Ostatnie listy z Konstantynopola donoszą o nowych zamiarach reformy finansowej ze strony Sułtana. Nie można tego inaczej nazwać, jak zamiarami; wieleż to razy bowiem, za przeszłego i teraźniejszego panowania, mówiono o podobnych reformach, wydawano pięknie brzmiące haty, by skończyć na słowach i brnąć dalej w dawnem marnotrawstwie i na nadużycia pozwalać. Nowi ministrowie przekonali się nareszcie, że Turcya idzie wielkim krokiem do ruiny, nie tylko z powodów moralnych, ale także z powodu skarbowości; że kredyt jaki taki, który dotąd ją ratuje, zginie; zupełnie, jeżeli się złemu nie zaradzi. Przy zaciąganiu ostatniej pożyczki wykazano, że dochody przewyższają wydatki o 600,000 fst. (funtów szterlingów), dziś się pokazało, że nie tylko przewyżki nie ma, ale jest deficyt i że budżet turecki dzieli losy innych, lepiej urządzonych budżetów, to jest, że na papierze przed zaczęciem roku występuje korzystnie, a po końcu roku wykazuje niedobory i brak. Ministrowie postanowili rzecz przedstawić Sułtanowi i prosić, by się miarkował. Najważniejszym i jedynym faktem jest to, że Sułtan rozkazał, by jego listę cywilną ograniczono do 5 000 kies (2,500,000 piastrów, przeszło 20,000 funtów ster) miesięcznie, by zmniejszono pensye Sułtanek, by przejrzano kadry urzędników i wydalono niepotrzebnych i nieudolnych. Wszystko to brzmi bardzo pięknie, gdyby było wykonanem. Ale Sułtanki będą długi robić jak dotąd i trzeba je będzie płacić. Sułtan także lada dzień zażąda pieniędzy na jaki nowy wyskok. Co do urzędników [...] jeżeli w prawdziwie cywilizowanych krajach samo podejrzenie wystarcza nieraz do usunięcia urzędnika, w Turcyi nawet dowiedzione kradzieże nic nie znaczą. W Stambule mianują coraz jaką kommissyę, dla zbadania kradzieży grosza publicznego, kommissya wynajduje winnych; ale jakaż kara ich czeka? Oto zamiast posłać ich na galery jak innych złodziei, nieraz mniej od nich winnych, dają tym panom dymissyę, z której się ci śmieją.