Londyn, 16 marca. Nasi czytelnicy wiedzą, że natłok na ulicach Londynu był niezmierny w czasie przejazdu orszaku królewskiego, za przybyciem księżniczki Aleksandry duńskiej do Londynu i że podczas illuminacyi liczne nieszczęścia miały miejsce. Interpelacye w tym przedmiocie przedstawione zostały rządowi w Izbie niższej, i z wyjaśnień udzielanych przez różnych mówców pokazuje się, że uwielbienia godnem było zachowanie się mass ludności w czasie wjazdu księżniczki Aleksandry, ale że tłum i ścisk były takie, że ludzkie środki nie pozwoliły policyi więcej uczynić jak to co uczyniła; więcej powiem, policyą po bezowocnych usiłowaniach utrzymania ciekawych w granicach potrzebnych do zapewnienia możliwej cyrkulacyi, musiała zrzec się swojej missyi i pozostawić lud własnej jego pieczy. Lord Alfred Paget, który jako pierwszy koniuszy Jej Królewskiej mości, towarzyszył powozowi księżniczki Alexandry, zdał sprawę Izbie deputowanych z trudności, jakich orszak doznał, aby przeciskać się przez tłum nie robiąc szkody nikomu. „Wszystko, co mogliśmy zrobić, powiedział on, było to, że błagaliśmy lud, żeby nas przepuścił, bo przecież potrzeba nam było dostać się do Windsor”. Przez chwilę na moście londyńskim orszak musiał się zupełnie zatrzymać. Lord Paget oświadczył, że wpośród tego oceanu ludzi nieruchomych, daremnem byłoby usiłować postąpić naprzód. Jednakże lord Paget zdaje się sądzić, że policya byłaby mogła więcej uczynić, ale że jej ajenci równie byli ciekawi zobaczyć piękną narzeczoną, jak reszta tłumów. Ciekawi włazili aż na powóz księżniczki, inni czepiali się koni. Kiedyśmy wychodzili z City, wchodząc na Strand, powiedział ten sam mówca, uczuliśmy coś podobnego do tego, co uczuwa podróżnik na morzach przybiegunowych, kiedy wymknąwszy się z pośród gór lodowych, dostanie się na otwarte morze. Takiego przynajmniej doznałem czucia wchodząc na Strand. Bogu dzięki, pomyślałem sobie, najgorętszą łaźnię jużeśmy przebyli.