PIERWSZE CHWILE POWSTANIA. Obrazek pierwszy. Rok 1863 wiecznie pamiętnym będzie dla Polaków, jako chwila przebudzenia po długiem uśpieniu, zmartwychwstania po długiej niemocy. Nie mało lat naród cierpiał w cichości pod jarzmem moskiewskiem błagając Boga o zmiłowanie, znosił z pokorą ciężki krzyż, aż nareszcie po długich modłach i cierpieniu odezwał się dzwon zmartwychwstania, ożyła nieszczęśliwa Polska, jak z pod ziemi wyrosły hufce gotowe do śmiertelnych zapasów z wrogiem […] Było to w drugiej połowie stycznia 1863 r. Na ulicach Warszawy pusto i głucho; o zmierzchu już nikt nie wychodzi z domu, słychać tylko świst sygnałowy policjantów czatujących na nieszczęśliwe ofiary, szczęk broni i kroki patrolujących żołnierzy. W ubogiej izdebce na poddaszu stara kobieta spoczywa na łożu po całodziennej pracy. Młodzieniec dwudziestoletni, syn jej, chodzi tam i sam pogrążony w głębokiem zadumaniu. Zbliżył się nareszcie do swego kuferka, wyjął zeń kilka sztuk bielizny, ukroił pół bochenka chleba, związał razem i zabrał się do wyjścia. Ale wrócił z progu, bo mu żal było odejść bez pożegnania z matką, ukląkł więc przy jej łóżku i ostrożnie, aby nie zbudzić staruszki, pocałował ją w rękę. Zerwała się biedna kobieta: – Ty idziesz? Młodzieniec spuścił głowę i milczał. – Ach! matko, nie miałem odwagi żegnać się z tobą, rzecze młodzieniec – zostawiam cię w tak okropnem położeniu, bez sposobu do życia, bez nadziei zarobku. – Moje dziecię, odpowie matka, ja stara jestem, nie wiele mi potrzeba, ale widzieć ojczyznę wolną, a ciebie w rzędzie jej wybawców, to jedno czego pragnę doczekać. Więc idź, idź dziecię moje! Nie troszcz się o matkę – ojczyzna pierwsza, ja cię błogosławię! I położyła dłonie na głowę młodzieńca, zmówiła cichą modlitwę i rzekła: – Boże błogosław! A młodzieniec wstał silny wiarą i ufnością, wzmocniony błogosławieństwem matki, i poszedł tam, gdzie go wołała ojczyzna.