Wiedeń 21 lutego
Wiadomość o wkroczeniu wojsk sprzymierzonych do Jutlandyi, wywołała we wszystkich kołach prawdziwe przerażenie. Dzienniki odbierające informacye w biurze ministerstwa prasy otrzymały mot d’ordre: że dla rządu wiadomość ta była niespodzianką i że takie same uczucie panuje w Berlinie. Hr. Rechberg dał wczorajszego dnia, takie same zapewnienie posłom francuskiemu i angielskiemu z tym dodatkiem, że tylko strategiczne względy, które na krótki czas trwać będą, t. j aż do wzięcia okopów dyppelskich, mogły nakłonić główno komenderującego do posunięcia się pod mury Fryderycii. Nie zdaje się jednakowoż, żeby reprezentanci zachodnich mocarstw tem oświadczeniem byli zadowoleni, bowiem już dzisiaj po zasiągnięciu informcyj od swoich rządów, udać się mieli do hr. Recherga, żądając w jednobrzmiącej formie stanowczego oświadczenia co do wkroczenia wojsk austryacko-pruskich do Jutlandyi. Równocześnie między Wiedniem i Berlinem telegraf był bardzo czynny i zdaje się, że rząd austryacki nic nie wiedział o tym zamachu Prus, przekraczającym doniosłość pierwotnych układów. Tak sprawa niemiecko-duńska weszła w podwójny kryzys, raz co do wzajemnych stosunków między Austryą i Prusami, po wtóre co do ogólnego położenia dyplomatycznego. Mieszkańcy, giełda, kupcy, armia, czują że wojna się zbliża. Z wyjątkiem armii, uczucie to działa przygniatająco na umysły. „Mieliśmy, powiada sobie mieszczaństwo, wyprawą szleswicką uniknąć wojny europejskiej, i tak nas przynajmniej hr. Rechberg zapewniał, a teraz wkroczenie do Jutlandyi daje powód Zachodowi do reklamacyi i gróźb jak to z artykułu zamieszczonego w La France i z rozpraw parlamentu angielskiego widzieć można. Wywołano wojnę zamiast jej uniknąć; udało się panu Bismarkowi wciągnąć hr. Rechberga w swoją politykę i Austryę, która potrzebowała pokoju jak się potrzebuje chleba do codziennego życia, pchnąć na drogę pełną niebezpiecznych zawikłań.