Aleksander II − reformator czy despota?

Epoka wołała o wielkość, o Piotra Wielkiego, od tronu szło tchnienie małości, spokoju, kwietyzmu. Gdy wielkości nie było na tronie, dokoła niego, zaczęto szukać jej gdzie indziej.

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 12 min.
Autor: Jan Kucharzewski

Jedynie wielki osobisty geniusz może ocalić władcę, który postanawia ulżyć losowi swoich poddanych po długim okresie ucisku – pisze [Alexis de] Toqueville i takie na ten temat snuje refleksje:

[...] Rewolucja nie zawsze wybucha wtedy, kiedy tym, którym było źle, zaczyna być jeszcze gorzej. Najczęściej dzieje się tak, że lud, który bez skargi, jakby obojętnie, znosił najuciążliwsze prawa – odrzuca je gwałtownie, kiedy ciężar ich nieco zelżeje. Ustrój, który rewolucja obala, bywa niemal zawsze lepszy od tego, który go bezpośrednio poprzedzał, i doświadczenie uczy, że najniebezpieczniejszą chwilą dla złego rządu bywa zwykle ta, w której zaczyna on wprowadzać reformy [...].

Charakteryzując atmosferę pierwszych lat Aleksandra II, szereg ówczesnych pisarzy rosyjskich używa wyrazu „odwilż”. O odwilży pisze i Tiutczew, i Hercen na wygnaniu, i Bakunin w listach z Syberii. Bodaj właśnie odwilż odpowiadała bardziej naturze Aleksandra II niż ciężki trud reformatorski. Odwilż – było to trwanie istoty systemu przy łagodniejszym jego stosowaniu, rozluźnienie więzów drogą złagodzenia rygoru, nie zaś drogą przekształcenia urządzeń i stworzenia nowej więzi. Zachować wszystkie prerogatywy starej władzy, a popuścić nieco cugli, nie zrzec się żadnego z uprawnień wszechmocnej władzy, a tylko nie korzystać w całej pełni z ich rygoru – to był stan rzeczy odwilżą zwany. Taki system a reforma państwa – to stany raczej wyłączające się wzajemnie niż dopełniające. Władza despotyczna leżała u stóp cara jako siła przez wieki nagromadzona. Dopóki zniesiona nie będzie przez konstytucję oktrojowaną lub przez rewolucję, trwać będzie, choćby najwyższy jej reprezentant nie czynił z niej sam całkowitego użytku. Tysiące batogów leżą u stóp cara; gdy on sam nie raczy się po nie schylić, chwycą je mali despoci, zamiast jednego rozkazodawcy w koronie stanie legion despotów samodzielnych, każdy z nich posłuszny swym popędom i upodobaniom: jeden srogi, drugi łagodniejszy, jeden reakcyjny, drugi bardziej liberalny.

Mikołaj [I] trzymał satrapów w jakiej takiej ryzie, istniała pewna odpowiedzialność przed władcą. Czym zastąpiono ją przy słabym despocie? Nie odpowiedzialnością przed narodem lub nawet jakimkolwiek innym surogatem opinii publicznej: zakaz jawnej krytyki władz trwa i tylko „Kołokoł” i inne hercenowskie publikacje wisiały niby bicz nad aleksandrowskimi dygnitarzami. Lecz było to smaganie dorywcze, efektowne a nie dość skuteczne. [...]

Słaby samowładca

W kraju przywykłym od wieków do regulowania wszystkich dziedzin życia przez władzę państwową reformy, skoro powszechnie uznana już była ich nieodzowność, powinny być dekretowane szybko i stanowczo, jako własna inicjatywa rządu, własne jego dzieło, nieodwołalnie dokonane. Nie widać było śmiałej inicjatywy ani planu reform ze strony rządu, wówczas nawet gdy już powszechnie wiedziano, że dawny stan rzeczy trwać nadal nie może. Zwlekano z nadaniem reform od dawna zapowiedzianych, trzymano się uparcie status quo, zamykano usta ludziom próbującym poddać rzecz przychylnej nawet dyskusji. Reforma wreszcie zadekretowana, miała cechę porażki rządu, ustępstwa wymuszonego przez napór żywiołów niezadowolonych. A więc ani kreacja, ani systematyczne wykonywanie z góry założonego planu, lecz cofanie się przed nacierającym przeciwnikiem i ustępowanie mu jednej reduty za drugą z łańcucha okalającego twierdzę carską.

Lecz nie tylko ducha inicjatywy i twórczości brakło carowi i jego rządowi, brakło, prócz tego, konsekwencji w raz już rozpoczętym działaniu, lojalności w dotrzymywaniu danych przyrzeczeń i zobowiązań. Nielojalność ta naprzód wypływała z cech charakteru carskiego. Należał Aleksander II do tych natur, dla których decydowanie się na czyn sprowadza ciężką duchową udrękę. Przechodził przed każdą ważniejszą decyzją długą walkę wewnętrzną, w której ścierały się ze sobą bez wyniku motywy i kontrmotywy. Wreszcie decyzja zapadała nagle, nie wskutek dojrzałego zbadania i rozważenia sprawy, lecz wskutek znużenia własnymi wątpliwościami i potrzeby zakończenia męczącego procesu duchowego. Lecz i zapadła decyzja nie kładzie kresu chwiejności. Po spełnionym czynie wątpliwości rozpoczynają powtórną ofensywę, ponawiają atak, wywołują spóźnioną reakcję. Chwiejny charakter władcy, nie mogąc już unicestwić dokonanego czynu, osłabia go, paraliżując wykonanie, odwołując częściowo działanie. To piętno własnego usposobienia odcisnął Aleksander na dziele reform. Każdą reformę poprzedzał długi okres wahań, a po reformie, z wyjątkiem poniekąd włościańskiej, następowała szybko reakcja, pod której wpływem drogami okólnymi i niejako ratami odrabiano to, co już było uroczyście usankcjonowane i promulgowane. Chwiejność taka jest znacznie niebezpieczniejsza w okresie reform niż w epoce utrwalonego systemu rządów i jeśli istnieją w państwie elementy fermentu wewnętrznego, to taktyka taka zdolna jest doprowadzić je do stanu wrzenia.

Lecz ani car, ani jego doradcy nie znali psychologii narodów. Jakże przypominają oni pod tym względem monarchów i ministrów Francji przedrewolucyjnej. Wielu z nich – mówi Tocqueville – byli to ludzie wielce kompetentni w swej specjalności, gruntownie znający wszelkie subtelności praktyki administracyjnej, lecz w tej wielkiej sztuce rządzenia, która uczy pojmowania społeczeństwa w jego całokształcie, sądzenia o tym, co odbywa się w umysłach mas, i przewidywania wyników tego procesu, byli oni takimi samymi profanami jak lud, gdyż tylko instytucje wolne mogą nauczyć mężów stanu tej sztuki. [...]

Między reakcją a rewolucją

Reformatorowi Rosji przypadało z natury rzeczy stanowisko środkowe między reakcją a rewolucją; należało reformować stopniowo, wychowywać i organizować naród do samoistnego życia, aby z czasem powołać go do roli czynnej, a jednocześnie czuwać nad tym, by nie rozchwiać tej władzy, która była jedynym ośrodkiem siły organizującej, nie upuścić jej na bruk i nie otworzyć okresu zamętu. Przetworzyć, a nie rozchwiać, przebudować, a nie obrócić w gruzy – zadanie niełatwe. Że Aleksander II ulegał działaniu dwóch sił, prądowi zmiany, reformy i uczuciu troski o zachowanie historycznego ośrodka władzy, to zrozumiałe. Że szukał stanowiska środkowego między dwoma krańcami – nieruchomością zastoju, zamrożeniem Rosji, jak to czasem za Aleksandra III zalecał Leontiew, a zmianą nagłą wszystkiego, to naturalne. Katastrofą dopiero stawało się to, że car reformator, znalazłszy się na rozstajnych drogach, gdzie krzyżują się dwa wichry, nie wiedział dobrze, w którą skierować się stronę, dokąd dojść i na jakim zatrzymać się stanowisku. Oscylowanie cara między dwiema ostatecznościami to nie było zespolenie dwóch zasad, zachowania i naprawy, które według Burke’a stanowi zasadę dziejów Anglii, lecz ciągła walka dwóch zasad, rozdzierająca duszę carską w ciągu dwudziestosześcioletniego panowania. Z dwóch biegunów car ciążył żywiej ku zachowawczemu, lecz ten pierwiastek zachowawczy w nim to nie naturalny hamulec, miarkujący pęd ku zmianie, lecz bezładne szarpanie cugli w tył, wprawiające wóz państwowy w konwulsyjne drgania. Car był wzorem dwoistości wewnętrznej; z jednej strony – ostawanie, rozumowe i uczuciowe, przy zachowaniu istniejącego stanu, z drugiej strony – głucha świadomość, iż dłużej istniejący stan trwać nie może, a brak świadomości celu i mety, w duszy nie żywy obraz, lecz zaledwie mdłe przeczucie nowego życia, odnowionych kształtów. Współistnienie dwóch sprzecznych dążności, bez żadnego zdecydowanego kompromisu między nimi, bez syntezy – oto obraz duszy reformatora, złowrogo odciśnięty na całej epoce. [...]

Kolos na glinianych nogach

Wielkie wydarzenia jego panowania sprowadzone były przez przemożny bieg rzeczy. Z własnego impulsu gotów był usunąć, zaraz na wstępie rządów, potworności, którymi Rosja zbyt jaskrawo różniła się od świata cywilizowanego, zwłaszcza rzeczy poczęte w nieprzytomnym okresie kilkuletnim po 1848 roku. Niebawem dał unieść się potokowi dziejowemu, który parł ku reformom. W sprawie reformy włościańskiej nawet zdobył się na walkę z opozycją reakcyjną. Poza tym był w defensywie przeciwko siłom, które parły naprzód, stawiając pewien opór, słabszy zresztą mocom, które usiłowały cofnąć Rosję do dawnego stanu. Rozumiał, iż po wojnie krymskiej integralny konserwatyzm był absurdem. [...] Przyjmował więc po kolei: reformy, a potem walkę z ruchem rewolucyjnym, ustępstwa dla Polski, a później dziką walkę z polskością, wojnę turecką, a pod koniec gotów był przyjąć nawet podobiznę systemu przedstawicielskiego. Gdy wypadało wreszcie krok stanowczy uczynić, z godnością i melancholią, a nie bez obawy i nie bez zastrzeżeń myślowych, kładł swój podpis carski na aktach dziejowych, których duchowym sprawcą nie był. Był to mieszczanin carskości, mierny, wyniośle poprawny, chłodny. Ta zewnętrzna poprawność pokrywała wewnętrzny niepokój, który był jedną z głównych przyczyn jego chwiejnego, pełnego sprzeczności postępowania. Aleksander II zdawał sobie nieźle sprawę z kruchości całej budowy, pozornie tak mocnej. Rządy carskie trzymały się solidarnością biurokracji, ślepym posłuchem wojska, bezwładem i dezorganizacją społeczeństwa oświeconego, niby mistycznym, w istocie interesownym przywiązaniem do osoby, a raczej do urzędu cara, rozdawcy ziemi. Siła czynna państwa ześrodkowana była w carze, biurokracji, wojsku i gdy ta Rosja umundurowana chwiała się, groził państwu chaos. Mikołaj I poczuł kruchość swego położenia w czasie buntu dekabrystów i w czasie powstania listopadowego. Aleksander II odczuł ją w czasie wojny krymskiej.

Dobrotliwy faraon – niesforni poddani

Rządziły wypadki, rządzili ludzie, a Aleksander zachowywał atrybucje i pozory samowładztwa, sumiennie przekonany, że władza jego potrzebna jest Rosji i że jego świętym obowiązkiem jest utrzymać ją jeśli nie nietkniętą, to jak najmniej nadwerężoną. Obrona odziedziczonej po przodkach władzy płynęła u Aleksandra nie z żądzy poddania Rosji swej władnej woli, lecz z przeświadczenia, że zachowanie władzy historycznej jest niezbędne dla państwa, a bodaj bardziej jeszcze instynktownego przywiązania do tej tradycyjnej władzy. Uczuciami, wyobraźnią, nawyknieniami zrósł się z tą władzą; ma dla niego urok tradycji wieków, świętości – ta olbrzymia władza carska, której hołd składali ludzie wszelkich narodowości, wybitne nieraz umysły. [...] Umysł Aleksandra II, również jak umysł jego ojca, wchłonął chętnie patetyczne tezy Karamzina o niezbywalności samowładztwa: samowładztwo to ciężki obowiązek, którego zrzec się car nie ma prawa, bo stanowi ono rękojmię szczęścia milionów poddanych, których Bóg powierzył jego władzy, rękojmię jedności i potęgi państwa, które odziedziczył po przodkach. Ustąpić tej władzy – to roztrwonić skarb, którego car jest depozytariuszem, a który winien przekazać następcom nietykalny, bodaj pomnożony, lecz nie uszczuplony.

Wprowadzenie samorządu, czyli powołanie ludności do administrowania sprawami, na początek lokalnymi, utworzenie sądownictwa, niezależnego od administracji, z jawnym przewodem sądowym, sądami przysięgłych, pewne ulgi w dziale cenzury – było to uchylenie wrót więziennych po długiej niewoli; przez te wrota wkraczał do pewnych dziedzin życia publicznego i dochodził do głosu żywioł społeczny. W porównaniu z wymusztrowaną po wojskowemu Rosją mikołajowską, zmuszoną znosić samowolę administracji z zakneblowanymi ustami, w oczach nieznoszącej szemrania biurokracji były te początki wolności obrazem niesforności, braku dyscypliny. [...] Łatwiej było i Aleksandrowi i jego uchodzącym za liberałów ministrom przystać teoretycznie na pewne koncesje dla wolności, niż przyzwyczaić się do szorstkiego dotknięcia, do ostrego głosu, do całego niezwykłego dla nich tonu tej rosyjskiej młodej wolności. Aleksander, przywykły do tradycyjnych form hierarchii, do uległości, do dworskiej etykiety, nie znosił nerwowo otwartej opozycji, nie mógł uwolnić się od pojęć patriarchalnego despotyzmu, reformy traktował jako osobiste dobrodziejstwa, poddanym świadczone. W tych pojęciach utwierdzało go otoczenie dworskie, które patrzyło nadal na cara jako na dobrotliwego faraona, który gdy jest łaskaw, świadczy dobrodziejstwa swemu ludowi, gdy zaś lud jest niewdzięczny i krnąbrny, faraon cofa swą łaskę, a okazuje srogość: pogląd nie odbiegający od czytanej dzieciom w szkołach rosyjskich bajki o złotej rybce, która wiele dobrodziejstw wyświadczyła rodzinie rybaka, lecz gdy zachęceni tym prostacy przekroczyli miarę rozsądnych żądań, rybka przywróciła ich do stanu dawnej nędzy, i oto znowu siedzą nieopatrzni nędzarze nad rozbitym korytem.

Aleksander II powtarzał zdanie, iż służy swemu narodowi, lecz i Mikołaj I frazes ten powtarzał przy lada okazji, w istocie zaś panowało w sferach rządzących przeświadczenie, że monarcha wznoszący się jak bożyszcze ponad ludem, sam jest sędzią swej służby dla narodu. Pierwsze pokolenie biurokratów, które zetknęło się z początkami wolności w realnym rosyjskim życiu, musiało dopiero z wielkim wysiłkiem wyrabiać w sobie nową psyche, musiało przebyć przełom wewnętrzny, zerwać z całym światem pojęć i nawyknień; nie ma śladu, aby przełom ten rozpoczął się na dobre za rządów Aleksandra II. [...] Wówczas gdy dla męża stanu było rzeczą jasną, że wraz z reformami liberalnymi musiała przyjść, jako ich konsekwencja, jako część składowa nowego stanu rzeczy, swobodniejsza krytyka działań rządu, car i biurokraci oczekiwali, iż po dobrodziejstwach reform ustąpi i to niezadowolenie i szemranie, które dotąd się rozlegało, a samowładztwo wesprze się na powszechnej aprobacie wdzięcznych poddanych, i dalszą krytykę władz traktowali jako dowód niewdzięczności, nienasycenia, niepoprawności poddanych.

Samowładztwo, konstytucja i ciemny lud

Aleksander II wielokrotnie wyrażał przekonanie, iż konstytucjonalizm pociągnąłby za sobą groźne skutki dla samego istnienia państwa rosyjskiego. Widać było, iż wszczepiono carowi głęboko przeświadczenie o zgubności ustroju konstytucyjnego dla Rosji i że poparto to przekonanie całym szeregiem argumentów, które car przytaczał przy sposobności. 9 listopada 1861 roku na audiencji, jaką miał Bismarck w Carskim Siole, Aleksander II rozwodził się o swoim stosunku do konstytucjonalizmu. Mówił, iż chętnie gotów byłby wysłuchiwać opinii notablów spoza sfery urzędniczej co do spraw państwa i takie zasięganie opinii, same w sobie, mogłoby tylko przynieść pożytek. Lecz trudność, jeśli nie niepodobieństwo podobnych urządzeń, wynika z tego wypróbowanego w dziejach doświadczenia, iż nigdy nie udało się powstrzymać ruchu liberalnego na tej linii, której nie powinien on przekroczyć. Zwłaszcza trudne byłoby to w Rosji, gdzie należyta edukacja polityczna i rozwaga ograniczają się dotąd do szczupłego stosunkowo koła ludzi. [...]

Innym razem w rozmowie z Nikołajem Milutinem o sprawie polskiej rzekł Aleksander, że na ogół nie jest przeciwny rządom konstytucyjnym, lecz przeciwny jest nadaniu konstytucji Polakom, bez jednoczesnego nadania jej Rosjanom, tych zaś uważa za nie dość dojrzałych do ustroju konstytucyjnego. Z czasem, zwłaszcza po powstaniu styczniowym polskim, wysuwał Aleksander inny argument. W rozmowie z marszałkiem szlachty Gołochwastowem, który nie taił, iż szlachta oczekuje konstytucji, rzekł Aleksander: „Daję ci słowo, że zaraz na tym stole gotów jestem podpisać wszelką konstytucję, gdybym miał przekonanie, że będzie to pożyteczne dla Rosji. Lecz wiem, że gdy dziś to uczynię, jutro Rosja rozpadnie się na kawałki. A przecież tego sami nie chcecie”. [...]

Gdyby Aleksander II zajął tron jako monarcha konstytucyjny, spełniałby pewnie swą rolę lojalnie i nie należałoby się obawiać z jego strony zamachu na ustrój konstytucyjny, odziedziczony wraz z koroną po poprzedniku. Lecz urodził się jako syn samowładcy i objął tron jako samowładca, nie był to z usposobienia nie reformator, lecz kontynuator tego, co mu przypadło, zmiany radykalne przeczyły całej jego naturze. Zdobył się na wytężony wysiłek przy reformie włościańskiej w nadziei, iż to wzmocni tron jego i zapewni mu spokój na dalsze lata. Lecz okazało się, że pierwsza reforma pociąga za sobą następną, a ta dalszą, a w perspektywie ukazuje się – korona gmachu, jak nazywano w ówczesnym ezopowym języku, konstytucję. I ciągły niepokój, podejrzliwość, niepewność. Przeciwnicy reform wciąż w każdej dziedzinie ukazują carowi fatalną metę, do której dojść wypadnie, jeśli nie położy się od razu tamy ruchowi postępowemu: w dziedzinie rolnej – likwidacja ziemiaństwa i wszelkiej własności niechłopskiej, w dziedzinie politycznej – ruina monarchii, w dziedzinie narodowościowej – odpadnięcie kresów. Usposobienie klasy oświeconej rosyjskiej, bunty chłopskie po reformie 1861 roku, powstanie polskie 1863 roku zdają się coraz bardziej potwierdzać te obawy. Ogół oświecony Rosji wierzy w możność zaimprowizowania zupełnie nowego ustroju życia, radykalnego zerwania węzłów z przeszłością. Pod wpływem usposobienia carskiego, wzmagającego się pod wrażeniem wzrostu ruchu rewolucyjnego, cały przebieg panowania nabiera cech gorączkowych, konwulsyjnych. Rząd zwleka z nadaniem reform, wreszcie je uchwala. Wśród ogółu rozczarowanie, wśród sfer rządowych reakcja, represje, wzrost niezadowolenia. Okres martwy, mniej więcej od zamachu Karakozowa do wojny tureckiej. Znów po raz wtóry rosnąca świadomość powszechna, iż tak dłużej trwać rzeczy nie mogą, zwlekanie rządu z decyzją, chwiejność, wzrost ruchu rewolucyjnego, katastrofa.

Frustracja i katastrofa

Epoka wołała o wielkość, o Piotra Wielkiego, od tronu szło tchnienie małości, spokoju, kwietyzmu. Gdy wielkości nie było na tronie, dokoła niego, zaczęto szukać jej gdzie indziej. Aleksander ze swą naturą musiał załamać się w swej olbrzymiej roli. Nic tragicznego w sobie nie mając, otrzymał w udziale los tragiczny, w tym kontraście między słabością człowieka, a wielkością jego zadania dziejowego była tragedia nie tylko człowieka, lecz i Rosji. [...]

Melancholijny, apatyczny - tak nieraz charakteryzują Aleksandra II obcy, którzy go obserwowali w drugiej połowie jego panowania. Sprawy państwa nużyły go coraz bardziej; obce mu były, równie jak ojcu, upodobania umysłowe czy artystyczne. [...] Z biegiem panowania wzmagało się w nim lekceważenie ludzi, wrodzona mu chłodna, bierna humanitarność przerodziła się w gorzki sceptycyzm człowieka, który widział dokoła zgięte karki, a wiedział o pokątnych szemraniach, odbierał hołdy, adresy, zapewnienia wierności, a był przedmiotem ciągłych zamachów na swe życie. Od czasu zamachu Karakozowa żyje stale w dręczącej, upokarzającej obawie o własne bezpieczeństwo, lęk ten wpływa niszcząco, rozstrajająco na psychikę, na energię. Złamany na duchu przez upadek zdrowia, przez ciągły lęk i bezpłodność wysiłków państwowych, dąży coraz wyłączniej do szczęścia prywatnego, zamyka się coraz bardziej w kółku rodzinnym, stworzonym przez związek z Jekteryną Dołgorukową, do końca życia boleśnie zdziwiony swym ciężkim losem, w ciągłym poczuciu własnego pokrzywdzenia – cecha duszy słabej, powołanej do rzeczy wielkich, ciężkich, uginającej się pod ich brzemieniem. Prawo do spokoju, prawo do szczęścia osobistego – to były płonne rojenia samowładcy wśród rosnącej burzy ruchu rewolucyjnego. Nie było innego zejścia z wielkiej carskiej drogi, cierniami najeżonej – abdykacja lub śmierć. „Jedynie wielki osobisty geniusz może ocalić władcę, który postanawia ulżyć losowi swoich poddanych po długim okresie ucisku”. Nie było ratunku dla Aleksandra II, śmierć z rąk spiskowców przecięła nagle żywot cesarza-reformatora.

 

Apla

Kucharzewski o Rosji i Aleksandrze II

Jan Kucharzewski (1876–1952) – historyk, prawnik i polityk. Po ukończeniu studiów prawniczych w Warszawie i Berlinie podjął pracę jako urzędnik, jednocześnie udzielając się jako wykładowca tajnych kursów naukowych. Od 1906 roku głównym źródłem utrzymania Kucharzewskiego była praktyka adwokacka, a życiową pasją pisarstwo historyczne. Jeszcze przed wybuchem wojny opublikował biografię Maurycego Mochnackiego, pracę na temat dziejów szkolnictwa w epoce paskiewiczowskiej. W czasie pierwszej wojny światowej Kucharzewski mieszkał w Szwajcarii, gdzie poprzez działalność publicystyczną i wydawniczą starał się popularyzować sprawę polską w opinii Zachodu. Po ogłoszeniu aktu 5 listopada powrócił do Królestwa Polskiego, przechodząc tym samym na stronę zwolenników związania sprawy polskiej z państwami centralnymi. Dwukrotnie z ramienia Rady Regencyjnej pełnił urząd premiera (listopad 1917–luty 1918 oraz październik 1918).

W okresie międzywojennym nie brał udziału w życiu politycznym, poświęcając się wyłącznie pracy nad monumentalnym dziełem Od białego caratu do czerwonego. Wybrany członkiem Polskiej Akademii Umiejętności, odmówił przyjęcia katedr uniwersyteckich w Warszawie i Krakowie, by dydaktyka nie przeszkodziła mu w ukończeniu dzieła życia. W latach 1923–1939 zdołał opublikować siedem z planowanych dziesięciu tomów. Materiały i rękopisy pozostałych spłonęły w czasie oblężenia Warszawy w 1939 roku. W 1940 roku udało się Kucharzewskiemu wyjechać z Polski. Osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie udzielał się w życiu naukowym Polonii. Przed śmiercią wydał jeszcze jednotomowy skrót swej najważniejszej pracy pod tytułem Od białego do czerwonego caratu.

W PRL dzieło życia Kucharzewskiego zostało z rozmysłem przemilczane. Aby je czytać, trzeba było uzyskać specjalne zezwolenia. Od białego caratu do czerwonego to zbiór obszernych esejów poświęconych dziejom wewnętrznym Rosji od czasów Mikołaja I po Aleksandra III (w zamyśle miało sięgnąć 1917 roku). Do dziś Kucharzewskiego jest jednym z najbardziej przenikliwych studiów na temat Rosji. Drukowany tu fragment pochodzi z trzeciego tomu, w którym autor omawia pierwsze lata rządów cara, tzw. okres wiosny posewastopolskiej, w którym zaplanowano najważniejsze z reform. Chodzi o uwłaszczenie i uwolnienie od poddaństwa chłopów rosyjskich (1861), utworzenie samorządów na poziomie gubernialnym (ziemstw) i rad miejskich (1864 i 1870), reformę sądownictwa wprowadzającą prawo do obrony, niezależność sędziowską i instytucje ławy przysięgłych (1864).

Reformy te spowodowały, że w literaturze zachodniej Aleksander II powszechnie określany jest jako car wyzwoliciel. W Helsinkach do dziś stoi pomnik cara, który nadał tej prowincji autonomię. W Rosji ogłoszono go świętym z powodu śmierci z ręki terrorysty. W Polsce postać Aleksandra II pozostaje właściwie nieznana. Z jednej strony jest to kat Powstania Styczniowego, z drugiej władca, który nadał ziemię chłopom (taki konterfekt cara starały się rosyjskie władze wpoić polskim włościanom). Kilka lat temu producent wody mineralnej z Aleksandrowa Kujawskiego, zazdroszcząc brodatego patrona wodom żywieckim, umieścił na etykiecie wizerunek cara. Prawdopodobnie nie było żadnej reakcji, bo, po pierwsze, nikt nie poznał wąsatego mężczyzny z etykiety, a po drugie, imię Aleksandra II nikomu już niczym się nie kojarzy. Kim był więc był ów car reformator?

oprac. Michał Kopczyński