Co słychać w Galicyi. Najwięcej o tem słychać, i to piszą po gazetach, że często gęsto urząd, znajdzie gdzie jaki transport prochu albo broni, co się miała dostać ku powstańcom do Polski i takowe przyaresztuje. Jak się tu już rzekło, urząd ta może i niechętnie robi takie rzeczy, i nie z radością je zabiera, ale to czynić musi, dopóki wyraźnej wojny Austrya Moskwie nie wypowie, bo takie jest międzynarodowe prawo. Ale przecie przez taką rzecz robi się wielka krzywda powstańcom biednym, którzy z wielką mozołą taką broń zza granicy sprowadzają, i dużo ich to kosztuje zanim dowiozą, a tu często na samej granicy odbiorą biedakom. Ale jakto Pan Jezus powiedział był Piłatowi: „żeś nie ty winien co mię aresztujesz, ale ten, co mnie wydał w ręce Twoje tak i tu winien ten co takowe rzeczy szpieguje i do urzędu znać daje a taki człek bez serca i sumienia czego jest godzien powiedzcie, bo jak się rzekło, urząd robi to, bo musi, i tylko ma pełno subiekcyi z tego; a wolałby żeby, jak to mówią było powiedziane: że co oczy nie widzą, to sercu, nie żal. Ależ da Pan Jezus, że i te nieprzyjemności, skończą się może niezadługo, i Najjaśniejszy Pan obrazi się raz na dobre, na tego niegodziwego moskala, co sobie tak przekpiwa, i co kiedyś śmiał do Wiednia napisać takie słowa: że jeżeliby się Austrya poważyła pójść z Francyą i Anglią Polakom na pomoc, to on moskal od razu duchem wejdzie z wojskiem do naszej Galicyi. O! niechby jeno spróbował, to by widział, coby się z nim działo, bo by tu każdy mszcząc się za krzywdę braci, i za obrazę Najjaśniejszego Cesarza, wziął się do niego jak się patrzy, i żeby ta i milion wojaków swoich moskiewskich przysłał, to by i jeden żywcem ztąd nie wyszedł, ej, nie wyszedł!