Starcie w ramach powstania styczniowego zakończyło się klęską powstańców. Ich groby znajdują się w dzisiejszej Ukrainie i nadal przypominają o wielkim, zbrojnym, antyimperialnym zrywie z połowy XIX wieku.
Ta bitwa miała spowodować przeniesienie powstania na tereny Ukrainy, co mogłoby zasadniczo wpłynąć na jego przebieg. Generał Józef Wysocki w tym celu chciał, po przekroczeniu granicy austriacko-rosyjskiej, zdobyć Radziwiłłów i ruszyć dalej. Jednak plan się nie powiódł. Mimo liczebnej przewagi powstańcy bitwę o Radziwiłłów przegrali ponosząc wielkie straty. Do dziś przypomina o tym zbiorowa mogiła powstańców na radziwiłłowskim cmentarzu.
Rząd Narodowy długo planował wyprawę na Wołyń. Była przygotowywana już od kwietnia 1863 roku. W czerwcu na terenie zaboru austriackiego, przy granicy między galicyjskimi Łuczycami a Sieńkowem, zgromadzono liczne siły powstańcze składające się z trzech ugrupowań. Na lewym skrzydle stał płk. Franciszek Horodyński z ponad trzystoma ochotnikami. Główną, środkową kolumnę obsadzał gen. Józef Wysocki, dowodząc tysiącem ludzi (800 piechoty i 200 jazdy). Na czele mniej licznego prawego skrzydła stał płk. Józef Miniewski.
Radziwiłłów miał być pierwszym punktem wyprawy. Wysocki zamierzał zaatakować go od południa wsparty następnie przez boczne skrzydła. Jednak spóźniał się brnąc podmokłymi szlakami. Dotarł 2 lipca o godzinie 7 rano. Wcześniej, bo już o 4 nad ranem, swój atak zaczęła kolumna Horodyńskiego. Ponieważ pułkownik poległ, a wraz z nim zginęło także kilku oficerów, oddział szybko się rozproszył. Rosjanie, których siły początkowo były znacznie mniejsze, bo w Radziwiłłowie, według danych powstańców, stacjonowało raptem pięciuset carskich żołnierzy, szybko umocnili rejon miasta, który miał zostać zajęty przez Polaków od razu i bez wielkiego wysiłku. Oddział gen. Wysockiego po dotarciu w to miejsce rzeczywiście najpierw go zdobył. Jednak po późniejszym pięciogodzinnym boju, przypłaconym wielkimi stratami – w starciach zginęło lub trafiło do niewoli kilkuset powstańców – był zmuszony do wycofania się i zajęcia pozycji obronnych w oczekiwaniu na atak przeciwnika. Ostatecznie zdziesiątkowany i zdemoralizowany oddział Wysockiego wobec przewagi wojsk rosyjskich, kontynuował odwrót aż do austriackiej granicy. Trzeci, dowodzony przez Miniewskiego oddział, w ogóle nie dotarł na czas i nie wziął udziału w walce. Przez kilka dni wędrował wzdłuż granicy aż w końcu 4 lipca 1863 roku wrócił do Austrii.
Winą za klęskę tej nad wyraz potrzebnej powstańcom operacji specjaliści obarczają generała Wysockiego, uznając, iż główną przyczyną klęski była fatalna koordynacja ataku. W artykułach i książkach wyeksponowano zatem porażkę powstańczego dowództwa, zapominając nieco o ludziach, którzy zaryzykowali swoje życie i wolność, by stanąć do walki z rosyjskim despotyzmem.
Tymczasem w miejscach, gdzie ścierali się powstańcy styczniowi z carską machiną wojskową, zostało po nich znacznie więcej widocznych śladów, niż można by się spodziewać po dziesiątkach lat zaborów, wojen, a w szczególności sowieckiej okupacji. I to jest prawdziwy cud!
Odnaleziona przez ukraińską Fundację „Dziedzictwo przyszłości” zbiorowa mogiła w Radziwiłłowie, w 2023 roku została odrestaurowana wraz z płytą pamiątkową, mimo trudnego dla Ukrainy czasu wojny. Projekt renowacji miejsca pamięci koordynowany przez Fundację Partnerstwa dla Europy Środkowo-Wschodniej sfinansowano ze środków pochodzących z funduszu promocji kultury Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Odnowiona płyta ustanowiona na grobie w czasach II RP, była wtedy zapowiedzią przyszłego pomnika, który jednak nigdy tam nie stanął, bo wkrótce Polska padła ofiara dwóch agresorów. „Kamień węgielny pod pomnik Powstańcom 1863 roku. Radziwiłłów 1.VII.1938 roku” – głosi wyryty na płycie napis.
Radziwiłłów (obecnie Radywiliw, obw. rówieński, Ukraina) po 17 września 1939 roku znalazł się pod sowiecką okupacją. Dziś leży na terenie obwodu rówieńskiego w niepodległej Ukrainie. Jego mieszkańcy niewiele wiedzą o historii powstania styczniowego, bo w okresie panowania tam ZSRR celowo ją wymazano, ale sowiecka władza przeoczyła istnienie przypominającej o nim mogiły.
Przed 2023 rokiem trudno było jednak odnaleźć na radziwiłłowskim cmentarzu zbiorowy grób powstańców. Zapomniana, pokryta mchem i zapadająca się zmienię nagrobna płyta, otoczona osypującym się i porośniętym chwastami kurhanem, była ledwo widoczna. Dziś, po odnowieniu, wygląda dostojnie i wyróżnia się na tle cywilnych grobów, choć w nieodległym sąsiedztwie pochowano już na cmentarzu radziwiłłowskim nowych bojowników przeciwko rosyjskiemu imperialnemu zaborcy - żołnierzy ukraińskich, którzy oddali życie w ostatnich latach w walce z tym samym wrogiem – okrutnym, agresywnym, rosyjskim despotyzmem. Trudno więc nie dostrzec tu zadziwiającej symbolicznej aktualności dawnego zbiorowego pochówku dziewiętnastowiecznych bohaterów.
W odległych o zaledwie 10 kilometrów od Radziwiłłowa Brodach pozostała po powstańcach kolumna z orłem, która również cudem, zachowała się na jednym z miejscowych cmentarzy. Obecnie Brody leżą na granicy obwodów lwowskiego i rówieńskiego, po stronie lwowskiego, wówczas znajdowały się tuż przy granicy między zaborami, po stronie austriackiej. To między innymi stamtąd wyruszała wspomniana wyprawa, tam też wracali żołnierze po porażce, chowali się przez władzami, trafiali do obozów internowania, uciekali z nich z pomocą miejscowej ludności.
„Po rozbiciu oddziału Wysockiego część powstańców wzięto do niewoli rosyjskiej, wielu skryło się w pobliskich lasach skąd dostali się do Brodów, a większość została wpędzona do dużego stawu koło Radziwiłłowa - tak opisywał tamte dzieje Feliks West, polski księgarz i wydawca, który właśnie w Brodach w 1864 roku rozpoczynał swoją pierwsza praktykę. Jego zapiski znalazło i zamieściło na swojej stronie Koło Przyjaciół Brodów.
„Staw ten otoczyli kozacy, a gdy tylko który z nich spostrzegł ruch w sitowiu strzelał i od tych kul poległo wielu powstańców. Chowaniec był szczęśliwy- wytrzymał w stawie od południa do zmierzchu nie ruszając się w sitowiu. Kiedy ściągnięto kozaków do koszar, Chowaniec zmoknięty i zziębnięty, znając drogę, pośpieszył w nocy wprost przez las do Brodów. Po przybyciu do Brodów ukrył się w domu swoich rodziców, którzy mieszkali pod Wałami […]. Każdej środy odbywała się przed południem na granicy wymiana więźniów - relacjonował świadek brodzieńskich dziejów i wspomina jedną z historii uwięzionych powstańców. - Austriacki urzędnik wydawał rosyjskich poddanych, a rosyjska żandarmeria austriackich. Członkowie Komitetu opieki nad powstańcami w Brodach zdawali sobie sprawę, że aresztowanemu powstańcowi, b. kapitanowi wojsk rosyjskich grozi kara śmierci skoro zostanie wydany. Otóż trzech poważnych obywateli, a to: Dr Zygmunt Reiger, Julian Gomulińskii, Juliusz Haisig udało się do starosty Bieniaszewskiego, prosząc go, ażby tego więźnia nie wydano Rosji. Starosta jednak odmówił nawet dość szorstko. Postanowiono jednak uwolnić więźnia za wszelką cenę. Więzienie znajdowało się tuż przy budynku policji miejskiej, a okna wychodziły na obecną ulicę Wesołą, tzw. natomiast „wachcymra”, którą zajmowali husarzy pilnujący aresztów, łączyła się z budynkiem Magistratu. Aby dać możność ucieczki więźniowi przepiłowano kraty w oknie, podczas gdy w uliczce stały trzy wynajęte furmanki. Około 7 godziny któregoś dnia kwietniowego 1864 r. wpada do księgarni (Jana Rosenheima) mój szef Juliusz Haising (inicjator ucieczki ) i opowiada mi cały przebieg. Zmierzch zapadł, kiedy z uliczki za Magistratem rozjechały się trzy fury w różne strony. Na podwórzu Magistratu powstał niezwykły ruch. Huzar zaglądając do okienka celi, zauważył wyłamane kraty i pustkę w celi. Wybiegł na podwórze i wystrzałem z karabinu zaalarmował odwach. Żołnierze rozbiegli się na wszystkie strony w poszukiwaniu za zbiegiem. W ogrodzie miejskim „Rojekówka” oczekiwali członkowie komitetu na wynik” – opowiada West historię ucieczki jednego z powstańców, zakończoną sukcesem. Opisuje pomoc, której udzielali powstańcom cywilni mieszkańcy miasta i okolic. - „Mieszkańcy Brodów przynosili internowanym żywność i odzież. Od rana do wieczora wchodziły i wychodziły różne osoby, przeważnie panie z pełnymi koszykami, w których oprócz żywności były także kobiece ubrania. Internowani ubierali spódnice, chustki, kapelusze i wychodzili sami lub w towarzystwie drugiej kobiety. Uwolnionych przyjmowano po domach, wysyłano na wieś.” – pisze księgarz. Wspomina także, że także Żydzi brodzcy wspomagali akcję powstańczą materialnie dość wydatnie. W tych latach był w Brodach Dr Leo Zuger – prymariusz szpitala, którego syn Dr Filip Zuker w powstaniu znaczną rolę odegrał, a Lwów w swoich kronikach często powołuje się na jego osobę”…
Nie dowiemy się od Feliksa Westa, czy pochowani pod kolumną z orłem wojskowi zmarli w austriackim więzieniu, czy zakończyli życie od doznanych ran w domach polskich chłopów, znajdziemy natomiast potwierdzenie faktu ustawienia pomnika wymienionym z imienia i nazwiska powstańcom styczniowym. Bowiem gdy West przyjechał do Brodów, „stawiano wówczas pomnik na cmentarzu, na wspólnym grobie poległych powstańców, w którym zostali pochowani. Stanisław Egues Gliszczyński, uczeń wyższej szkoły w Metzu i oficer wojsk francuskich lat 29 zmarł 2 VII 1863, Piotr Zawadowski, szeregowiec lat 25, zmarł 5 VII 1863, Stanisław Grabczewski, szeregowiec lat 36, zmarł 15 VII 1863, Michał Domagalski, pułkownik lat 52, zmarł 16 VII 1863, Mieczysław Mroczkowski. b. kapitan wojsk austriackich, lat 48, zmarł 27 VII 1863, Edward Bołuboński, szeregowiec lat 20, zmarł 4 VII 1863 r. Budową tego pomnika przedstawiającego złamaną kolumnę z białym orłem u góry, zaś z emblematami powstańczymi u dołu, zajął się Baltazar Potocki tutejszy obywatel, a koszta pokryto ze składek”.
Ten napis na pomniku zachował się do dziś. Wymaga jedynie, jak i cały pomnik, prac remontowych i ręki konserwatora, by niezwykłe ślady polskich dziejów na tych terenach nie uległy zapomnieniu. Tymczasem sama historia tego dramatycznego zrywu staje się coraz bliższa dzisiejszym mieszkańcom tych terenów.