Pacyfikacje zaścianków szlacheckich na Ziemiach Zabranych

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 4 min.
Autor: Tomasz Danilecki

Aby spacyfikować powstanie na Litwie, generał-gubernator tzw. Kraju Północno-Zachodniego Michaił Murawjow stosował niezwykle brutalne metody – wyroki śmierci lub zesłanie, zasądzane przez sądy wojskowe wobec sprawców konkretnych czynów uznanych za ciężkie przestępstwa. Nakazał stosować także odpowiedzialność zbiorową wobec mieszkańców całych osad i miejscowości, których podejrzewano o sprzyjanie powstańcom. Szczególnie drastyczne środki zastosowano wobec drobnej szlachty.

 

Latem 1863 roku duże partie powstańcze podzieliły się na kilku-, kilkunastoosobowe grupki, mogące skuteczniej się ukrywać. To z kolei sprowadziło represje na mieszkańców rozrzuconych w terenie zaścianków (tzw. okolic) szlacheckich, których niejednokrotnie – słusznie zresztą – podejrzewano o ukrywanie insurgentów i dostarczanie im żywności. Co więcej, drobna szlachta, zazwyczaj silnie przywiązana do polskości i katolicyzmu, w dużym stopniu zasilała powstańcze oddziały. Dlatego Murawjow nakazał pacyfikację drobnoszlacheckich osad w poszczególnych powiatach, których mieszkańcy w szczególny sposób wspomagali powstanie. Celem było zastraszenie miejscowej ludności i zniechęcenie jej do udzielania pomocy powstańcom. W instrukcji rozesłanej w lipcu do powiatowych naczelników wojennych generał-gubernator pisał: „Kiedy szlachta okoliczna będzie podejrzana o współdziałanie albo pomoc buntownikom, donosić natychmiast głównemu naczelnikowi wojennemu dla użycia najsurowszych środków w całej okolicy szlacheckiej dla przykładu i postrachu”.

Spalić, zaorać, uprowadzić

Decyzje o pacyfikacji Murawjow podejmował osobiście, ich wykonawcami byli terenowi dowódcy wojskowi. Bezpośrednim powodem był zazwyczaj jakiś incydent zbrojny, mający miejsce niedaleko danej miejscowości, bądź znaczny udział mieszkańców w oddziałach powstańczych. Przebieg pacyfikacji zawsze wyglądał podobnie: wcześnie rano zaścianki otaczało wojsko, następnie mieszkańcom dawano nieco czasu na spakowanie dobytku, po czym w obecności ich oraz specjalnie spędzanych na miejsce ludzi z pobliskich miejscowości palono wszystkie zabudowania. Wszystkich wysiedlonych prowadzono do najbliższego miasta. Odebrany majątek ruchomy wyprzedawano za bezcen na publicznych aukcjach. Następnie w trybie administracyjnym podejmowano decyzje (ostatecznie zatwierdzane przez Murawjowa) o wysłaniu wszystkich, bez względu na wiek i stan zdrowia, na bezterminowe osadzenie (tzw. wodworienije) w różnych guberniach Rosji. Kobiety będące w zaawansowanej ciąży pozostawiano pod strażą do momentu rozwiązania, a niedługo potem deportowano wraz z nowo narodzonymi dziećmi. Osoby nieobecne w momencie pacyfikacji były poszukiwane i deportowane nawet po kilku latach.

Oto opis pacyfikacji zaścianka Jaworówka przytoczony przez Jana Kucharzewskiego na podstawie źródeł rosyjskich: „5 sierpnia st. st. 1863 roku pułkownik Mikołaj Zöge von Manteuffel, kwaterujący w Białymstoku, otrzymał od Murawjowa depeszę telegraficzną tej treści: po otrzymaniu niniejszego wieś Jaworówkę, o 12 wiorst od Białegostoku, spalić; miejsce, gdzie stała zaorać, a mieszkańców uprowadzić do Białegostoku aż do dalszego co do nich rozporządzenia. 6 sierpnia pułkownik Manteuffel, wziąwszy trzy roty nowoingermanlandzkiego pułku piechoty i dwie sotnie kozaków, udał się do Jaworówki. 7-ego o świcie był już na miejscu. Śpiącą wioskę otoczono wojskiem, mieszkańcy wkrótce usłyszeli obce im odgłosy i szczęk broni, zaczęli wychodzić i ze strachem pytali, co takiego chcą z nimi uczynić. Oznajmiona im została wola naczelnika kraju i jednocześnie rozkazano wynosić na pole cały dobytek. Rozległ się krzyk i płacz. W niektórych izbach leżeli chorzy. Było kilka kobiet, które niedawno odbyły połóg lub wkrótce odbyć go miały. Rozkazano położyć je czym prędzej na wozy i zwrócić na nie możliwą uwagę. Gdy dowódca oddziału przekonał się, że w budynkach już nikogo i nic nie ma, rozkazał kozakom podpalić je jednocześnie z paru stron. Płomień szybko ogarnął całą wieś, po czym oddział ruszył do Białegostoku. Co do zaorania ziemi nie wydano żadnego rozporządzenia wskutek zupełnego braku środków. Mieszkańcy umieszczeni zostali na jednym z placów Białegostoku, a potem zesłani na Syberię […]”.

Prawdopodobnie jako pierwszy 12–13 lipca 1863 roku (tu i dalej daty dzienne według starego stylu) został spacyfikowany zaścianek Szczuki (pow. grodzieński), następnie 6 sierpnia Jaworówka (pow. białostocki), 8 września Pieniaszki (pow. prużański), 10 września Ibiany (pow. kowieński), 21 września Łukawica (pow. bielski), zaś 16 maja 1864 roku Pruszanki-Baranki (w doniesieniach prasowych występuje też nazwa Pruszanka w powiecie bielskim, mająca być spacyfikowana w połowie marca). Pacyfikowano nie tylko zaścianki szlacheckie. We wrześniu 1863 roku spalono wieś tzw. włościan rządowych Szumy, leżącą na pograniczu powiatów grodzieńskiego i lidzkiego, z której deportowano ponad trzydzieści rodzin (ok. 120 osób).

 

„Wszystkie środki powinny być użyte”

Pełna lista spacyfikowanych osad nie jest znana. Ówczesna prasa zakordonowa donosiła także o spaleniu osad: Dzikie (pow. białostocki), Sztukiny (pow. grodzieński), Wobolniki i Poswole (pow. poniewieski), Lauda i Pempie (pow. szawelski), Wiśniany (pow. bielski) i deportacjach ich mieszkańców. Te informacje nie zostały jednak potwierdzone źródłowo. Tylko z czterech spacyfikowanych zaścianków: Szczuki, Jaworówka, Łukawica i Pruszanki-Baranki wywieziono łącznie ok. siedemset osób. Najstarszy mężczyzna spośród 161 osób deportowanych z Jaworówki miał 87 lat, zaś kobieta 65. Dzieci do lat dziesięciu było 41, z czego siedmioro nie miało nawet roku (w tym co najmniej jeden noworodek). Łączną liczbę mieszkańców spacyfikowanych zaścianków należy szacować na 1–2 tys. osób.

W sprawozdaniu ze swojej działalności w Wilnie złożonym carowi Murawjow nie ukrywał, że wielokrotnie łamał prawo: „Tam, gdzie trzeba było iść prędko, nie oglądając się naprzód, aby zgasić wszystko obejmujący pożar, tam wszystkie środki, nawet w czas zwykły i nielegalne, powinny być użyte, ponieważ z legalnością nas by wynieśli z kraju, jak wynoszą senne dzieci”.

Wiadomości o pacyfikacjach odbiły się głośnym echem w całej Europie. Wiliam Henry Bullock, korespondent londyńskiego dziennika „Daily News” w Polsce, określił je mianem „najokrutniejszych czynów popełnionych przez Rosjan na Litwie”. Opisywano je także w utworach literackich – po ten temat sięgali m.in. mazurski poeta Michał Kajka czy znany w początkach XX wieku kaznodzieja bp Władysław Bandurski. Jednak przedstawiane w nich (czasem za pracami dziewiętnastowiecznych historyków) obrazy egzekucji, które miały być dokonywane podczas pacyfikacji, nie znajdują potwierdzenia w źródłach.

Pacyfikacje zaścianków drobnoszlacheckich okazały się zaledwie początkiem szerszej akcji wysiedlania i deportacji szlachty i chłopów w głąb Rosji, trwającej co najmniej do połowy lata 1864 roku.

 

Rycina Mordy wyprawione przez Moskali w polskiej wsi, fot. Cyfrowe MNK