Wędrowiec, nr 80

Tekst na licencji CC-BY.
Tekst na licencji CC-BY.
Przeczytanie tego artykułu zajmie 2 min.
Autor: oprac. ŁS
14 VII 1864

MIASTO SALADYNA. Miasto Kair, stolica oazy Nilu, którą zowiemy Egiptem, zawsze jeszcze nosi na sobie nie zagładzone piętno wschodu. Ale ponieważ leży we środku prawie kraju, więc północny podróżnik przybywa doń nieco oswojony z widokiem wschodnich grodów. Już w Aleksandryi, gdzie po raz pierwszy stawiamy stopę na afrykańskiej ziemi, spostrzegać się dają pewne wybitne rysy, wschodowi właściwe; tu rozstajemy się z zachmurzonem niebem, zielonemi lasami i łąkami, ostremi dachami i ciemnej barwy ubiorami; a natomiast wita nas świat zupełnie inaczej ubarwiony: ciemno-szafirowy widnokrąg, przejrzyste, światłem nasycone powietrze, czerwono-żółta pustynia, a na niej białe miasta, ponad których płaskiemi dachami powiewają gdzieniegdzie wierzchołki palm; zamiast ciemnych wież kościelnych, wyglądają w górę jasno pomalowane minarety, uwieńczone księżycem. Czujemy wpływ gorącego powietrza i jaskrawych barw wschodu. Na brzegu roją się turbany i kaftany, jakieśmy w ojczyźnie widywali tylko w teatrze, lub na maskaradzie, dziwacznego kształtu wielbłądy, zastępujące nasze wozy i wierzchowe osły, w miejscu fiakrów; a gdy nas wioślarz, o brunatnej cerze, wysadzi z łodzi na zapełnione tłumem wybrzeże, organ słuchu szczególnie uderzą gardłowe dźwięki semityckiej mowy. Prędko jednak przeświadczamy się iż wschodni żywioł nie jest w Aleksandryi najsilniejszym, a przynajmniej jedynym, że już Europa założyła tu kolonię, która szeroko wpływ swój rozpostarła. Bazary, meczety, minarety, pałace wice-króla tylko częściowo zaspakajają naszą chęć poznania wschodniego przepychu. Wierzchowy osioł zanosi nas do dzielnicy Franków i cały wschodni świat znika z przed oczu. Takie hotele, kawiarnie, sklepy, kościoły i place mogą znaleźć się w każdem nadmorskiem mieście południowej Europy, a gdy do tego posłyszymy świst lokomotywy na dworcu kolei żelaznej - nic już w nas nie budzi podziwu. Zupełnie inaczej byłem usposobiony gdym w zimie 1857 r. przybliżał się do bram Kairu, po lewej stronie ujrzałem nagie żółto-szare wzgórza arabskiej pustyni, a przed niemi, z po środka palmowych i figowych gajów, wyglądały mnogie krocie minaretów miejskich, na prawo zaś, na rozległych libijskich płaszczyznach, jak olbrzymie namioty, wznosiły się piramidy. Było to miasto Saladyna, sułtana Saracenów, jak je sobie w umyśle wystawiałem, i grobowce faraonów, o których jeszcze dzieckiem czytałem tyle dziwów.

Zobacz także

19 X 1864

Wyroby szewskie w Dobrzyniu i Rypinie. Małe przemysła w drobnych naszych miasteczkach prowincyonalnych, istniejące dotychczas siłą tradycyi, dałyby się z…

18 X 1864

Przed kratkami sądu krajowego w Bernie Morawskiem toczyła się przez kilka dni rozprawa ostateczna, która zwabiała do sali posiedzeń doborową…

17 X 1864

Cisza zaczyna zajmować miejsce wzburzenia, które niespodziane przebudzenie się kwestji włoskiej, wywołało w prasie europejskiej. Parlament włoski za kilka dni…