Ciepły czerwcowy dzień 1867 roku. Car Rosji Aleksander II przybył do Paryża oglądać Wystawę Światową. I cudem uniknął śmierci z rąk dwudziestoletniego Polaka, który zamierzał pomścić powstańców styczniowych.
Zamach był nieudany. Car nie został nawet draśnięty. Zamachowiec, Antoni Berezowski, emigrant-powstaniec styczniowy, też wyszedł z wydarzenia z życiem: uniknął kary śmierci. Został skazany na dożywotnie zesłanie do Nowej Kaledonii i zmarł tam po prawie 50 latach desperackich prób doprowadzenia do powrotu do Europy, na dwa lata przed ostatecznym upadkiem carskiego imperium.
Strzały
Powód carskiej wizyty w Paryżu był wyjątkowy, choć jednocześnie – paradoks - dość w tym czasie powszechny: w 1867 roku w stolicy Francji trwała Wystawa Światowa. Przyciągała gości ze wszystkich „cywilizowanych” krajów, zwiedziło ją 15 milionów osób, wśród nich także zaproszony przez cesarza Napoleona III car Aleksander II. Do Paryża car przyjechał specjalnym pociągiem, towarzyszyła mu caryca Maria i dwóch synów: Aleksander i Włodzimierz. Rosja obok Francji i Prus, była jednym z głównych wystawców, a car obok króla Prus jednym z najważniejszych gości.
6 czerwca cesarz Napoleon zaprosił swoich gości na hipodrom Longchamp - na wojskową defiladę. Przed monarchami defilowali karabinierzy, kirasjerzy, lansjerzy, dragoni w lśniących hełmach i galowych mundurach. O czwartej popołudniu parada zakończyła się. Napoleon, car i jego synowie wracali z niej wśród wiwatujących tłumów w pierwszym powozie, a cesarzowa Eugenia i król Prus w drugim.
I nagle rzecz niespodziewana: na skrzyżowaniu ulic de la Vierge i des Reservoirs od tłumu odrywa się młody mężczyzna, wyciąga spod kamizelki pistolet, celuje i oddaje dwa strzały.
Jak twierdzono w doniesieniach z epoki, cesarski kawalerzysta, który eskortował powóz zauważył sytuację, pchnął konia do przodu i osłonił nim monarchów. Jedna kula przebiła koński pysk, przeleciała między cesarzami a książętami i, jak donoszono dalej, trafiła kobietę wśród publiczności. Końska krew opryskała jednego z wielkich książąt. Druga kula zraniła samego zamachowca, uszkadzając palce lewej ręki, na której oparł pistolet.
Cesarz miał powiedzieć do cara:
- Byliśmy razem w ogniu walki. Teraz jesteśmy braćmi.
Według innej wersji powiedział:
- Jeśli to Włoch, to kula była przeznaczona dla mnie, jeśli Polak to dla Ciebie, Panie.
Car miał odrzec:
- Wszystko w rękach Boga.
Zatrzymano zamachowca. Tłum nie był mu przychylny, młodego człowieka szarpano i popychano. Kiedy przejęła go policja okazało się, że to 20 letni Polak, Maksymilian Berezowski, powstaniec styczniowy, emigrant mieszkający w Paryżu i pracujący jako ślusarz. Nie ukrywał, że chciał pomścić nieszczęścia swojego narodu.
Wydarzenie nie wpłynęło na świąteczną atmosferę. Dwa dni później odbył się w Paryżu wielki bal w Hotel de Ville, a 10 czerwca cesarscy goście bawili się w pałacu Tuilleries. Z czasem okazało się też, że jedyną śmiertelną ofiarą zamachu był koń, a ranny został wyłącznie sam zamachowiec. O rannej kobiecie przestano wspominać. Początkowe lęki polskich emigrantów obawiających się wzrostu antypolskich nastrojów okazały się przesadzone. Aresztowany Berezowski czekał na proces.
I było o nim wiadomo coraz więcej.
Powstaniec, emigrant, zamachowiec
Antoni Berezowski urodził się 9 maja 1847 roku. Pochodził ze zubożałej rodziny szlachty wołyńskiej, był wyznania grekokatolickiego. Mieszkał z rodziną w Awratyniu nad Słuczą, miał trójkę rodzeństwa. Jego matka Kamila z Hryniewiczów zmarła gdy miał 5 lat, ojciec pracował w bogatszych dworach jako nauczyciel muzyki. Po śmierci matki rodzinny majątek został zlicytowany za długi, młodzi Berezowscy trafili do domu babki Józefy Hryniewiczowej w Kutyszczach, gdzie chowano ich w kulcie brata ojca, Antoniego - powstańca listopadowego, który wyemigrował do Francji.
Szesnastoletni letni Berezowski wziął udział wraz z bratem w powstaniu styczniowym, choć ojciec chciał go przed tym ustrzec i przed wybuchem insurekcji wywieźć w głąb Rosji. Z wykutą przez siebie lancą Berezowski trafił do Pułku Jazdy Wołyńskiej pułkownika Edmunda Różyckiego. Walczył w drugim plutonie drugiego szwadronu kawalerii pod Miropolem, pod Łaskami, Mała Salichą. Brał udział w rajdach, potyczkach i bitwach. W końcu wraz ze swoim pułkiem trafił na granicę austriacką, gdzie powstańcy zostali, wobec groźby wydania Rosjanom, rozformowani (w czerwcu 1864).
Berezowski udał się na emigrację. W Belgii uczył się zawodu rusznikarza. Pod naciskiem rosyjskim wydalony z Belgii trafił do Paryża i pracował tam jako mechanik. Prowadził skromne i spokojne życie, bez rozrywek za to z nauką: uczył się francuskiego, ale nie tylko. Po zamachu policja znalazła we jego mieszkaniu 30 książek, także historycznych i filozoficznych, i jak stwierdzono w raporcie „drzwi pokryte cytatami z literatury”. Kiedy nie pracował przesiadywał w czytelni, czytając z przejęciem gazety. Jego znajomi - świadkowie w procesie, zeznawali, że popadał w melancholię z powodu trudności życiowych i smutnych wieści z ojczyzny. Nie sposób nie pomyśleć, że cierpiał na depresję. Popadł też w rodzaj desperacji oddając się rozpamiętywaniu przeszłych wydarzeń i ich konsekwencji.
Ostatnie chwile
Kiedy podjął decyzję - nie wiadomo. Wiadomo za to, że się szamotał: pod koniec kwietnia rzucił pracę, przez miesiąc nie pracował, potem wyjechał z Paryża na prowincję, tam starał się o posadę u znajomego, ale jednak wrócił do miasta. O tym, ze car przyjedzie na Wystawę wiadomo było wiadomo od końca kwietnia. W Paryżu na Gare du Nord Berezowski znalazł się na dwie godziny przed carem. Atmosfera była pełna emocji: z jednej strony Francuzi i Napoleon III mieli swoje interesy gospodarcze i polityczne, chcieli pozostawać w dobrych stosunkach z Rosją, ale z drugiej pamiętano jeszcze powstanie styczniowe. Wszędzie gdzie car się pojawiał wznoszono okrzyk „Vive la Pologne!”. Berezowski kręcił się w tłumie, robił rozpoznanie.
Zeznał:
„Byłem na rogu ulicy Le Peletier, kiedy Cesarz rosyjski wychodził z opery. Biegłem nawet za pojazdem, wołając <Niech żyje Cesarz!>. Chciałem bowiem widzieć naraz obu cesarzów, aby dobrze ich rozróżnić”. Było to czwartego czerwca wieczorem, a piątego, jak młodzieniec zeznał w sądzie, udał się do rusznikarza Bruneville’a, żeby kupić pistolet. Zapytany „Dlaczego żądałeś podwójnego?” (pistoletu), odpowiada na procesie krótko i wprost: „Gdyż chciałem naraz wpakować carowi obie kule w piersi”.
Kupił jeszcze kapsle, proch i pociski, no i „Monitor wieczorny”, by dowiedzieć się kiedy i gdzie car będzie przebywał następnego dnia. Za pistolet zapłacił 9 franków. Nabyte naboje okazały się za małe do pistoletu. Wieczorem Berezowski starał się temu zaradzić, ale jak się po fakcie okazało nieskutecznie - miał pojęcie o rusznikarstwie, ale nie wystarczające.
Czy spał ostatniej nocy przed zamachem czy gorączka i emocje odebrały mu sen? Nie wiadomo. Ale już o szóstej rano wyszedł z domu przy ulicy Batignolle.
Najpierw idzie na śniadanie do kawiarni przy ulicy Mercadet, potem do Lasku Bulońskiego – car miał odpoczywać przy wodospadzie. Jednak go tam nie ma. Berezowski idzie na kolejkę żeby pojechać na defiladę, po drodze wstępuje jeszcze do winiarni prowadzonej przez znajomego Polaka.
Za kieliszek piołunówki oddaje w zastaw palto. W jego kieszeni policja znajdzie podczas śledztwa książkę Kazimiera Wodzińskiego „Etudes sur la Pologne”. Strona osiemdziesiąta jest zagięta, a na niej treść przysięgi Kilińskiego: „Obowiązuję się przykładać wszelkimi siłami do zwycięstwa powstania i pomścić się na wrogu nieszczęść, których jeden z nas mógłby paść ofiarą”
W końcu młody człowiek dociera na trasę przejazdu powozów z monarchami. Wychodzi przed szereg, wyciąga broń i strzela. Rezultat znamy. Koniuszy cesarski, który stanął na drodze powstańca nazywa się Firmin Rainbeaux, eskortował powóz. Zauważa mężczyznę, spina konia, kula trafia w koński łeb a nie w pierś cara. Ranny w dłoń Berezowski mdleje. Tłum uznaje, że chciał zabić Napoleona III, a nie cara, od linczu Polaka ratują oficerowie Gwardii, którzy dorożką wywożą go do Prefektury Policji.
Wkrótce zaczynają się przesłuchania.
„Chciałem zabić cara”
Antoni Berezowski niczego nie ukrywa. Mówi wprost: „chciałem zabić cara”. Ujawnia całą prawdę o przygotowaniach i motywach. Grozi milczeniem, gdy śledczy mówią o zbrodni: „Nie popełniłem zbrodni”, mówi, „między Rosją a Polską toczy się wojna i to daje mi prawo zabicia najważniejszego przeciwnika”. Odpowiada stanowczo rosyjskiemu ministrowi, hrabiemu Szuwałowowi, którego do przesłuchań, prawem kaduka dopuścił francuski minister spraw wewnętrznych. Na pytania zadane po rosyjsku odpowiada: „nie dopuściłem się zbrodni, chciałem dochować żołnierskiej przysięgi”.
Na zarzuty stworzenia zagrożenia dla życia cesarza Napoleona, odpowiada efektownie, jak prawdziwy bonapartysta: ”Polska kula nie mogłaby trafić cesarza Francuzów.”
Sprawa jest szeroko relacjonowana w mediach. Rosjanie chcą wykorzystać ją propagandowo, doprowadzić do uznania jej za element szerszego spisku zorganizowanego przez Polaków, niewdzięcznych wobec Francji. Ale nawet jeśli tuż po zamachu pojawiły się nastroje antypolskie, czego zresztą bardzo obawiały się środowiska emigracyjne, z czasem sytuacja zmieniła się. Początkowo emigranci z kręgów konserwatywnych związanych z hotelem Lambert odcięli się od Berezowskiego. Generał Władysław Zamojski w liście opublikowanym na łamach „La Presse” pisał:
„W historii Polski, i uznajemy to za powód do chwaly, nigdy nie miała miejsca tego rodzaju zbrodnia. Dlatego też nie mam wątpliwości, że ten bezsensowny akt, popełniony przez człowieka, o którym mówi się, że jest Polakiem, spotka się w całej Polsce ze zdecydowanym i jednoznacznym potępieniem”
Trzystu ważnych przedstawicieli polskiej emigracji pisze list do Napoleona III, w którym odcinają się od zamachowca i wydarzenia:
Najjaśniejszy Panie! Z historią ojczyzny naszej w ręku potępiamy głośno w imieniu naszym i Polski akt zbrodniczy i szalony(….)N. Panie! Dziękujemy Bogu, że nie dozwolił, aby nieszczęśliwy będący ziomkiem naszym, ugodził w oczach Waszej Cesarskiej Mości i przy jego boku monarchę, który się powierzył gościnności Francji. Dziękujemy Bogu, lecz zgrozą przejęci jesteśmy na myśl, że życie WCMo ci mogło być zagrożone, że kula ta mogła cię dosięgnąć N. Panie, który nas obdarzasz dobrodziejstwami, Ciebie, wybrańca Francji, który nam tak wspaniałomyślnie użyczasz gościnności od blisko lat czterdziestu.
Te dyplomatyczno-asekuranckie gesty budzą sporo emocji wśród Polaków, ale też Francuzów. Po początkowej niechęci, to postawa Berezowskiego zaczyna budzić sympatię, i to nie jedynie elit świadomych okoliczności polityczno-historycznych, ale też szerokich mas. Polski zamachowiec był młody, sympatyczny, szczery. Prasa zaczyna przedstawiać go w korzystnym świetle jako idealistę z bohaterską przeszłością. Emigranci po początkowym wahaniu zdecydowanie odcinają się od potępiających zamachowca deklaracji środowiska hotelu Lambert. Pojawia się też kontekst rosyjskich zbrodni w Polsce i międzynarodowa życzliwość. Redagowany przez Mazziniego „Popolo di Italia” pisze:
„Pobyt cara w Paryżu był obelgą ludzkości, protest jest rzucaniem się ludzi, skutych łańcuchami”.
Ostatecznie poróżnione środowiska polskie we Francji pogodziły się, zbierając fundusze na obronę Berezowskiego. Ten co prawda adwokata początkowo wcale nie chciał, ale namówiony przez rodaków zgodził się. Miał go bronić najsłynniejszy adwokat we Francji, Juliusz Favre, zastąpił go ostatecznie nie mniej znany Emanuel Arago. Celem obrońcy było uchronienie Berezowskiego od kary śmierci, a celem finansujących go - także przywrócenie (przy okazji procesu) świadomości publicznej sprawy polskiej. Pojawili się także zwolennicy takiego prowadzenia sprawy, by doprowadzić w finale do ułaskawienia zamachowca przez cesarza na prośbę cara. Ryzykowna to była koncepcja, ostatecznie odrzucona także przez samego Berezowskiego, który miał powiedzieć , że woli śmierć niż życie z carskiej łaski.
Skazaniec
Wszystko działo się szybko. Już 2 lipca akt oskarżenia trafił do sądu, 5 lipca postawiono Berezowskiego w stan oskarżenia. A 15 lipca odbyła się rozprawa. Równie błyskawiczna. Trwała jeden dzień, od 11tej do 17tej. Zamachowcowi groziła oczywiście kara śmierci. Do sądu przyszły tłumy, zainteresowani musieli mieć specjalne zaproszenia, żeby wejść na salę. Nie było na niej kobiet ani robotników. Pod salą – tłumy.
Oskarżenie chciało udowodnić, że zamach był zagrożeniem dla Cesarza Napoleona oraz, że był efektem spisku. To Rosjanie inspirowali tę wersję, łącząc zamach Berezowskiego z nieudanym, mającym miejsce rok wcześniej zamachem Karakozowa na cara. Obrona dążyła do ukazania wydarzenia jako aktu pojedynczego człowieka, motywowanego politycznie i związanego z prześladowaniami jakich doznali Polacy od Rosjan. W swoim przemówieniu obrońca Arago przywoływał powstanie styczniowe, terror Murawiowa… W emocjonalnym, ale też przytaczającym mnóstwo faktów dotyczących rosyjskich represji wobec Polaków, przemówieniu mówił :
„Car dla Berezowskiego – to uosobienie wszystkich nieszczęść ojczyzny, którą tak kochał.(…) Panowie przysięgli, jesteście ludzie uczciwi i wolni, pojmiecie, co jest
najwyższym w duszy człowieka: uczucie „sprawiedliwości, ojczyzny i wiary”. Jeżeli potępicie oskarżonego uczynicie to przeciw Bogu” .
Taktyka zadziałała, jak relacjonował społecznik Teodor Jeż, „gdy obrońca skończył, zakazane klaskanie zastąpił głuchy, ale wyraźny pomruk uznania”.
A potem zapadł wyczekiwany wyrok. Trybunał co prawda przychylił się do żądań prokuratura i oczekiwał najwyższego wymiaru kary, ale przysięgli byli innego zdania: uznali winę oskarżonego, ale też okoliczności łagodzące. Wyrok brzmiał: dożywotnie zesłanie na ciężkie roboty we francuskiej kolonii karnej na Nowej Kaledonii. Ten los rezerwowała Francja i dla przestępców pospolitych, jak (niewinnie skazany) słynny „Motyl” – Henri Charrier (bohater filmu ze Steve’m McQueen’em i Dustinem Hoffmanem - „Papillon”[1973], zesłany do Gujany Francuskiej), jak i dla politycznych, jak kapitan Dreyfuss.
Polscy emigranci uznali wyrok za sukces, Berezowski żył a sprawa polska i sytuacja popowstaniowa była powszechnie obecna w prasie i dyskusjach. Rosja uznała „łagodny” wyrok za skandal.
Berezowski po trzymiesięcznej podróży dotarł na tropikalną wyspę. Ale nie pogodził się ze swoim losem.
Los skazańca
Nowa Kaledonia to wyspa na wschód od Australii, nie było dla Europejczyka odleglejszego więzienia niż to właśnie. Warunki bytowania i praca przymusowa były bardzo trudne, klimat męczący: gorący i wilgotny.
Los Berezowskiego, choć wspieranego datkami zbieranymi wśród rodaków, i z czasem mającego więcej swobody na wyspie, był niezmiernie ciężki. Choć utrudniano mu kontakt korespondencyjny z przyjaciółmi we Francji, nigdy nie porzucił myśli o ułaskawieniu lub choćby powrocie do Europy. Działania jakie podejmowali Polacy we Francji nie przynosiły jednak rezultatów. Wciąż był uwięziony (a widział jak jego współtowarzysze, skazani uczestnicy Komuny Francuskiej zostają amnestionowani). W końcu w 1882 roku udało się doprowadzić do zmniejszenia jego kary do 20 lat. Nadzieje na uwolnienie okazały się jednak płonne. Kiedy nadchodził kres 20 letniego wyroku okazało się, że czas ten miał się liczyć nie od daty wyroku, lecz od momentu zredukowania kary!
Berezowski, który cieszył się względną swoboda na wyspie, prowadził tam własne gospodarstwo rolne. I nawet podobno przywykł do swojej sytuacji, ale nadal – jak filmowy „Papillon” uparcie marzył o powrocie i spotkaniu z bliskimi. Zważywszy na upór władz w jego sprawie, w liście zadawał pytanie:
„Chciałbym wiedzieć czy to rząd francuski czy rząd rosyjski sprzeciwia się mojemu uwolnieniu?”
Zmęczony i zniechęcony stracił chęć życia. Przestał zajmować się gospodarstwem, popadł w nędzę, całkowicie odizolował się od ludzi. Stawał się na poły szalony. Jego dramatyczny stan władze wykorzystały przeciwko niemu: na kolejna prośbę o uwolnienie Pałac Elizejski odpowiedział negatywnie w 1909 roku informując, że
„Mamy zaszczyt zawiadomić , że po rozejrzeniu się w aktach nie zdaje się możliwem Panu Prezydentowi udzielenie nowej łaski. Ten skazaniec, który był obowiązany tylko do osiedlenia się, musiał by internowany z powodu pomieszania zmysłów i jest uważany za nieuleczalnego przez władze nadzorcze w Nowej Kaledonii .”
Antonii Berezowski nigdy nie powrócił do Europy. Umarł na Nowej Kaledonii w 1916 roku. Dwa lata przed polską niepodległością…
A drugi bohater tej historii, car Aleksander II? Zginał jednak w zamachu. Skuteczny okazał się siódmy zamach z kolei. 13 marca 1881 przeprowadziła go w Petersburgu organizacja „Narodnaja Wola”. Bezpośrednim wykonawcą był Polak, Ignacy Hryniewiecki.
Od czasu do czasu popkultura i współczesna prasa przypominają sobie o Berezowskim. Niedawno pisał o nim popularny tygodnik „Paris Match”. We francuskiej wersji Wikipedii Berezowski przedstawiany jest jako… Rosjanin. Ces’t la vie? Nie.
---------------------
Główne źródło:
Piotr Chlebowski, To jest najgłupsza, najhaniebniejsza historia pod słońcem, w: „Studia Norwidiana” vol.33
oraz:
Na grafice ilustracja zamachu, prasa francuska, 1867, fot. polona.pl