W roku zeszłym spotkaliśmy po raz pierwszy w pismach perjodycznych Polskich wzmiankę, o ziomku naszym P. Walerym Wysockim, o jego debiucie w Operze Włoskiej w Rovigo i wiadomość o zakontraktowaniu do „Teatru Reggio” w Turynie. Dziś otrzymujemy dalsze o nim wiadomości, z któremi spieszymy się podzielić z licznemi Znajomemi i Przyjaciółmi Artysty. Pan Walery Wysocki, posiada prześliczny głos bassowy, a włada nim z taką biegłością, iż śmiało stawiamy go w rzędzie pierwszorzędnych artystów współczesnych, i z takiem i też zmierzył się na scenie Teatru Królewskiego, podczas ubiegłego sezonu (karnawału i postu), przez który występował na tutejszej scenie. Publiczność tego roku była nadzwyczaj surową, dość wspomnieć, iż takie ustalone znakomitości, jak Graziani (tenor) i Luigia Bendazzi (primadonna) przechodziły w milczeniu. Publiczność ze szczególnem zadowoleniem słuchała P. Wysockiego, w Operze „Balio in Maschera,” w której śpiewał 16 razy i w „Lucrezia di Borgia" (10 razy). (…) Pewien kupiec w Berlinie, zaręczył się w końcu z. r. z młodą, majętną osobą, która po śmierci rodziców, mieszkała u swego Opiekuna. Gdy wojna duńska wybuchła, narzeczony P. X., należący do rezerwy, powołany został do szeregów, i udał się do Szleswigu. Wypadek ten, który tak nagle zwichnął marzenia o szczęściu, boleśnie dotknął narzeczonych. Upłynęło kilka tygodni, i nie jedną już bitwę stoczono w Szleswigu, gdy P. X. otrzymał list od Opiekuna swej narzeczonej, zawiadamiający go o nagłem zniknięciu tejże. Uszła ona tajemnie z domu i nie zostawiła żadnego śladu, tłómaczącego jej krok. Biedny żołnierz był w największej rozpaczy. Sądził on się być zdradzonym i postanowił nie przeżyć zdrady. Pewnego dnia szukał umyślnie śmierci, która o mało nie uwzględniła jego życzeń, gdyż wśród najgorętszej walki rażony został niebezpiecznie kulą i prawie umierającego uniesiono z pola bitwy. Przyszedłszy do przytomności, pierwsza myśl jego była o niewiernej kochance, gdy machinalnie spojrzawszy około siebie ujrzał, któż wyrazić zdoła jego zdziwienie i szczęście przy łóżku swem narzeczoną, klęczącą wśród modlitwy z łzami P. X. nie chce już umierać i dzięki takiej swej opiekunce, szybko powraca do zdrowia.