W czasie Powstania Styczniowego pod Małogoszczem (ok. 25 km na zachód od Kielc) rozegrały się dwie bitwy Polaków z wojskami rosyjskimi. Pierwsza, główna, została stoczona 24 lutego 1863 roku, druga kilka miesięcy później, 16 września.
Bitwa lutowa, bo o niej głównie będzie tutaj mowa, była jedną z największych bitew powstania. Weszła też na stałe do świadomości społeczeństwa polskiego i kultury masowej, a to dzięki powieści Stefana Żeromskiego Wierna Rzeka (1912) oraz filmowi o tym samym tytule, który na jej podstawie w 1983 roku wyreżyserował Tadeusz Chmielewski. Siła oddziaływania obu mediów była na tyle silna, że wpłynęła nawet na zmiany w lokalnym nazewnictwie – np. Łośna nazywa się obecnie Wierną Rzeką.
Batalia pod Małogoszczem nie była zwycięska, ale też nie do końca przegrana. Na jej wyniku zaważyły słabe i skłócone dowództwo, niechęć poszczególnych oddziałów do współdziałania, a przede wszystkim braki w uzbrojeniu – bolączki powstańców podczas całego zrywu. To wszystko tylko częściowo mogło być nadrabiane męstwem insurgentów.
Pod Małogoszczem Polakami dowodzili gen. Marian Langiewicz i płk Antoni Jeziorański. Ten pierwszy, powstańczy naczelnik województwa sandomierskiego i krakowskiego, wcześniej odniósł już kilka sukcesów (tzw. kampania Langiewicza); jego zadaniem była koncentracja oddziałów polskich i pójście z nimi na Warszawę. Jeziorański był z kolei znany m.in. z rozbicia koszar rosyjskich w Rawie Mazowieckiej. Langiewicz stał na czele ok. 1100 uzbrojonych powstańców, Jeziorański zaś miał do dyspozycji ok. 1500 ludzi. Niestety, sprawujący naczelne dowództwo generał nie posłuchał pułkownika, który spodziewał się ataku i wzywał do kontrakcji. Spotkanie i narada obu wojskowych na rynku w Małogoszczu, która odbyła się w niedzielę 22 lutego 1863 roku, była tak burzliwa, że Jeziorański wraz z oficerami odmówił udziału we wspólnej kolacji.
Następnego dnia odbyło się spotkanie ppłk. Włodzimierza Dobrowolskiego, Polaka w rosyjskiej służbie (notabene początkowo zaangażowanego w konspirację antyrosyjską), z płk. Ksawerym Czengierym, dowódcą 25. Smoleńskiego Pułku Piechoty, oraz mjr. Sergiuszem Mironowiczem Gołubowem, lokalnym naczelnikiem wojennym. Ustalono, że już nazajutrz, 24 lutego, wojska rosyjskie zaatakują skoncentrowanych w Małogoszczu powstańców z trzech stron. Dobrowolski miał uderzyć od południowego wschodu na czele dwóch rot liniowych, roty piechoty, szwadronu dragonów i artylerii (dwa działa), Gołubow od południa na czele trzech kompanii piechoty, Czengiery zaś od północy, także na czele trzech kompanii piechoty, ale wzmocnionych szwadronem dragonów i dwoma działami. Celem było rozbicie Polaków i zmuszenie ich do ucieczki w stronę Włoszczowy i Częstochowy, gdzie już szykowano posiłki rosyjskie, by unicestwić niedobitków. Rosyjskie rozpoznanie było bardzo dobre, polscy wójtowie pod groźbą kar raportowali władzom carskim o przesuwających się oddziałach powstańczych, ich liczebności oraz uzbrojeniu. Polaków było nieco więcej (ok. 2,5 tys. przeciw ok. 2 tys. żołnierzy carskich), ale przewaga broni i doświadczenia po stronie rosyjskiej była ogromna.
Atak
Atak wojsk Dobrowolskiego od wschodu, rozpoczęty ok. godziny 9 rano, był dla Langiewicza całkowitym zaskoczeniem. Rosjan powstrzymał dopiero batalion strzelców mjr. Grudzińskiego i batalion kosynierów mjr. Dąbrowskiego. Ich punktem oparcia była Krzyżowa Góra (niezalesiona). Jednocześnie na sąsiednim wzgórzu, Brogowicy (zalesionej), wkrótce stanął batalion Czachowskiego. W ten sposób zostało uformowane lewe skrzydło wojsk polskich. Centrum stanowiła piechota zgrupowana w mieście, zaś prawe skrzydło tworzyła kawaleria pod dowództwem kpt. Jaszowskiego i bateria dział, które obsadziły górę cmentarną Babinek.
Walka od początku była nierówna, Rosjanie bowiem ostrzeliwali powstańców z karabinów i dział, sami zaś byli poza zasięgiem polskiej broni. Cofano się więc do miasta i na Krzyżową Górę. Sytuację poprawił manewr Czachowskiego, który po zajęciu swojej pozycji teoretycznie zagroził oskrzydleniem przeciwnika. Jego atak został co prawda odparty, ale powstrzymał wojska Dobrowolskiego.
Około godz. 11 do akcji wkroczyły odziały Gołubowa, co także zaskoczyło nieprzygotowanego do boju Langiewicza. Rosjanie bez przeszkód weszli do Małogoszcza od strony Jędrzejowa, zostali powstrzymani dopiero przez dwie kompanie piechoty pod dowództwem Śmiechowskiego. W mieście, na niewielkim dystansie, myśliwskie dubeltówki Polaków mogły do pewnego stopnia konkurować z karabinami Rosjan.
Finał
Powstańcy znaleźli się w krytycznym położeniu. Oddziały piechoty po mniej więcej godzinie zostały wyparte z miasta na skutek pożaru wznieconego przez Rosjan i musiały odejść w stronę Krzyżowej Góry, co nieprzyjaciel wykorzystał, silniej atakując. Od zachodu, od strony palącego się miasta, nacierał Gołubow, od południa zaś Dobrowolski, zdobywając ostatecznie Krzyżową Górę i zmuszając Polaków do ucieczki za sąsiednie wzgórze (Brogowica), na którym walczył Czachowski. W momencie odwrotu powstańców Rosjanie rozpoczęli ostateczne, w ich mniemaniu, natarcie, które miało zniszczyć dużą część oddziałów polskich. Uratowała je szarża kawalerii pod wodzą Jaszuńskiego i Bayera. Mimo strat oddziały Gołubiewa zostały zmuszone do odwrotu, a Dobrowolskiego do wstrzymania ataku. Cofające się polskie zgrupowanie, zasłonięte przez Brogowicę, gdzie stali ludzie Czachowskiego, zdążyło przejść przez Łośną (Wierną Rzekę).
Około godz. 14 nastąpił finał walk. Od północy przybyły oddziały Czengierego, a przynajmniej artyleria i kawaleria, które rozpoczęły ostrzał przeprawiających się przez rzekę Polaków. Jednocześnie Dobrowolski zaatakował ostatni punkt powstańczego oporu – oddziały Czachowskiego na Brogowicy, które także musiały się wycofać. Podczas odwrotu doszło do starcia o dwa polskie działa – Rosjanie najpierw je zdobyli, a następnie stracili po frontalnym ataku kosynierów. Ostatecznie odbite armaty i tak trzeba było porzucić, bo nie było jak ich przetransportować. Strach Rosjan przed kosynierami pozwolił jednak oddziałom Czachowskiego zyskać czas na przejście przez rzekę. W ten sposób całość wojsk polskich znalazła się po drugiej stronie Łośny i ocalała.
Podsumowanie
Pod względem strat walkę bez wątpienia wygrali Rosjanie – po ich stronie, jak się wydaje, było tylko kilku rannych i prawdopodobnie niewielka liczba zabitych (nie jest znana). Oficjalny raport mówi o zaledwie sześciu rannych, powstańcze relacje wspominają jednak o poległych Rosjanach. Źródła polskie mówią nawet o 460 zabitych i rannych, co jednak wydaje się nieprawdopodobne. Po stronie polskiej zginęło co najmniej 160 osób, o porażce świadczy też ucieczka oddziałów powstańczych. Rosjanom nie udało się jednak ich rozbić, i to mimo zaskoczenia oraz dużo lepszego uzbrojenia, ani też zmusić do odejścia na zachód, w szykowaną zasadzkę. Pod tym względem był to sukces sił polskich, które mimo wszystko zachowały zdolność do dalszej walki.
Małogoszcz właściwie przestał istnieć na skutek walk i pożaru – z 240 domów pozostały zaledwie 53. Rosjanie zamordowali lub uwięzili wielu mieszkańców miasta. Utracono także uciekający na północy zachód tabor, a to na skutek haniebnej postawy niemieckiego kolonisty Ertmana, który wskazał nieprzyjacielowi miejsce jego ukrycia przez załogę (za co wkrótce został powieszony). W ten sposób miasto, które jeszcze nie zdążyło powrócić do świetności sprzed potopu szwedzkiego, po raz kolejny zostało doszczętnie zniszczone. Jego burmistrz Wojciech Słabowski został przedstawiony do medalu za uśmierzenie powstania, co wiele mówi o jego postawie.
Druga bitwa
16 września 1863 roku doszło do drugiego polsko-rosyjskiego starcia pod Małogoszczem, tym razem bezsprzecznie przegrane przez powstańców. Przyczyną porażki było, prócz kiepskiego uzbrojenia, jeszcze gorsze dowództwo. Tego dnia mjr Władysław Sokołowski „Iskra” na czele oddziału liczącego 350 ludzi (50 konnych, 100 kosynierów i 250 piechoty), postanowił zaatakować stacjonujące w Małogoszczu siły rosyjskie, które liczyły dotychczas ok. czterystu żołnierzy. Nie przeprowadził jednak żadnego wywiadu, toteż nie dowiedział się o znacznym wzmocnieniu świadomych zagrożenia Rosjan, ani nawet nie wysłał zwiadowców, wkraczając do miasta, przez co wpadł w zastawioną pułapkę. Carscy żołnierze pozwolili Polakom wkroczyć między zabudowania i dopiero wówczas zaatakowali ich z kilku stron. Skutkiem mogła być tylko klęska powstańców, którzy uciekali w nieładzie i stracili kilkudziesięciu zabitych. Od pojmania lub zabicia wszystkich uchroniło ich tylko to, że Rosjanie zatrzymali się na granicy miasta, obawiając się, że w okolicy mogą się czaić kolejne oddziały powstańcze. Nieudolności polskiego dowództwa także w tym wypadku towarzyszyła chorobliwa ambicja mjr. Sokołowskiego, który nie współdziałał z partią Zygmunta Chmieleńskiego, stacjonującą w okolicy. W rezultacie każda grupa walczyła oddzielnie, a korzyść z tego mieli tylko Rosjanie.