Kaszubi w Powstaniu Styczniowym

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 5 min.
Autor: Sylwia Szarejko

Gdy wieść o wybuchu powstania styczniowego dotarła do zaboru pruskiego: „Spokojne i ciche zazwyczaj checze kaszubskie poczęły falować gorączkowym i ruchliwym życiem – pisał badacz dziejów Kaszub Kazimierz Dąbrowski. – Wieści z pola walk wolnościowych przenikały do serc i umysłów wszystkich warstw i stanów na Kaszubach. Czy rolnik lub kupiec, czy inteligent – wszyscy oni bacznie i pilnie śledzili przebieg tych wzmagań wojennych, przywiązując do nich w razie zwycięstwa wielkie wydarzenie dziejowe, a mianowicie oswobodzenie Polski spod jarzma zaborców”.

 

 

            Powstanie styczniowe odbiło się głośnym echem na ziemie kaszubskiej. Wynikało to z silnej wiary Kaszubów w odbudowanie utraconych polskich struktur politycznych, którym w przeszłości wielokrotnie dawali wyraz sympatii. Dlatego we wsparcie powstańców styczniowych zaangażowali się mieszkańcy tych terenów pochodzący niemal ze wszystkich grup społecznych. Nieśli walczącym nie tylko pomoc materialną i duchową, lecz także wspierali ich czynnie. Propowstańcze nastroje były odczuwalne niemal we wszystkich kaszubskich miejscowościach, w których jedni organizowali pomoc na własną rękę, inni zbierali się w grupy.

            Nie do przecenienia w kształtowaniu postawy Kaszubów wobec Powstania Styczniowego była działalność duchowieństwa. Kaszubi, przywiązani do swojej ziemi oraz katolicyzmu, żywo reagowali na apele wygłaszane przez księży w miejscowych parafiach, z którymi byli silnie związani. Podczas mszy duchowni nie tylko występowali w obronie uciemiężonego ludu kaszubskiego, modląc się o odrodzenie polskiej państwowości, lecz także wspierali powstańcze inicjatywy finansowo.

O wadze duchowieństwa w kształtowaniu propowstańczego ruchu na Kaszubach mówili sami wierni uczestniczący w nabożeństwach. Najsilniejszy odzew był przede wszystkim w parafiach parchowskiej, stężyckiej i suleczyńskiej w powiecie kartuskim. „Taka atmosfera sprzyjająca powstańcom musiała się unosić nad innymi wioskami – pisał Dąbrowski. – Ludność kaszubska, widząc w szeregach patriotycznych swych pasterzy dusz, tym liczniej i goręcej poparła tę piękną inicjatywę. To też Kaszuba lepiej niż kto inny umie ocenić tę bezinteresowną i pełną poświęceń pracę, jaką włożyło duchowieństwo w akcję powstania styczniowego”.

 

Kaszubska młodzież

Kaszubska inteligencja, w tym przede wszystkim młodzież zrzeszona w kołach filomatów w gimnazjach w Chojnicach i Wejherowie, ochoczo poparła narodowowyzwoleńczy zryw. Nie bacząc na konsekwencje w razie niepowodzenia – wydalenie ze szkoły lub nawet wygnanie poza granice Prus – młodzi zdecydowali się czynnie wesprzeć powstańców. Z Chojnic do walki wyruszyło sześciu młodych chłopców: Franciszek Bonin, Andrzej (?) Borna, Kornel Lipiński, Antoni Muchowski, Ignacy Rogala oraz Ignacy Przytarski.

Najwięcej wiemy o Antonim Muchowskim, który wstąpił do 4. kompani lubawskiej dowodzonej przez Jana Fryderyka Wandla i w nocy z 30 na 31 marca 1864 roku ruszył w stronę Królestwa Polskiego. Wkrótce po przekroczeniu granicy oddział został zaatakowany przez Rosjan. Wielu powstańców poległo, inni dostali się do rosyjskiej niewoli, a wśród nich młody Muchowski, zatrzymany podczas ucieczki. Został wywieziony na Sybir wraz z innymi insurgentami. Na katordze spędził pięć lat. To, że udało mu się wrócić na Kaszuby, było zasługą rodziny, starającej się o jego zwolnienie z pomocą pruskiego posła Juliana Łaszewskiego. W rodzinne strony wracał pieszo – 11 miesięcy. Na Kaszubach kontynuował naukę w Wejherowie; tam w 1871 roku pod pseudonimem „Kropidło” założył tajne Koło Filomatów „Wiec”. Po uzyskaniu matury wstąpił do seminarium duchownego w Pelplinie. Posługę duszpasterską pełnił do śmierci w 1915 roku.

Wiemy co nieco także o większości pozostałych kaszubskich ochotników. Żadnych wiadomości nie ma o Przytarskim, Lipiński wpadł w ręce Prusaków i znalazł się w więzieniu, Rogala znalazł się w szpitalu, zaś Borna i Bonin polegli. Ten ostatni został ponoć zastrzelony podczas przeprawy przez graniczną rzekę Drwęcę. Innym Kaszubem, który zginął w powstaniu, był młody maturzysta z Wejherowa Oskar Wolski – już 22 lutego 1863 roku poległ w bitwie pod Chorzelami.

 

Kaszubski lud

Do inteligencji dołączyli przedstawiciele niższych klas społecznych. Na Kaszubach było to widoczne przede wszystkim w powiecie kartuskim (Stężyca, Parchowo, Suleczyno) czy kościerskim – mieszkańcy Kościerzyny przekazywali znaczące wsparcie finansowe na rzecz powstańczego rządu.

Ze wsi Łączyno pochodził zaś najbardziej znany orędownik powstania – pan Żelewski. Ponoć mimo że był kaleki, pieszo chodził od domu do domu, zbierając datki na rzecz powstania. Z relacji mieszkańców wynika, że aby przerwać jego działania, pruskie władze zaproponowały mu posadę wójta, Żelewski nie był jednak zainteresowany. Co więcej, zachęcał znajomych, by wstępowali w szeregi powstańcze. „Odezwała się w nim dusza kaszubska, która za swoje czyny nie żąda ani nagrody ani nawet wspomnienia, ale wszystko czyni bezinteresownie, z pobudek czysto idealnych – oto obraz kryształowej duszy Kaszuby – patrioty” – pisał Dąbrowski.

Kaszubi wielokrotnie spotykali się w Stężycy, by tam formować swoje grupy i próbować przedostać się przez granicę celem dołączenia do walk w Królestwie. Jan Dąbrowski, jeden z uczestników takich akcji, wspomina, że trudno i ciężko było organizować się pod czujnym okiem pruskich wojskowych. Żandarmeria „zwykle przybywała w porę, legitymując zebranych, a odbierając im pieniądze, zmuszała do rozejścia się”. Nie zniechęciło to jednak Kaszubów do działania – raz ukryli fundusze w wyprawionej skórze czarnego psa, którą umieścili na wozie, aby udawała żywe zwierzę, innym razem próbowali przewieźć pieniądze w trumnie. Niestety, wszystko kończyło się fiaskiem, a przekroczenie granicy zaboru pruskiego wydawało się niemożliwe.

 

Po drugiej stronie

            Kaszubi, którzy chcieli czynnie wesprzeć powstanie w Królestwie Polskim, w marcu 1864 roku sformowali oddział, składający się niemal z dwustu ochotników. Bez żołdu oraz wyposażenia na drogę przemierzyli oni trasę od wybrzeża aż do granicy ówczesnego województwa płockiego. Mówili: „Za najem nie idziemy się bić […] za braci naszych, dajcie nam broń na Moskala a o resztę się nie kłopoczcie”. Julian Łukaszewski, komisarz pełnomocny rządu powstańczego na zabór pruski, tak pisał o walecznych Kaszubach: „[…] szli piechotą […] wśród zimy, własnym kosztem, z oczyma wytężonymi w stronę, skąd dusza ich zdawała się słyszeć jęki knutowanych współbraci”. I choć po przejściu granicy zostali zaatakowani przez Rosjan, nie uciekli. Byli gotowi bić się dalej. „Dopiero gdy później starszyzna wojskowa powiedziała im, że wszystko stracone, ze łzą w oku powlekli się znowu o własnych środkach do domu […]” – dodaje Łukaszewski. Jak twierdzi badacz tematu Stanisław Gieraszewski, „w zaborze pruskim podobnie entuzjastycznej opinii nie znajdziemy o żadnym innym oddziale powstańczym”.

O silnym zaangażowaniu Kaszubów w pomoc powstaniu może świadczyć także jeszcze jeden przykład.

 

Niezwykły ród Czarlińskich

We wsi Chwarzno mieszkał Felicjan Czarliński, zamożny szlachcic, który miał pięciu synów: Emila, Leona, Eugeniusza, Maksymiliana i Wiktora. Przedstawiciele tego zasłużonego kaszubskiego rodu dali się poznać jako gorący orędownicy sprawy polskiej. Podczas Powstania Styczniowego Czarlińscy nie tylko mocno zaangażowali się w przygotowanie wsparcia dla powstania na terenie Prus, lecz także brali udział w walkach w Królestwie.

Felicjan był prezesem Towarzystwa Rolniczego dla Ziemi Kaszubskiej oraz członkiem organizacji powstańczej, w której jego syn Emil pełnił funkcję skarbnika. Leon (pseudonim „Budrys”) był zaś naczelnikiem, obejmując władzę powstańczą w Lubawie, Toruniu, Brodnicy, Chełmnie, Grudziądzu i Malborku. Zyskał miano „najdzielniejszego pracownika organizacji powstańczej w zaborze pruskim”. Był przeciwnikiem jakiejkolwiek polityki ugodowej wobec Prus; jak pisze Gieraszewski, stanowił „przykład pełnego poświęcenia patrioty i bojownika o sprawę wyzwolenia spod władzy zaborcy”. Stanął nawet na czele oddziału, mającego wymaszerować do Królestwa. 1 marca 1964 roku informował w raporcie, że ma gotowych niemal dziewięciuset ochotników i m.in.: ponad 600 karabinów, 25 tys. ładunków oraz 88 sztucerów z bagnetami. Wyprawa zakończyła się jednak niepowodzeniem, a „Budrys” trafił do więzienia – najpierw w Brodnicy, a następnie w Berlinie. Eugeniusz został usunięty z Uniwersytetu Wrocławskiego za udział w powstaniu, Maksymilian aresztowany 29 maja 1864 roku. Najmłodszy z braci Wiktor był kurierem powstańczym. Został zmuszony do wyjazdu za granicę za pomoc w ucieczce powstańców z chełmińskiego więzienia.

Mimo licznych represji, jakich doświadczyła kaszubska rodzina Czarlińskich, mężczyźni, a później ich potomkowie, później nadal byli czynni politycznie, a nadrzędnym celem ich działań było odzyskanie przez Polskę niepodległości.

Analizując zaangażowanie ludności kaszubskiej pochodzącej z różnych warstw społecznych, wspierającej w rozmaity sposób walki w Królestwie Polskim, nietrudno nie zgodzić się z Kazimierzem Dąbrowskim: „Udział Kaszubów w powstaniu styczniowym był […] wielką manifestacją wiekowego przywiązania Kaszub do Polski” oraz, że właśnie m.in. te pro powstańcze działania wpłynęły w późniejszym czasie na kształtowanie kaszubskiego regionalizmu, bez którego dziś trudno nam sobie wyobrazić Pomorze.