Polacy z zaboru pruskiego wobec Powstania Styczniowego

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 5 min.
Autor: Alina Sokołowska

Bitwy i potyczki Powstania Styczniowego toczono w Królestwie Polskim – na ziemiach zaboru rosyjskiego. Jednak insurekcja nie była ograniczona do tych terenów. Mieszkańcy zaboru pruskiego, w tym Wielkopolanie, zapisali w dziejach powstania piękną kartę, o czym często się zapomina. Wielu znanych uczestników czy dowódców powstańczych pochodziło z Wielkopolski – Marian Langiewicz, Kazimierz Mielęcki, Edmund Callier czy Edmund Taczanowski.

 

Przygotowujący powstanie obóz Czerwonych, działając przez swoich emisariuszy, starał się rozbudować swoją organizację na ziemiach Polski z czasów przedrozbiorowych. Brano więc także pod uwagę Wielkopolskę, jej położenie i rolę, jaką miała odegrać w planowanym powstaniu. Potwierdzeniem może być list jednego z powstańczych dowódców, Zygmunta Padlewskiego, który Julian Łukaszewski, działacz Czerwonych, miał przekazać Aleksandrowi Guttremu, później komisarzowi Rządu Narodowego: „Dziś [...] nie wiedząc, czy dużo mamy czasu przed sobą, kiedy nas zaskoczy nagła potrzeba rozpoczęcia transportów, urządzania składów albo przesyłek ludzi, bardzo trudno obyć się bez naprzód umówionych, a pewnych punktów komunikacyjnych. Nie posiadając takowych, łatwo zdarzyć się nam może, iż przy pierwszej próbie znajdziemy się w Wielkopolsce jakby na obcej ziemi. Temu trzeba koniecznie i jak najszybciej zaradzić”.

Co prawda Guttry i Łukaszewski nie doszli do porozumienia i nie współpracowali, ale zainicjowano działalność organizacji narodowej, co przyniosło efekty po wybuchu powstania. W Prusach Zachodnich z kolei z ramienia Komitetu Centralnego działał Józef Ćwierciakiewicz, po nim Józef Dementowicz, a po wybuchu powstania Julian Łukaszewski. Pozyskano poparcie takich znanych osób, jak Natalis Sulerzyski, Ignacy Łyskowski i Henryk Jackowski. Omawiając efekty działalności wysłanników Komitetu Centralnego, należy pamiętać o odmienności warunków panujących w zaborze pruskim. Tamtejsza policja była bowiem czujniejsza niż rosyjska, a społeczeństwo ostrożniejsze niż w Królestwie.

Wybuch powstania zaskoczył cały naród, także mieszkańców zaboru pruskiego. Pierwsze informacje o tym „Dziennik Poznański” opublikował 27 stycznia, przy czym ocena gazety nie była jednoznaczna. Uznano to wydarzenie za efekt branki, akt rozpaczy nieszczęśliwej młodzieży. W następnych numerach komentowano powstanie już w inny sposób, dostrzegając jego narodowy charakter i doceniając walkę powstańców o sprawę polską. Natomiast pruskie władze odniosły się do powstania zdecydowanie wrogo. Ówczesny premier rządu Prus Otto von Bismarck zaplanował porozumienie się z Rosją w celu szybkiego zdławienia polskiej insurekcji, która, jego zdaniem, była zagrożeniem także dla Prus. 8 lutego 1863 roku podpisano tzw. konwencję Alvenslebena, czyli niemiecko-rosyjską umowę o współpracy w likwidacji polskiego ruchu zbrojnego. Kilka dni wcześniej gorliwi urzędnicy pruscy w Poznaniu wezwali ludność polską do zachowania spokoju. Każdy przejaw poparcia powstania miał być karany jak zdrada stanu. Wywołało to z energiczną odpowiedź Polaków na łamach prasy, a także na sali sejmowej.

 

Na pomoc powstaniu

W tym samym czasie Tymczasowy Rząd Narodowy wydał odezwę do Polaków w zaborach pruskim i austriackim, w której określono, jak powinna wyglądać pomoc dla powstania – zbiórka pieniędzy w postaci podatku narodowego, dostawy sprzętu wojennego, formowanie oddziałów wyposażonych i pod własnym dowództwem. 8 lutego granice zaczęli przekraczać pierwsi ochotnicy, często pojedynczo lub małymi grupami, bez zaopatrzenia. Dołączali do walczących już oddziałów, np. partii Kazimierza Mielęckiego. Pierwszym większym oddziałem był oddział liczący ok. sześciuset ochotników, który pod dowództwem Antoniego Garczyńskiego przeszedł granicę na przełomie lutego i marca

Tworzono także komitety, mające na celu realizację zaleceń TRN, przy czym w Poznańskiem przeważali Biali. Pierwszą z takich organizacji był komitet Łączyńskiego, który jednak niczego nie zrobił. Dopiero komitet pod przywództwem Jana Kantego Działyńskiego faktycznie organizował pomoc powstaniu. W jego głównej siedzibie – pałacu Działyńskich przy Starym Rynku w Poznaniu – gromadzono broń, amunicję, niezbędne zaopatrzenie, szyto mundury. Jan Działyński i Roger Raczyński pomagali powstańcom także finansowo. Za granicą zorganizowano punkty zakupu broni, m.in. w Paryżu, po którą osobiście jeździł Działyński. Starannie dobierano dowódców organizowanych oddziałów, sprowadzając także oficerów z Francji. Dzięki temu w kwietniu z Poznańskiego wyszło do Królestwa kilka umundurowanych, uzbrojonych i dobrze zaopatrzonych partii powstańczych pod dowództwem Leona Younga de Blankenheima, Edmunda Taczanowskiego i innych. W kwietniu Komitet Działyńskiego zakończył jednak działalność, rozbity przez policję. Prusacy znaleźli dokumenty i tłoki pieczętne, nastąpiły liczne aresztowania. Ci, którym udało się uniknąć obławy, uchodzili na Zachód lub do Pyzdr, gdzie oddział organizował Edmund Taczanowski – do Królestwa przyjechali m.in. Jan Działyński i Władysław Niegolewski. Wzięli oni udział w wiosennej kampanii Taczanowskiego, zakończonej krwawą klęską pod Ignacewem 8 maja.

Losy różnych oddziałów wychodzących z Poznańskiego były bardzo podobne. Zdarzało się, że pierwsza bitwa była zwycięstwem, a potem, po kilku dniach, kiedy Rosjanie zebrali więcej ludzi, powstańcy ponosili klęskę. Taki był los m.in. oddziału Younga de Blankenheima, który po pobiciu nieprzyjaciela pod Nową Wsią 26 kwietnia już trzy dni później został rozbity pod Brdowem.

Po dekonspiracji Komitetu Działyńskiego powstał jeszcze Komitet Wielkopolski, który kontynuował pracę poprzednika w nieco mniejszym wymiarze, a w maju wydał także odezwę do mieszkańców. W odczuciu komisarzy Rządu Narodowego był on nadmiernie ugodowy, co powodowało trudności we współpracy. Jednak w nadal gromadzono i przesyłano broń oraz sprzęt wojskowy, a także organizowano oddziały i dopiero w grudniu 1863 roku komitet został rozwiązany. Stało się to na żądanie dyktatora Romualda Traugutta, który przeprowadził centralizację organizacji narodowej. Głównym komisarzem na zabór pruski został wówczas Julian Łukaszewski.

O rannych powstańców transportowanych do zaboru pruskiego dbały członkinie Komitetu Niewiast Wielkopolskich, który pod przewodnictwem Emilii Sczanieckiej zbierał na ten cel pieniądze, przygotowywał i wyposażał lazarety – największy i najbardziej znany mieścił się w budynkach kościelnych po klasztorze norbertanek w Strzelnie. Jednocześnie mogło w nim przebywać ok. dwustu rannych i chorych, a jeśli było ich więcej, opiekowali się nimi mieszkańcy Strzelna we własnych domach. Opiekę medyczną świadczyli miejscowi lekarze, dr Jordan i dr Gorczyca, szarytki sprowadzone z Kórnika oraz liczne wolontariuszki. Pruskie władze zezwoliły na działanie lazaretów, starając się mieć je pod kontrolą. Przeprowadzano także liczne rewizje, aresztowano wychodzących ze szpitali ozdrowieńców.

Zgodnie z duchem konwencji Alvenslebena pruskie władze aresztowały młodych mężczyzn głównie podczas przekraczania granicy. Byli oni przetrzymywani najpierw w aresztach na prowincji, potem przewożeni do Poznania, gdzie więziono ich w forcie Winiary. Następnie przewożono ich do Berlina, gdzie przygotowywano pokazowy proces o zdradę stanu.

 

Langiewicz i inni

Chcąc nieco dokładniej przyjrzeć się działalności militarnej Wielkopolan, na początek wymieńmy Mariana Langiewicza, mianowanego przez Komitet Centralny komisarzem wojskowym województwa sandomierskiego. Wykazał się on dużymi zdolnościami organizacyjnymi, w momencie wybuchu powstania jego oddziały zaatakowały Jedlnię, Bodzentyn i Szydłowiec. Nie wszystkie odniosły sukces, ale zorganizowane przez Langiewicza partie stały się zaczątkiem dużego oddziału powstańczego, liczącego ok. 3 tys. ludzi, który stoczył wiele bitew i potyczek (pod Wąchockiem 3 lutego, Nową Słupią 11 lutego, Małogoszczą 22 lutego, Pieskową Skałą, Skałą, Chrobrzem, Grochowiskami 18 marca). Całkiem inną osobowością był Edmund Callier, który po przekroczeniu granicy dołączył do oddziału Kazimierza Mielęckiego. Jako dowódca piechoty uczestniczył w bitwie pod Tartakiem-Olszakiem, gdzie został ciężko ranny, podobnie jak dowódca oddziału. Po wyleczeniu wrócił na pole walki, a Rząd Narodowy nadał mu stopień pułkownika oraz stanowisko komisarza wojennego województwa mazowieckiego. Wspomniany już Edmund Taczanowski wychodził w pole dwa razy. Po klęsce ignacewskiej ukrywał się pod Kaliszem, gdzie przygotował kolejny oddział, z którym odbył kampanię w lipcu i sierpniu. Zakończyła się ona całkowitym rozbiciem oddziału w bitwie pod Kruszyną 29 sierpnia 1863 roku. Taczanowski udał się wówczas na emigrację.

Pruskie władze aresztowały i osadziły w więzieniach wiele osób, rozesłano także liczne listy gończe. Osadzonym postawiono zarzut zdrady stanu i przeprowadzono pokazowy proces, w którym sądzono 149 osób, w tym jedenaście zaocznie. Wyrok zapadł 23 grudnia 1864 roku – jedenaście osób skazano zaocznie na karę śmierci (w tym Taczanowskiego i Łukaszewskiego), 45 osób uniewinniono, a pozostałych skazano na karę więzienia od kilku miesięcy do dwóch lat. Szacuje się, że w Powstaniu Styczniowym wzięło udział ok. 3 tys. Polaków z zaboru pruskiego, jednak faktyczna liczba ludzi współpracujących i wspierających insurekcję, a także poległych, jest trudna do obliczenia.

 

Na grafice Hrabia Jan Działyński, fot. Polona.pl.