DYPLOMACYA POLSKA.
W dziennikach angielskich, czytamy obok życzliwych objaw dla sprawy narodowej, najsurowszą krytykę polskiej arystokracji. Nic nie wiedziała o przygotowaniach powstańczych a dziś chce ruch albo cofnąć albo na swoją korzyść obrócić. Niektóre osoby są imiennie wskazane i z Targowiczańskiemi pomieszane. Zarzucały im jezuityzm, nieudolność, brak patryotyzmu, wyrzucają im że nawet przywiązanych w tych tytułów nie dopełniają obowiązków. – Smuci nas że postępowanie magnatów polskich, żadnego udziału w powstaniu nie biorących, usprawiedliwia niejako te okropne zaskarżenia. Ale gdyby nawet oni tajnemi patryotycznemi poświęceniami, mogli te ciężkie zarzuty odeprzeć, to musimy ich o najwyższą nieudolność oskarżyć. Nie potrzebujemy dowodzić, jak mało liczymy na obcą pomoc; ale to prosty rozsądek wskazywał, że Władysław hrabia Zamojski, nie mógł i nie może być pożytecznym sprawie narodowej w Londynie. Ultramontanin, w bliższych stosunkach z członkami katolickimi parlamentu, mógł tylko pozyskać współczucie maluczkiej mniejszości. Miejsce dla jego usiłowań w Rzymie nie w Anglji. Do Anglji należało wysłać patryotycznych pasterzy protestanckich, światłego Mejselsa. Ich bytność i świadectwo wykryłyby w całej świetności, że zasada swobody sumienia, jest naszą narodową chwałą i potęgą. Parekroć sto tysięcy poświęconych na tego rodzaju missye, pożyteczne przyniosłyby owoce. Czas się nam wyliczyć z choroby wzywającej do służby publicznej tylko szlachtę, tylko katolików. Nauczyliśmy się, całą ludność polską nazywać bracią. Dowiedźmy to czynami. Katolicko-szlachecki komitet polski w Paryżu, oprócz innych błędów, jest parodją pierwotnych objaw powstania. Bezużyteczność zabiegów dyplomatycznych, zasłużoną karą wyłącznych, ultramontańskich usiłowań.