Jak Pomorze Gdańskie wspierało powstanie

Podziel się w social media!

Tekst na licencji CC-BY.
Tekst na licencji CC-BY.
Przeczytanie tego artykułu zajmie 5 min.
Autor: Sylwia Szarejko

W Prusach wybuch powstania styczniowego został przyjęty z dużym niepokojem. Już 29 stycznia 1863 roku wysłano do Warszawy misję wojskową, mającą zdobyć informacje o działaniach carskich władz przeciwko polskiemu powstaniu. Niedługo później, 8 lutego, premier Prus Otto von Bosmarck wysłał do Petersburga gen. Gustava Alvenslebena, który zawarł z carem Aleksandrem II układ wojskowy o zwalczaniu polskich oddziałów powstańczych.

 

W Prusach już od 3 lutego obowiązywało pisemne rozporządzenie wydane przez króla Wilhelma I, określające zasady współpracy władz cywilnych w prowincjach Prusy, Pomorze, Poznań, Śląsk z wojskami dowodzonymi przez gen. Augusta von Wedera w zakresie zwalczania polskiego powstania. Pruskie zarządzenia nie powstrzymały jednak ludności Pomorza Gdańskiego przed wspieraniem walczących w Królestwie Polskim.

Ludność Pomorza brała udział w manifestacjach religijno-patriotycznych jeszcze przed wybuchem powstania, manifestując w ten sposób sprzeciw wobec przemocowych rządów carskich w Kongresówce. Na znak solidarności z Warszawą powstrzymywano się od organizacji hucznych spotkań oraz zachęcano do noszenia strojów narodowych. Młodzież w gimnazjum w Chełmnie zaczęła nosić żupany i rogatywki, zaś dorośli ubierali się w szaty żałobne. Ponadto na Pomorzu odprawiano tzw. nabożeństwa żałobne, zaś w kościołach oraz domach mimo zakazu władz pruskich śpiewano pieśń Boże coś Polskę.

            Wszystkie te gesty solidarności wobec Polaków z Królestwa były dyktowane „koniecznością narodową” i jak zauważył działacz krajoznawczy Czesław Skonka, rozbudzały uczucia patriotyczne. Dlatego mimo silnej germanizacji tych terenów oraz pruskich represji mieszkańcy Pomorza wspierali rozpoczęte w styczniu 1863 roku powstanie. Badacz tematu Andrzej Bukowski opracował wykaz mieszkańców regionu uczestniczących w insurekcji. Podzielił on Pomorze na lewobrzeżne i prawobrzeżne. Z tego pierwszego udział w powstaniu wzięli mieszkańcy z powiatów: puckiego, wejherowskiego, kartuskiego, kościerskiego, starogardzkiego, tczewskiego, chojnickiego, tucholskiego, sępoleńskiego, świeckiego, wałckiego, złotowskiego i oczywiście z Gdańska. Z kolei z prawobrzeżnego z powiatów: sztumskiego, grudziądzkiego, chełmińskiego, toruńskiego wąbrzeskiego, brodnickiego i lubawskiego.

 

„Nadwiślanin”

            Ukazująca się od 1850 roku w Chełmnie nad Wisłą gazeta „Nadwiślanin”, której redaktorem był Ignacy Łyskowski, od początku odzwierciedlała patriotyczne poglądy mieszkańców Pomorza. Była jedynym polskim pismem kolportowanym w Prusach Zachodnich, informującym czytelników o sytuacji politycznej w Królestwie. Redakcja czerpała informacje z prasy zagranicznej, lecz także ze swoich oddziałów w Poznaniu, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu i Bydgoszczy.

Choć początkowo dziennikarze powtarzali opinie o powstaniu głównie z perspektywy frakcji Czerwonych, to później prezentowano także punkt widzenia Białych. Zawsze z szacunkiem wypowiadano się o Rządzie Narodowym, przedrukowywano dokumenty władz powstańczych, lecz gazeta nie była bezkrytyczna wobec powstania; pisano np.: „szkodzi powstaniu głównie to, że występują województwa jakby pojedynczo do walki”. Po wybuchu powstania w gazecie stworzono stałą rubrykę „Powstanie w Polsce”, gdzie do końca 1864 roku informowano czytelników o przebiegu powstania, jednocześnie zachęcając do udzielenia mu pomocy. „Nadwiślanin” donosił o m.in. brance zarządzonej przez Wielopolskiego: „Branka w Warszawie rozpoczęła się! […] Brano z domu po dwóch najmniej, a czasem po siedmiu lub ośmiu […]. Sceny były rozdzierające i rozpaczliwe. Wrażenie okropne. Największe dzieło niesprawiedliwości dokonane – nie, dopiero zaczęte” i o wybuchu powstania: „W chwili, gdy to piszemy, krew polska, krew nieszczęśliwego narodu płynie obficie w Warszawie i całym Królestwie Kongresowym […]. nastąpił podobno w kraju ogólny wybuch […]. Długo nieszczęśliwy najsroższe znosił prześladowania, a był jednak spokojny, teraz jeżeli się schwycił rozpaczliwego środka to został do tego koniecznie zmuszony”.

Zamieszczane w gazecie informacje nie pozostały bez echa. Pomorze Gdańskie, choć silnie zgermanizowane, ochoczo wspierało powstanie. Zbierano przede wszystkim fundusze i przemycano broń, przerzucaną później przez granicę do Królestwa. Organizowali się także ochotnicy, chcący zasilić szeregi walczących w zrywie Polaków.

 

Na rzecz powstania w Chełmnie…

Już od 1861 roku na Pomorzu działał Józef Ćwierciakiewicz, delegat Komitetu Centralnego; później tę funkcję pełnili kolejno Józef Demontowicz i Julian Łukaszewski. Ich prace osiągnęły moment szczytowy w 1862 roku, kiedy ludność Pomorza jasno opowiedziała się po stronie idei walki zbrojnej. Jak zauważył historyk Stanisław Gieraszewski, chodziło przede wszystkim o zwerbowanie do walki Polaków, zarówno oficerów armii pruskiej, jak i ochotników. W pomoc w tworzeniu tajnej organizacji narodowej zaangażował się jeden z najzamożniejszych ziemian chełmińskich Natalis Sulerzyski. Przechowywał on broń i ekwipunek dla tworzących się oddziałów oraz organizował ekspedycje z Pomorza do powstania. Dlatego pomorscy ochotnicy, jak zauważa Gieraszewski włączyli się do walki niemal natychmiast po wybuchu powstania. To też było główną rolą Pomorza: dostarczanie jak największej ilości broni i amunicji oraz werbowanie ochotników, a następnie wysyłanie ich do Królestwa.

Udział w powstaniu wzięli uczniowie gimnazjum w Chełmnie oraz mieszkańcy okolic. Łącznie blisko stu ochotników walczyło w różnych oddziałach, m.in. przez Henryka Łowińskiego-Szermętowskiego, Piotra Czaplińskiego czy Edmunda Calliera. Chełmińskie kobiety zajmowały się zbiórką pieniędzy, lekarstw oraz broni, dostarczanych powstańcom, a także szyciem mundurów. Jak zauważa Zofia Linowska, Chełmno było ośrodkiem polityczno-kulturalnym promieniującym na całe Pomorze.

 

…i w Gdańsku

Gdańsk stał się natomiast ważnym ośrodkiem przemytu broni i wyposażenia dla walczących w powstaniu. Jak zauważa cytowany już Andrzej Bukowski: „Z Gdańska broń rozwożono w głąb kraju różnymi drogami, m.in. Wisłą lub okrężnie przez Królewiec, gdzie z organizacją powstańczą współdziałały: polska firma handlowa B. Chotomskiego i J. Koronowicza, sklep kupca Józefa Gościckiego oraz sklepy Żydów Johannsohna i Aronnsohna”.

Ponadto przemytem broni zajmowali się malborscy chłopi. Jeździli oni do Gdańska ze zbożem, zaś od załóg statków otrzymywali amunicję, którą ukrywali pod słomą i przewozili przez Wilczewo do Brodnicy. Wozy zaczęły jednak podlegać coraz częstszym kontrolom. Jak podaje Skonka, we wsi Sarniak w okolicach Grudziądza zatrzymano transport przewożący fortepian z Gdańska do Zaskocza: „był to fortepian »najnowszej konstrukcji«, gdyż zamiast strun… zawierał flinty, karabiny, pałasze […]”. Powołując się na dane królewieckiej agentury powstańczej, od sierpnia do grudnia 1863 roku dostarczono na Litwę i do województwa augustowskiego oraz płockiego „789 karabinów i sztucerów, 595 pałaszy, 322 pistolety, 211 karabinów kawaleryjskich, 26 rewolwerów i 140 grotów do lanc”.

Co ciekawe także niemiecka prasa „Gazeta Gdańska” – potępiła działania Rosjan w Warszawie, apelując zarazem do zagranicznych dziennikarzy, aby ich gazety znalazły miejsce na publikację wydarzeń ze stolicy Kongresówki.

Mieszkańcy Sopotu, Kościerzyny, Starogardu Gdańskiego oraz innych miasteczek i wsi na Pomorzu także wspierali powstanie. Świadczy o tym pomoc udzielana powstańcom, którzy znaleźli się na tamtym terenie. Jak pisze Bukowski: „Trzeba było ich żywić, odziać nie raz, ukrywać przede wszystkim i wysyłać dalej nocami, aby przyjmować nowe zastępy. W każdym dworze szyto wtedy bieliznę, przygotowywano szarpie i bandaże, gromadzono zapasy żywności”. Tak przygotowane transporty wysyłano dalej, do walczących ochotników.

 

Pomorze Gdańskie w cyfrach

            Jeszcze przed wybuchem powstania Pomorze zapłaciło na jego rzecz podatek za dwa lata z góry. Kolejne daniny, o które apelował Rząd Narodowy, także płacono tam szybciej niż w Księstwie Poznańskim, Galicji czy Kongresówce. Zbierano także indywidualne datki. Wszystkie zebrane pieniądze przeznaczano na zakup broni i innego potrzebnego sprzętu. Według szacunków badaczy zagadnienia bezpośrednio w walkach i pracach na rzecz powstania wzięło udział 425 osób z 17 powiatów Pomorza.

Władze pruskie nie były wobec tego bierne. Przeprowadzano rewizje, aresztowania. „Grupy policjantów wysyłano w teren w celu wykrycia polskiej siatki konspiracyjnej […], a więzienia zapełniały się do tego stopnia, że w Brodnicy władze musiały wypożyczyć prywatną kamienicę na ten cel”. Skonka uznał, iż „kulminacją pruskiej zemsty było aresztowanie 11 najwybitniejszych, związanych z Powstaniem, Pomorzan w więzieniu w Hausvoiseti oraz Moabit w Berlinie. Wytoczono im proces, który trwał od 7 lipca do końca grudnia 1864 r.”.

Wobec tego „Nadwiślanin” opublikował znamienny fragment listu z 1861 roku, napisanego przez wybitnego rosyjskiego demokratę Aleksandra Hercena do włoskiego rewolucjonisty Giuseppe Garibaldiego, w którym czytamy: „Obecne wypadki wymagają zupełnej niepodległości Polski bez ograniczeń, zupełnej i bezwarunkowej niezawisłości od Rosji i Niemców”. Na koniec zacytujmy autorów książki Jak skała na morzu. O polskości Pomorza: „Mimo to Pomorzanom udało się pielęgnować polskość, nie zapominać o swoich korzeniach i wierzyć w to, że w końcu powrócą w granice odrodzonej Rzeczpospolitej. Może otuchy dawały im słowa »Mazurka Dąbrowskiego« autorstwa Pomorzanina spod Kościerzyny, Józefa Wybickiego, podkreślające podmiotowość narodu, który mimo braku państwa, wciąż istnieje”.