HRABSTWO MARIPOSA. Równo z brzaskiem dnia obudziłem się. Z moich drzwi, a nawet z mego łóżka mogłem przypatrywać się krajowi, w którym miałem zamieszkać pewien czas. Słońce płynęło po błękitnem niebie bez żadnej chmury. Powietrze miało przejrzystość, o jakiej w Europie nie mamy wyobrażenia. Przede mną leżały naturalne łąki, których zielska, wyschłe od wielkich skwarów, pokrywały ziemię złocistym kobiercem. Na wiosnę te same zielska wznoszą się na wysokość człowieka, świetniejąc kwiatami najżywszych barw. Szereg wzgórków, okrytych krzakami, otaczał dolinę i płynący po niej strumień, w którym kilku górników przemywało piasek; dalej wznosiły się znacznej wysokości góry, a na ich pochyłościach można było z łatwością dostrzegać żyły złotodajnego kwarcu, wystające jak białe mury. W wązkiej dolinie, skraplanej strumieniem Maxwell, wznosiło się kilka samotnych chat, w których mieszkali wolni górnicy placerów; dalej stała karczma i wielka stodoła, zamieszkała przez robotników pracujących w kwarcowych pokładach na rachunek jakiegoś przedsiębiorcy. Placery są to miejsca napełnione piaskiem i napływową ziemią, w której znajduje się złoto, spadłe z gór razem z wodami potoków, w tak zwanych pepitach. Przeciwnie, w kopalniach kwarcowych złoto jest w miejscu, w bryłkach i kryształach. Często razem z P. zwiedzaliśmy okoliczne kopalnie i kwarcowe młyny. Tym nazwiskiem oznaczają tu zakłady w których kwarc rozbija się mechanicznemi tłokami, a następnie amalgamuje z merkuryuszem, mającym własność rozpuszczania złota, jak woda cukru. Następnie metal oddziela się za pomocą dystylowania. Tym sposobem wydobywa się złoto z kwarcu w całej Kalifornii. Przemywaniem ziemi złotodajnej z koryta Maxwell creec (creec znaczy strumień), w owym czasie, z powodu małej ilości wody, zajmowało się tylko kilku Chińczyków, pracowników niezmordowanych, tudzież leniwych Mexykan i Chilijczyków. Było tu również kilku Francuzów, którzy chociaż nie posiadali chińskiej wytrwałości, zawsze jednak byli pracowitsi niż Mexykanie.