Bezkres wolności. „Za co” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 5 min.
Autor: Piotr Korczyński

W styczniu 1995 roku miała miejsce premiera filmu Za co w reżyserii Jerzego Kawalerowicza, opartego na opowiadaniu Lwa Tołstoja pod tym samym tytułem (За чтo?) z 1906 roku. Tekst zaadaptowali rosyjski scenarzysta Pawiel Finn i gruziński reżyser Walerij Piendrakowski. Była to więc koprodukcja polsko-rosyjska, w której grali polscy i rosyjscy aktorzy, a sceny kręcono w autentycznych plenerach rosyjskich stepów, co dla tej opowieści jest bardzo istotne.

 

„Dlaczego oni nas tak nienawidzą?” – pytał w rozpaczy zesłaniec Brzozowski swego towarzysza niedoli Migurskiego. Chodziło mu o mieszkańców uralskich stepów, wśród których przyszło im żyć na zesłaniu. Migurski odpowiedział krótko: „Bo jesteśmy inni, my Polacy”… Wspomniany film Kawalerowicza otwiera zaś wyznanie Lwa Tołstoja: „Od dzieciństwa byłem wychowywany w nienawiści do Polaków i teraz odnoszę się do nich z wielką czułością, spłacam dług za dawną nienawiść”.

Pisarz uczynił bohaterem opowiadania Polaka – Józefa Migurskiego (w filmie gra go Artur Żmijewski), który za udział w Powstaniu Listopadowym został skazany na przymusową służbę wojskową w jednym z carskich batalionów w Uralu. W tym garnizonie, zapomnianym przez Boga i ludzi, Migurski jako szeregowiec ma spędzić kilkanaście lat – na tyle brano w sołdaty wziętych do niewoli żołnierzy wyróżniających się w bojach pułków polskich. A Polak służył w najlepszym z nich – 4. Pułku Piechoty Liniowej, słynnych Czwartakach, którzy jak mur bronili Rosjanom dostępu do Warszawy w bitwie pod Grochowem (ci czwartacy, którzy stanęli po stronie spiskowców w Noc Listopadową, zostali skazani na 25 lat służby w wojsku carskim). Kara była dla Migurskiego tym boleśniejsza, że rozdzielono go z jego ukochaną, narzeczoną Albiną Jaczewską (Magdalena Wójcik). Tołstoj wykorzystał autentyczne przeżycia młodej pary kochanków, rozdzielonych nieludzkim carskim ukazem. Zmienił tylko nieco ich personalia – Migurski naprawdę miał na imię Wincenty, a jego narzeczoną była Albina Wiśniowska.

Potęga miłości

W opowiadaniu i filmie Migurski trafia do garnizonu w Uralsku zaraz po upadku powstania w 1831 roku. W rzeczywistości po klęsce udało mu się wyjechać do Prus, a następnie do Francji. W 1833 roku wrócił do kraju, podjął działalność konspiracyjną i dwa lata później został aresztowany. Zdegradowany oficer elitarnego pułku miał odtąd służyć jako szeregowiec w rocie (kompanii) „podłego” batalionu stojącego w stepie, który w istocie był więzieniem bez krat. Polskiego szlachcica poddano dyscyplinie rosyjskich podoficerów, a ci egzekwowali ją najczęściej za pomocą knuta lub pięści. Nie to było jednak najgorsze, zresztą dzięki wykształceniu i ogładzie Migurski zyskał sympatię komendanta garnizonu, który zatrudnił go jako nauczyciela francuskiego swoich synów. Polak najbardziej cierpiał z powodu rozłąki z ukochaną. Albina okazała się wyjątkową kobietą, gdyż z własnej woli i nie bacząc na nic przyjechała do garnizonu, by z narzeczonym dzielić los zesłańca.

Młodzi pobierają się, rodzą im się syn i córka, ale na nieludzkiej ziemi szczęście nie może trwać długo. Ciężka choroba zabiera im dzieci, Migurski coraz częściej zagląda do butelki. Jedną z najbardziej przejmujących scen jest Wigilia w gronie nieszczęśników takich jak on – polskich zesłańców. Oni znają odpowiedź na tytułowe pytanie: „Za co?”. Za pragnienie wolności, niepodległej ojczyzny, godności znaleźli się w katorżniczej sztafecie, do której dołączali kolejni nieszczęśnicy polskich insurekcji – także tej z 1863 roku. Film Kawalerowicza można traktować jako uniwersalną opowieść o wszystkich wygnańcach – o ich cierpieniu, ale i determinacji i niezłomności, gdyż po chwilach załamania wiara wracała w serca – dawał o sobie znać gen wolności, a Migurscy byli tego sztandarowym przykładem. Małżonkowie układają plan ucieczki. Migurski pozoruje samobójstwo. Pozostawia list, w którym pisze, że postanawia się utopić – poszukiwania jego ciała w rzece nie dają efektu. Wówczas Albina prosi komendanta o pozwolenie powrotu do kraju i zabranie z sobą trumien dzieci. Do przewozu dziecięcych trumienek zostaje zbita specjalna skrzynia – to w niej ukrywa się mąż Albiny.

Sztafeta wolności  

Niewiele brakowało, by plan się powiódł. Niestety, po dotarciu do Carycyna, małżonkowie zostali zdekonspirowani. Wydał ich eskortujący Albinę Kozak uralski Daniło (Aleksandr Lazarew), który zwrócił uwagę na jej psa, nieustannie obszczekującego skrzynię. Film kończą sceny aresztowania Migurskiego i ponownego rozdzielenia małżonków oraz upicia się Kozaka, który trawiony wyrzutami sumienia w pijackim widzie biegnie w step i powtarza: „Za co? Za co?”. Zdaje sobie sprawę, że wypełnił swój żołnierski obowiązek, ale jednocześnie popełnił nikczemność.

Tyle film. W rzeczywistości Wincenty Migurski ponownie stanął przed sądem i został skazany na dosługę – tym razem w oddziale stacjonującym w Nerczyńsku. I tym razem Albina pojechała za nim. Umarła 15 czerwca 1843 roku po urodzeniu syna. Dziecko zmarło rok później, a Wincenty służył jeszcze w carskim wojsku czternaście lat. W 1859 roku uzyskał wreszcie zgodę na powrót do kraju. Zamieszkał w Wilnie i spisał swe dramatyczne dzieje w Pamiętnikach z Sybiru (wydane we Lwowie w 1863 roku). Zmarł 9 sierpnia 1863 roku, a więc wtedy, gdy na Litwie po wybuchu powstania styczniowego szalał terror Michaiła Murawjowa zwanego Wieszatielem.

W chwili śmierci Wincenty Migurski miał 58 lat, z czego 24 spędził w rosyjskim szynelu. W filmie Kawalerowicza widzimy, jak stoi na warcie – zimą w mrozie i śniegu, a latem w spiekocie słońca, i patrzy w step. Obserwuje tabuny dzikich koni, zazdrości im wolności i w myślach recytuje fragmenty listów od ukochanej. To przynosi mu ulgę, daje siłę, by nie popaść w rozpacz i szaleństwo jak wielu jego rodaków, których złamała katorga. On miał szczęście spotkać w życiu niezwykłą kobietę – gdyby nie to, nie wiadomo, czy by sobie poradził. Byli jednak i tacy, którzy nawet na katordze i zesłaniu nie rezygnowali z walki i to walki zbrojnej.

Dość wspomnieć zesłanych do Kraju Zabajkalskiego powstańców styczniowych, którzy pod koniec czerwca 1866 roku wzniecili bunt, by przedrzeć się do Chin. Kazimierz Arcimowicz, Narcyz Celiński, Leopold Iljaszewicz i Gustaw Szaramowicz stanęli na czele kilkuset desperatów i ruszyli ku chińskiej granicy. Zostali rozgromieni przez wojsko, którym dowodził Polak w carskiej służbie – gen. Bolesław Kukiel. Przed egzekucją Gustaw Szaramowicz pisał w liście do ojca Konstantego Szaramowicza:

„Ojcze mój i przyjacielu!

Jutro umieram, ale 32 lata żyłem uczciwie. Przyczyną uczciwości mojej Ty, przyczyną śmierci mojej – ja.

Posłano nas daleko; nam chciało się iść jeszcze dalej, ja byłem naczelnikiem: broń była w robocie; do starych klęsk dodała się nowa; rząd to nazwał buntem – i jutro będę rozstrzelany.

Biedny mój Ojcze!

Pamiętasz, jak nad grobem Ojca Twego sprzeczaliśmy się, kto z nas dłużej żyć będzie? Widzisz, że na moje wyszło.

[...].

Umieram z samopojęciem, spokojem i z poddaniem się zupełnem woli Opatrzności – i możesz żałować Twojego syna, ale rumienić się za niego nie będziesz, bo uczciwość i zacność pociąga szacunek za sobą – drobnostki codziennego żywota i namiętności rozmaite mogą wprawdzie zaciemnić je na czas jakiś, lecz w końcu prawda wychodzi na wierzch i szacunek tuż za nią w ślady; szacunek nawet w dusznej atmosferze nieszczęścia świeci i błyszczy, i opromienia.

Na szacunek też tylko pracowałem całe życie moje; o miłość ludzką nie dbałem; litością ich brzydziłem się; uległością brzydziłem się takoż nieraz – a szacunek radzi nie radzi dać mi muszą – to przyczyna jego wezwania.

Więc czegóż mam żałować? Was, Was i tylko Was!”

Ten i inne listy skazanych na śmierć przywódców Powstania Zabajkalskiego, jak je zaczęto nazywać, nigdy nie dotarły do adresatów. Zabronił tego sam car Aleksander II, gdy je przeczytał. Oto despota otrzymał widomy dowód, że nawet skutej lodem na Syberii niepodobna zgasić płomienia wolności. Także w filmie Za co jest scena, gdy do chaty Migurskich przybywają żołnierze zesłańcy przeniesieni z innych syberyjskich garnizonów i wtajemniczają gospodarzy, że na Syberii działa Syberyjski Legion Wolnych Polaków. W rzeczywistości stworzyli go zesłani w głąb Rosji powstańcy styczniowi – od razu włączyli się w tę sztafetę polskich zesłańców i zyskiwali szacunek, o którym pisał Gustaw Szaramowicz, nawet wśród swych nieprzyjaciół – Rosjan, czego dowodzi między innymi opowiadanie Lwa Tołstoja.