. jego terytorium.

Niedługo później, bo w 1857 roku, wybuchła wojna domowa między konserwatystami a liberałami, na czele których stał wybitny Indianin Benito Juárez. W 1861 roku konserwatyści ponieśli klęskę i Juárez został wybrany na prezydenta, lecz w tym momencie o swe długi upomniały się Francja, Anglia i Hiszpania – Meksyk pożyczył bowiem od tych krajów sporo pieniędzy. Zamiast odbudowywać i reformować państwo, Meksykanie musieli szykować się do nowej wojny. Wprawdzie dzięki złożonym przez prezydenta zobowiązaniom o spłacie długów, a przede wszystkim chorobom dziesiątkującym wojska ekspedycyjne, z interwencji szybko wycofały się Anglia i Hiszpania, ale wskrzeszone przez Napoleona III Cesarstwo Francuskie nie zamierzało odpuszczać. Cesarz megaloman o wielkich ambicjach kolonialnych postanowił stworzyć kosztem Meksyku własne imperium, a posłużyli mu do tego prostoduszny arcyksiążę austriacki Maksymilian Habsburg wraz z małżonką, belgijską księżniczką Charlottą.

Po dwóch latach brutalnej wojny w 1864 roku Maksymilian przybył do Meksyku. Zanim przyjął cesarską koronę, postawił warunek, że musi zostać zaakceptowany przez naród meksykański, więc francuscy okupanci zorganizowali plebiscyt, który przyniósł „miliony głosów poparcia dla monarchii”. Habsburg potraktował tę komedię całkiem poważnie i pełen dobrych chęci rozpoczął swe „rządy”. Cesarstwo Meksyku przetrwało jeszcze trzy lata. Francuzi, ponosząc w wojnie partyzanckiej coraz większe straty, stopniowo wycofywali się z Ameryki, natomiast republikańskie wojska Juáreza, wspierane przez Amerykanów, rosły w siłę. Wreszcie w 1867 roku powstańcy osaczyli przerzedzone klęskami i dezercją oddziały cesarskie i samego cesarza w twierdzy Querétaro. 15 czerwca Maksymilian dostał się do niewoli, a cztery dni później został rozstrzelany wraz ze swymi wiernymi generałami.

Według różnych szacunków w wojnie meksykańskiej po stronie cesarza Maksymiliana I wzięło udział od 2 do 4 tys. Polaków. Wielu walczyło wcześniej w Powstaniu Styczniowym. Jakim cudem? Otóż ci z powstańców, którym po klęsce udało się przedrzeć przez kordon rosyjsko-austriacki, zostali internowani i osadzeni w różnych twierdzach na terenie Austrii. Z powodu ciężkich warunków przymusowego pobytu i niepewności jutra oraz obawy wydania w ręce władz carskich wielu z nich podpisywało zgodę na wstąpienie do oddziałów formowanych dla cesarza Meksyku Maksymiliana I Habsburga. Również Polacy przebywający we Francji, nadal wiążący nadzieje z polityką Napoleona III, wstępowali do Legii Cudzoziemskiej albo innych oddziałów wyruszających za ocean. Wśród ochotników do armii cesarza Meksyku znaleźli się też polscy chłopi, werbowani przez biura werbunkowe w Wiedniu i Lublanie.

Po obu stronach barykady

Polacy jednak znaleźli się także w przeciwnym obozie – w armii prezydenta Juáreza. Byli to przede wszystkim weterani amerykańskiej wojny secesyjnej, którzy jako sojusznicy i doradcy zasilali republikańskie oddziały. Drugą grupą byli coraz liczniejsi dezerterzy z szeregów cesarskich, którzy, zobaczywszy, o co naprawdę chodzi w tej wojnie, porzucali szeregi Maksymiliana I i przechodzili na drugą stronę. A była to wojna brutalna, bo głównie partyzancka. Na zasadzki i skryte ataki republikańskich oddziałków Francuzi odpowiadali krwawymi pacyfikacjami wśród ludności cywilnej.

Wielu uczestników zrywu niepodległościowego w Polsce nagle zobaczyło, że biorą udział w czymś podobnym do powstania styczniowego, tylko że teraz spełniają rolę kozackich sotni w Kongresówce. Stanisław Wodzicki, jeden z oficerów kawalerii Maksymiliana, w swych wspomnieniach pt. Z ułanami cesarza Maksymiliana do Meksyku opisał egzekucję w mieście Napulcan: „Plac San Jose, który z tego powodu [tracono tam powstańców – PK] nazywali Meksykanie rzeźnią francuską. Wyroki wykonywano dwa razy w tygodniu. Zwyczajnie rozstrzeliwano trzech albo więcej skazańców, raz nawet siedmiu. Straszliwa była szybkość postępowania. Skazańcy przyjeżdżali na wozach, każdy z księdzem. Po odczytaniu w kilku wierszach wyroku, i to po francusku, którego biedacy nawet nie rozumieli, kazano im klękać, zawiązywano oczy i w mgnieniu oka padały strzały, na pięć kroków odległości. W tej chwili odzywały się trąbki i wojsko defilowało przed leżącymi trupami. Godna podziwu jest odwaga i rezygnacja, z jaką umierali ci ludzie”. Trzeba zaznaczyć, że Wodzicki w odróżnieniu od wielu swych towarzyszy nie przejawiał większej sympatii do Meksykanów czy Indian, do samego końca walczył w armii cesarskiej, ale jako doskonały żołnierz potrafił docenić odwagę i determinację przeciwnika. A ta rosła wprost proporcjonalnie do brutalności wojsk francuskich i cesarskich.

Polacy, tak chętnie przywołujący hasło walki „Za naszą i waszą wolność”, znaleźli się w dramatycznej sytuacji. Już nie tylko dezerterowali, ale dochodziło nawet do samobójstw. Inny z polskich żołnierzy, Konrad Niklewicz, który także zostawił po sobie wspomnienia z kampanii meksykańskiej (Wspomnienia z Meksyku. Meksyk za panowania Maksymiliana I), był świadkiem wielu dezercji polskich legionistów do oddziałów Juáreza. Schwytanym groził sąd wojenny, kilkakrotnie wykonano wyroki śmierci na polskich zbiegach. Był także uczestnikiem walk, w których Polak strzelał do Polaka; gdy polscy legioniści ratowali rannych żołnierzy republikańskich, jeden po podaniu mu manierki z wodą powiedział po polsku: „dziękuję”.

Niklewicz walczył w wielu bitwach, m.in. pod Almacatlan, Cholulą, Durango, Orizabą i Tlaxcalą, i w każdym z tych starć wymienia ginących Polaków, których groby pozostawały w tych miejscowościach. Opisując starcie pod Camargo, zanotował, że „najstraszniejsza walka wrzała w gmachu rządowym, tuż przed miastem. Dowodził Polak. Jak Leonidas w Termopilach, tak on stał na schodach przy wejściu z garstką mężnych rąbiąc i siekąc. Obok każdego Maćka znad Wisły i Antka leżały trupy zakrwawione ciał czarnych i czerwonoskórych”.

Po jednej z potyczek Niklewicz dostał się do republikańskiej niewoli. W czasie inspekcji wśród jeńców generał Refugio Gonzáles zapytał ich o narodowość. Gdy dowiedział się, że większość to Polacy, miał powiedzieć: „I Polacy w armii Maksymiliana..., podczas gdy tylu waszych służy w moich szeregach”. Generał mówił prawdę. Ocenia się, że u boku Juáreza w obronie republiki walczyło kilkuset Polaków, głównie obywateli Stanów Zjednoczonych. Były wśród nich tak barwne postacie, jak płk Jan Sobieski, który utrzymywał, że jest w prostej linii potomkiem króla polskiego, synem hrabiego Jana Sobieskiego i Izabeli z Bemów, siostry sławnego generała. Miał podobno złożyć przysięgę na grobie ojca, że „nie będzie mówił po polsku aż do dnia, w którym zostanie mu zwrócony tron polski, a wtedy będzie najbardziej demokratycznym monarchą świata”. Sobieski brał udział w wojnie secesyjnej po stronie Unii, a następnie ochotniczo zaciągnął się do armii Juáreza w stopniu pułkownika. Z jego wspomnień wynika, że pełnił funkcję szefa sztabu gen. Mariana Escobado i asystował przy egzekucji Maksymiliana w Queretaro. Oprócz niego wymienia się m.in. nazwiska majorów Szmidta i Pytlakowskiego, którzy odznaczyli się w korpusie wspomnianego generała Gonzalesa – jednego z najbardziej bitnych i doświadczonych dowódców republikańskich, za którego Francuzi wyznaczyli wysoką nagrodę.

Nie będę kozakiem!

W tym krwawym konflikcie jednym z rozgrywających był potężny sąsiad Meksyku z północy – Stany Zjednoczone, które same mierzyły się jeszcze z traumą wojny secesyjnej. Po latach ten „czas ołowiu” na obu brzegach Rio Grande stał się niezwykle inspirujący dla twórców westernów. O wojnie z wojskami cesarza Maksymiliana bezpośrednio opowiadają m.in. trzy znakomite westerny: Vera Cruz Roberta Aldricha z 1954, Major Dundee Sama Peckinpaha z 1965 i Muły siostry Sary Dona Siegela z 1970 roku. W tych filmach amerykańscy rewolwerowcy i żołnierze, przekroczywszy meksykańską granicę, natykają się i walczą z patrolami kawalerii cesarza Maksymiliana. Dowodzą nimi francuscy oficerowie, ale my musimy pamiętać, że wielu spośród tych żołnierzy było Polakami, zmuszonymi uciekać z kraju po powstaniu 1863–1864. To, w jak okrutnej i niejednoznacznej wojnie przyszło im brać udział, ukazuje zwłaszcza drugi z wymienionych westernów – Major Dundee. Nieprzypadkowo jego reżyser zyskał potem przydomek „Krwawy Sam”. Finałowa sekwencja starcia amerykańskiej kawalerii z kawalerią cesarską (nie francuską, jak błędnie piszą niektórzy recenzenci) w nurtach Rio Grande jest jednym z pierwszych „baletów śmierci” tego wielkiego twórcy, które stały się jego znakiem firmowym.

Pierwotnie Majora Dundee miał reżyserować inny geniusz kina, który wtedy, w odróżnieniu od młodego Peckinpaha, był już u kresu swej artystycznej drogi. Mowa o Johnie Fordzie. Mistrz zrezygnował z kręcenia Majora Dundee, gdyż był wtedy zaangażowany w realizację Jesieni Czejenów (1964). Ten western okazał się ostatnim w dorobku reżyserskim Forda. Jak sam podkreślał, pragnął odkupić nim swoje grzechy wobec rdzennych mieszkańców Ameryki, których we wcześniejszych filmach często przedstawiał jako dzikich i okrutnych wojowników, wszczynających bez powodu walkę z białymi sąsiadami. W Jesieni Czejenów pokazał, że Indianie często zmuszeni byli do walki z kawalerią US Army, która miała rozkaz ich eksterminacji.

I w takim właśnie oddziale, wysłanym w pościg za grupą Czejenów, zmuszonych głodem do ucieczki z rezerwatu, służył starszy sierżant sztabowy Wichowski (Mike Mazurki – właściwie Mazurski, rodem z Tarnopola). Jest on wzorem podoficera kawalerii – regulamin to dla niego świętość; do walki idzie pierwszy, zagrzewając do niej swych żołnierzy. Jednak ten weteran wojny secesyjnej i meksykańskiej podczas pościgu za Czejenami niespodziewanie dla oficerów staje do raportu, by zapowiedzieć, że odchodzi z wojska. Jego zszokowany dowódca pyta, dlaczego!? Wichowski, emigrant z Kongresówki, uczestnik Powstania Styczniowego, odpowiada, że w jego ojczyźnie Polacy są prześladowani przez kozaków za to tylko, że są Polakami i oświadcza swemu dowódcy, że on nie chce być kozakiem.

John Ford, oddając sprawiedliwość prześladowanym Indianom, jednocześnie pokazał polski etos, który przebudził się w, wydawałoby się, twardym jak skała i wyzbyty emocji sierżancie Wichowskim (co jest jeszcze bardziej wymowne przez obsadzenie w tej roli właśnie Mazurkiego – potężnie zbudowanego aktora, grającego czarne charaktery). Na razie nie ma w światowym kinie piękniejszego epizodu z powstańcem styczniowym niż ten w Jesieni Czejenów Johna Forda.