Droga przez mękę i życie na zesłaniu

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 6 min.
Autor: Emil Marat

„Zaraz po północy zbudzono nas, abyśmy przygotowali się do wyjazdu. Następnie zakuwano w kajdany [...], prowadzono nas piechotą przez ulice: Zakroczymską, Freta, wśród oznak współczucia i cichych owacyi rozbudzonych mieszkańców tej dzielnicy: dalej szliśmy około Zjazdu w kierunku Bednarskiej i przez most łyżwowy na Pragę, aż do dworca Petersburskiego” pisał Henryk Samborski. Tak zaczynała się droga na Syberię.

 

Mieszkańcy Warszawy mogą i dziś przejść ten początkowy odcinek, wyruszając z Żoliborza - spod Cytadeli, idąc przez Nowe i Stare Miasto, potem Mariensztat - tymi samymi, momentami do złudzenia podobnymi ulicami, którymi w 1863 roku szli skazani powstańcy, aby w końcu dojść do położonego na prawym brzegu Wisły Dworca, wówczas Petersburskiego, który dziś nosi nazwę Wileński. Owa noc, początek drogi w zesłańczą przyszłość, była dla wszystkich więźniów prawie identyczna, zamykała też bliźniaczy fragment losu: powstanie, walka, konspiracja, aresztowanie, sąd, wyrok i droga na wschód. Rosyjski kodeks przewidywał różne rodzaje kar dla powstańców. To jaki spotkał ich los zależało nie tylko od „prawa” i jego paragrafów, ale też od pochodzenia, znajomości, sędziego.

 

Między 1863 a 1867 rokiem carskie sądy skazały za udział w powstaniu około 35 tysięcy osób. Decyzje wojskowych trybunałów były zupełnie arbitralne - za ten sam czyn można było trafić i do aresztu i na Syberię. Obok kary śmierci kodeks przewidywał katorgę czyli pracę przymusową na zesłaniu, najczęściej łączoną z pozbawieniem praw stanu i dożywotnim zakazem powrotu do kraju. Skazywano też na roty aresztanckie, czyli przymusowe roboty na rzecz wojska w rygorze więziennym, osadzenie w twierdzy, czyli kazamaty,  osiedlenie bez katorgi, z  pozbawieniem praw, zamieszkanie z zachowaniem części praw, albo wysokie grzywny. Oblicza się, ze z zesłania prawdopodobnie nie wróciła do Polski połowa skazanych.

 

Wśród zesłańców były także kobiety, zarówno te skazane za udział w powstaniu bądź wspieranie powstańców, jak i te, które towarzyszyły skazanym bliskim, najczęściej mężom. Maria Bruchnalska, (autorka „Cichych bohaterek”, wydanej w 1933 fundamentalnej książce o udziale kobiet w Powstaniu Styczniowym) uważała, że kobiety stanowiły około dziesięciu procent zesłańców.

 

Skazańcy opuszczając warszawską Cytadelę ubrani byli w odzież z aresztanckiego zestawu, który przydzielano im w więzieniu: szary szynel z czarnymi rękawami, na plecach czarny pas (aby łatwiej było trafić do uciekającego) z literami, czapka okrągła pół-biała i pół-czarna. Dano nam po 2 koszule z grubego szarego płótna, szare spodnie, rękawice, krótki kożuch, worek na rzeczy, mały woreczek do chleba, dużą drewnianą łyżkę oraz buty z onuczkami. Oprócz tego dostaliśmy po 6 funtów razowego chleba. Po północy wypuszczono nas na plac cytadeli, przeliczono i po sześciu okuto w kajdany na nogach. Dołączono również do nas zwykłych katorżników, chcąc nas w ten sposób poniżyć” (Pamiętnik Jana Podkowy weterana z 1863 roku, [w:] K.Jadczyk, J. Kita, M. Nartonowicz-Kot, „Powstanie styczniowe w Łodzi i regionie. Studia i materiały”, Łódź 2014, s. 124.)

Aby dotrzeć na miejsce przeznaczenia należało najpierw przetrwać długą podróż.

Zesłańcy trafiali w różne regiony: do Rosji europejskiej (to były najłagodniejsze kary), na Kaukaz i na Syberię zwaną z rosyjska Sybirem, czyli na tereny za Uralem. Słowo „Sybir” budziło grozę. Syberia oznaczała oprócz bardzo trudnych warunków klimatycznych i niewolniczej pracy  także ekstremalne oddalenie od domu. Przekroczenie granicy między Europą i Azją było chwilą wstrząsu, wkroczeniem do inferno. Ten właśnie moment - tłumek skazańców zgromadzonych wokół granicznego granitowego słupa ukazał na słynnym obrazie Pożegnanie Europy Aleksander Sochaczewski (Lejb Sonder), malarz zesłańczego życia, który sam spędził na Syberii 20 lat.

 

 

W pierwszym etapie podróż odbywała się koleją: po załadowaniu więźniów do specjalnych, aresztanckich wagonów na peron wpuszczano rodziny i kobiety zaangażowane w akcję pomocy. Potem pociąg jechał aż do Petersburga, dalej do Moskwy, Pskowa, Niżnego Nowogrodu. Decyzje o ostatecznym miejscu zsyłki podejmowano w  Tobolskim Urzędzie do Spraw Zesłańców. Jedni zesłańcy trafiali do guberni zachodnich, inni do guberni wschodnich. Skazańców dzielono na grupy, które drogę przemierzały często pieszo. Ci, których było stać wynajmowali wozy czy kibitki. Podróż mogła więc trwać, zależnie od zamożności zesłańca, odległości i pory roku – tygodniami, albo długimi miesiącami. Odbywano ją etapami i półetapami - słowa te oznaczały nie tylko dystans do przebycia ale i miejsce postoju. Zgodnie z przepisami więźniowie powinni przejść około 600 km na miesiąc, zatrzymując się po drodze na noclegi oraz na dzień odpoczynku po dwóch dniach marszu, podczas każdego z nich przemierzano około 30-40 kilometrów. Wydaje się, że to nie ekstremalnie dużo, ale biorąc pod uwagę stan rosyjskich dróg na bezludziu, lub właściwie ich brak – dystans należałoby przemnożyć przez co najmniej dwa.

 

Dłuższe przerwy w podróży przewidywano tylko wiosną i jesienią, kiedy to deszcze i odwilże uniemożliwiały marsz. Bardzo wielu skazańców umierało już po drodze, z chorób zakaźnych, wycieńczenia, ran, braku odpowiedniej opieki. Warunki noclegów w etapach były nadzwyczaj ciężkie: tłok, zimno, brud, robactwo, wilgoć, brutalność kryminalnych współwięźniów i strażników, rewizje, kradzieże, głód.

Zesłaniec Feliks Zienkowicz pisał „z czterdziestu dwóch moich, z którymi wszedłem z Wilna, tylko ośmiu doszło do Tobolska, reszta zaległą szpitale lub kościami zaznaczyła tę krwawą drogę…” Wszystko i wszędzie - warunki podczas podróży na katorgę, jak i sytuacja po dotarciu na miejsce - zależała jednak nie tylko od przepisów ale i od ludzi. We wspomnieniach zesłańcy opisują żołnierzy i cywilów o okrutnych zachowaniach, ale i takich, którzy starali się ulżyć losowi więźniów.  Na obrazach Artura Grottgera i Aleksandra Sochaczewskiego podróż na Sybir jawi się wyłącznie jako potworna drogę przez mękę, a obrazy Jacka Malczewskiego pokazujące skazańców na etapach i zesłaniu są przejmującym świadectwem życia ludzi pogrążonych w smutku, depresji, o twarzach skamieniałych i ciałach bez energii.

 

Kiedy skazańcy docierali do celu osiedlenia zaczynało się nowe życie.  Musieli, pomimo wszystkich bolesnych doświadczeń i smutnych widoków na przyszłość, zorganizować sobie codzienność, często z perspektywą pobytu w danym miejscu przez wiele lat. Ci, którzy skazani byli na katorgę, czyli ciężką przymusową pracę w nakazanym miejscu, trafiali do kopalni soli w Usolu nad Angarą, w Ust Kut nad Leną i kopalni srebra w Akutaju , złota w Karze;  budowali drogi, pracowali w fabrykach. Nie mieli tam, szczególnie na początku pobytu, prawa  do samodzielnego mieszkania. Przysługiwało ono tylko osobom, które skazano na osiedlenie, a nie na roboty.

Zdecydowanie lepszy był los skazańców, którym na Syberii towarzyszyły rodziny. Zazwyczaj był to przypadek osób zamożniejszych i wspieranych przez bliskich, pozostałych w kraju. Po początkowym okresie zamieszkiwania wspólnie z innymi więźniami wynajmowali oni izby u miejscowych gospodarzy, bądź zaadaptowali budynki przydzielone przez władze. Zdarzało się też, że zesłańcy budowali, bądź kupowali nieruchomości (choć nie było to dobrze widziane, jako dowód pogodzenia się z sytuacją). Takie decyzje podejmowali najlepiej sytuowani wśród nich, czasem traktując nawet swoje nowe domy jako źródło dochodu z wynajmu.

Skądinąd Polacy z trudem przyzwyczajali się do warunków mieszkaniowych, które uwzględniały syberyjski klimat, czyli niewielkich, niewysokich  pomieszczeń z małymi oknami. Większość nie miała też poczucia jakiejkolwiek stabilizacji, bowiem w trakcie pobytu musiała zmieniać miejsca zamieszkania, czy to w efekcie decyzji władz czy – w pozytywnym scenariuszu - amnestii. Zamiana katorgi na przymusowe osiedlenie oznaczała konieczność znalezienia sobie źródła utrzymania; było to łatwiejsze w większych miastach takich jak np. Irkuck.

W większych miejscowościach było też więcej kobiet skazanych bądź towarzyszących zesłanym powstańcom. W Usolu stanowiły one aż 25%, tylko cztery z nich były skazane, pozostałe - pięćdziesiąt sześć - przyjechały z mężami.

 

Oddzielną kategorią więźniów byli księża. Umieszczano ich w jednym miejscu - w Tunce nad Bajkałem, tak by ograniczyć do minimum ich kontakty z pozostałymi zesłańcami. Księży przewożono tam z miejscowości, w których przebywali wcześniej, czyli np. z Usola czy Akutai. Pod koniec 1867 roku w Tunce mieszkało 80 księży, a później nawet ponad sty pięćdziesięciu. Musieli nauczyć się radzić sobie sami i aby przetrwać założyli sklep i spółkę handlową, którą rozwinęli na dużą skalę. Podobnie jak inni zesłańcy, wyspecjalizowali się w rozmaitych rzemiosłach, nauczyli się krawiectwa, szewstwa, rybactwa , zegarmistrzostwa i introligatorstwa. Założyli klub i bibliotekę, zakłady produkujące świece i papierosy.

 

Wszędzie wsparciem dla nowoprzybyłych byli inni polscy zesłańcy czy osadnicy, którzy na Syberię dotarli wcześniej. Tam, gdzie żyły społeczności polskich skazańców toczyło się aktywne życie społeczne - podnosił się także poziom życia lokalnych mieszkańców. Wśród powstańców było wielu ludzi wykształconych i aktywnych zawodowo, którzy leczyli i uczyli pisać miejscowych, zakładali kluby, kawiarnie, chóry,  czytelnie, gazetki. W Usolu powstało Towarzystwo Wygnańców Usolskich, które animowało życie społeczne, dbając jednocześnie o przestrzeganie zasad współżycia. Obecność polskich zesłańców wywarła wielki wpływ na miasta takie jak Irkuck , gdzie Polacy  pracowali jako lekarze, fotografowie, krawcy, hotelarze, nauczyciele, zakładali liczne sklepy i przedsiębiorstwa, a nawet niespotykane tu wcześniej przydomowe ogródki.

Społeczność zesłańcza, choć połączona wspólnych losem, na pewno pozostawała zróżnicowana pod względem majątkowym, co w istotny sposób wpływało na możliwości godnego życia i powrotu do ojczyzny (bogatsi wynajmowali nawet do przymusowej pracy zastępców).

 

Skazańców obejmowały kolejne amnestie, jednak nawet wówczas opuszczenie miejsca zesłania nie było łatwe. Droga była daleka i podróż musiała odbyć się na własny koszt więźniów, którym w dodatku często nie zezwalano na powrót do rodzinnych miejscowości. Powrót tych, którzy na zesłaniu żyli w biedzie, stawał się w tych warunkach zupełnie niemożliwy. Dla wielu więc powstańców, pomimo teoretycznie odzyskanej wolności, Syberia pozostała przymusowym domem na długie lata.

 

 

 

 

Źródła:

 

H.Samborski, Wspomnienia z Powstania 1863 r. i pobytu na Syberji, Warszawa 1916 (tekst dostępny na www.polona.pl)

Agata Markiewicz, Kobiety i rodziny powstańców styczniowych zesłanych w głąb Rosji, Warszawa 2018

Jerzy Maliszewski, Sybiracy zesłani i internowani za udział w powstaniu styczniowym, Warszawa 1930

Jarosław Kita, Syberyjskie losy powstańców styczniowych z regionu łódzkiego, Łódź 2014 (w: „Studia z historii gospodarczej XiX i XX wieku”)

  1. Jadczyk, J. Kita, M. Nartonowicz--Kot, Powstanie styczniowe w Łodzi i regionie. Studia i materiały, Łódź 2014
    Anna Barańska, Udział i rola kobiet w Powstaniu Styczniowym, Przegląd Nauk Historycznych, Lublin 2022

https://histmag.org/Na-syberyjskim-etapie-Powstancy-styczniowi-w-drodze-na-zeslanie-1