„Nie mogłyśmy być inne” – matka i cztery córki w służbie ojczyzny

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 3 min.
Autor: Emil Marat

Emilia Heurich była wdową po Janie Danielu Heurichu, znanym warszawskim mistrzu stolarskim, właścicielu wytwórni mebli artystycznych. Mogła wieść spokojne życie szanowanej wdowy. Zdecydowała jednak inaczej. Zaangażowała siebie i córki w działania na rzecz Powstania Styczniowego a ich dom przy ulicy Widok 5, stał się jednym z najważniejszych konspiracyjnych lokali w stolicy.

 

Wywodziła się z rodziny Szwarce (Szwarców); jej ojciec Jan Maciej był słynnym jubilerem. Obie rodziny były wyznania ewangelickiego, ich przodkowie przybyli do Polski z Saksonii w drugiej połowie XVIII wieku. Emilia miała czterech starszych braci i cztery córki. Owdowiała młodo, nie miała nawet 40 lat. Jej byt zabezpieczał odziedziczony majątek i liczne nieruchomości. Wdowa z czterema córkami, wszystkimi nieletnimi (miały od 9 do 16 lat), mogła wieść życie dostatnie i spokojne. Tak się jednak nie stało i ona oraz Emilia, Teodora, Julia i najmłodsza Helena, poniosły tego konsekwencje. Dlaczego tak się stało? Być może najlepiej tłumaczy to zdanie wypowiedziane przez najstarszą z panien Heurichówien: „A myśmy wtedy nie mogli być inni”.

Emilia Heurich wyniosła patriotyczne tradycje z domu i przekazała swoim córkom. Jej trzej bracia brali udział w Powstaniu Listopadowym. Jeden zginął, dwaj wyemigrowali. Syn najstarszego z braci, Józefa, urodzony we Francji Bronisław, powrócił do Polski w 1862 roku i włączył się w konspiracyjne działania, był członkiem Komitetu Centralnego Narodowego. To on wciągnął swoje kuzynki w środowisko Czerwonych, choć i bez niego znały one wiele patriotycznie zaangażowanych osób. Starsze Heurichówny pracowały jako retuszerki w pracowni znanego fotografa Karola Beyera. Ich warszawskie mieszkanie przy ul. Widok 5 stało się lokalem konspiracyjnym. Odbywały się tam nielegalne spotkania, redagowano pismo „Ruch”, przechowywano dokumenty, prasę i ludzi, a także pieczęcie Rządu Narodowego. [...] „wyprawiałyśmy ludzi z miasta, ale z jakimże rozdartym sercem! Teraz, kiedy na śmierć prawie pewną szli. [...] Powstanie z konieczności rozpoczęło się na prowincji, w różnych stronach kraju, ale rząd pozostał w Warszawie; wszystkie więc rozporządzenia załatwiały się przez listy i trzeba było doskonale urządzić przesyłanie tych korespondencji, aby nie wpadały w ręce wroga. Listy adresowały się u nas po części; [...] następnie listy te odnosiłam na kolej i wręczałam urzędnikowi, który do organizacji należał”.

 

Aresztowanie

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1862 roku Rosjanie aresztowali Emilię Heurich, przeszukali jej mieszkanie. 22 grudnia zatrzymano Bronisława, a na cztery siostry nałożono areszt domowy. Dziewczęta, zdruzgotane tymi wydarzeniami, nie straciły zimnej krwi. Jak doświadczone konspiratorki zniszczyły ukryte w domu, nieodnalezione podczas rewizji papiery, ukradkiem wynosiły cenne dokumenty, opróżniły nienamierzoną w mieście skrytkę. W końcu udało im się spotkać z matką, która ostrzegła je przed zdrajcą. Podczas widzeń w Cytadeli odebrały od Bronisława Szwarce, zwanego Bronisiem, grypsy przyklejone miąższem chleba do dłoni. Walczyły o uwolnienie najbliższych. Częściowo im się to udało: w sierpniu 1863 roku Emilia Heurich został zwolniona z powodu błędów w śledztwie. Heurichówny nie straciły czujności, nie czekając na zmianę sytuacji i mając świadomość zagrożenia, namawiały matkę do wyjazdu za granicę.

Cztery panny ponownie zostały same. Były już zaprawione w działaniu, walczyły też o ukochanego kuzyna Bronisia. Słały do cesarzowej Eugenii, żony Napoleona III, pisma, w których błagały o wstawiennictwo i zainteresowanie się losem francuskiego obywatela. Dzięki ich uporowi skazany początkowo na karę śmierci Bronisław Szwarce został zesłany na Syberię. Wrócił do kraju po 27 latach.

Heurichówny nadal działały w konspiracji. Pomagały więźniom, dostarczały paczki zesłańcom, przenosiły dokumenty, jeździły jako dodający otuchy świadkowie na egzekucje publiczne na Cytadeli, działały w kobiecych „piątkach” niosących pomoc potrzebującym. „Dzień każdy przynosił wieści coraz to straszniejsze; co dzień nowe otwierały się groby, nowe łzy płynęły. Więzienia napełniały się zabranymi z pola bitwy; półnadzy i głodni byli. Nam też przybyło pracy. Dnie całe biegałyśmy, zbierając odzież i żywność, aby w sobotę zawieźć do Cytadeli. Zanosiło się to do domu, a w sobotę ładowało na wóz i, przy tym wozie idąc, wstępowało do sklepów i zabierało wśród tygodnia wyproszoną żywność”.

W 1864 roku zostały aresztowane i trafiły do Cytadeli. Kiedy przesłuchujący oficer, drwiąc z ich zaangażowania i niemieckiego pochodzenia, dopytywał, czy ich wujowie byli na pewno Polakami, Todora odpowiedziała zdecydowanie i z dumą:

„– Tak!

– I ten co emigrował pierwszy, kapitan Józef Szwarce – to też wasz wuj?

– Tak – odpowiedziałam

– I ten, co służył w artylerii i od ran umarł?

– Tak!

– I ten co pod Grochowem się bił i uszedł za granicę?

– Tak!

A za każdym »tak« – zdawało mi się, że rosnę i z góry na sędziów spoglądam”.

Groziła im zsyłka na Syberię i dożywocie, skończyło się na przymusowym osiedleniu w Pernach na Suwalszczyźnie. Kiedy po dwóch latach wróciły do domu, zaczęły walkę o ułaskawienie matki. Emilia Heurich wróciła do Warszawy w 1872 roku.

W 1918 roku ukazała się książka Wspomnienia matki i córki z powstania 1863 r. To pełen emocji i życia dwugłos Emilii ze Szwarców Heurichowej jej córki Teodory z Heurichów Kiślańskiej, warszawskich ewangeliczek, których przodkowie byli Niemcami, a ich życiowym wyborem był polski patriotyzm.