W tych dniach wstąpiłem do cukierni na początku ulicy… aby się szklanką herbaty posilić; znalazłem się w delikatnem położeniu, bo przy nagłości interesu, nie przewidując większych wydatków, w mały zaopatrzyłem się fundusz; wystarczył on mi wprawdzie na zaspokojenie danego mi posiłku, ale potrzeba mi było natychmiast jechać dorożką, aby się nie spóźnić na miejsce; każdy z obecnych mógł wyczytać moją boleść i niespokojność; jak kania dżdżu, tak pragnąłem ujrzeć kogoś znajomego; w tem drażliwem położeniu upatruję chwili, aby bez widzów zbliżyć się do P. Właściciela zakładu, w jego przytomności zdejmuję obrączkę ślubną z palca i w ostateczności ledwie wymówić mogę prośbę, aby mi był pożyczyć na nią złp. 2 na dorożkę, bo mam bardzo gwałtowny interes. Otrzymałem od niego odmowną odpowiedź. BOGU wiadomo, ile mnie to kosztowało, człowieka w wieku podeszłym, doznaniem takiej nieludzkości. Jak piorunem rażony wypadam na ulice, los nastręcza mi znajomego Pana N. D., temu opowiadam doznaną nieuczynność, a ten oczywiście przychodzi na pomoc w samą porę. Nieludzki ten postępek sądzę, iż zasługuje na ogłoszenie, z tem objaśnieniem, iż składam w Redakcji Kurjera złp. 2 odmówione mi przez niego, dla Instytutu moralnie zaniedbanych dzieci, z życzeniem, aby takich ludzi nie naśladowano.
Z chwilą puszczenia lodów na Dniestrze, pierwszy parowiec polski, puści się do Odessy; wszystkie bowiem przygotowania do zaprowadzenia żeglugi parowej Galicyjskiej, na tej rzece, już ukończone zostały.
W zeszły Piątek zaginęły pędzone przez dwóch chłopców dwa wieprze. Jedna była świnia pstra, a wieprz siwawy. Na bokach mieli znaczoną literę K, na bokach na zadzie kryski. Łaskawy Znalazca raczy dać znać pod nr 921 przy ulicy Chłodnej.