OSTATNIE WIADOMOŚCI. Depesze dzisiejsze z Ameryki niekorzystne zrobią wrażenie w Anglii i we Francyi, brzmią bowiem nader nieprzyjaźnie dla konfederatów. Nie donoszą one wprawdzie o żadnem nowem zwycięztwie unionistów, ale wskazują wielki upadek ducha w stronie przeciwnej. Tak dowodzenie riczmondskich konfederackich dzienników, że potrzeba uznać Mexyk, by tym uzyskać pomoc Francyi, dowodzą zmniejszenia wiary w własną siłę. Co zresztą jest do uznania w Mexyku, nie wiadomo. Interwencya Francyi jest faktem, który uznania nie potrzebuje. Rządu regularnego dotąd nie ma, a zaprowadzony przez marszałka Forey uważanym być może co najwięcej za tymczasowy i przechodni, któremu brak zatwierdzenia ze strony kraju. Zadekretowana przez paruset notablów ad hoc przez władzę francuzką nowa forma rządu, także nie ma dotąd sankcyi narodu, która może być zyskana tylko przez głosowanie powszechne, albo drogą konstytuanty z wyborów wyszłej. [...] Francya na teraz ma dość Ameryki. Pomimo wszystkich pięknie brzmiących opisów w dziennikach półurzędowych francuzkich, kolorowanych żywo dla zjednania opinii w kraju, nie można nie widzieć, że nie wszystko tak idzie jak głoszą, że Francya Mexykiem przyczepiła sobie kulę do nogi która jej ruchy w Europie hamuje; nie chciałaby zapewne powiększać wagi tej kuli, wdając się w wojnę z Ameryką północną, wojnę nieskończenie trudniejszą nawet jak mexykańską, a przytem wojnę z naturalnym sprzymierzeńcem Francyi w razie jakichkolwiek zajść z Anglią. Że Francya sprzyja konfederatom, to zdaje się niewątpliwem, że nawet daleko w tym kierunku zaszła, to wiemy od roku, ale jeżeli dotąd nie uznała konfederacyi jako państwa osobnego, kiedy konfederaci byli silniejsi i kiedy chwilowo zagrażali unionistom, kiedy zatem stanowili więcej jak dziś żywioł wojenny, na którym można było się oprzeć - trudno przypuszczać, by dziś Cesarz Napoleon narażać się chciał dla nich.