Królestw o Polskie. Gazeta szlązka opisuje w liście z Warszawy egzekucyę Krasuskiego w dniu 17 bm.: Dzień był dżdżysty i chłodny, kiedy wyprowadzili z cytadeli o godzinie pół do 10tej rano trzech skazanych na szubienicę, odzianych w płótnianki białe. Bardzo mała liczba ciekawych była zgromadzoną. Krasuskiemu towarzyszył kapucyn, Landowskiego i Schmidta jako protestantów odprowadzał pastor Ludwig. Krasuski jako najstarszy wiekiem, pierwszy miał być stracony. Zanadto był jednak słaby, aby mógł o swoich siłach wstąpić na rusztowanie, oprawcy wnieśli go tam. W kilka minut żyć przestał, a wtedy zbliżyli się Landowski i Schmidt z pastorem, który był bardzo blady i zdawał się wzruszony. Landowski piękny młodzieniec 19 letni śmiało i pewnym krokiem wstąpił na stopnie szubienicy. Stanąwszy na ostatnim stopniu z uśmiechem na ustach, żegnając obecnych obu rękami, rzucił jeszcze raz pocałunek swoim towarzyszom niedoli w cytadeli, i z widocznym spokojem zwrócił się ku otaczającym go oprawcom, którzy w okamgnieniu zaciągnęli mu na twarz kaptur płócienny i zarzucili postronek na szyję. W tej chwili padł strzał z cytadeli i czerkies przyskoczył na koniu z rozkazem piśmiennym do oficera dowodzącego egzekucyą. Zaraz oprawcy oswobodzili skazanemu głowę, a pierwszym jego krokiem było, że ucałował pastora Ludwiga. Zszedł z rusztowania z taką pewnością kroku, z jaką był na nie wstępował, a tu otoczyli go młodzi oficerowie i całować go poczęli: Orszak z wolna szedł na powrót do cytadelli. Schmidt zdawał się być zupełnie odurzony i dał się jak dziecko prowadzić. Po odczytaniu aktu ułaskawienia wojsko wołało hura! Dodaćby tu należało, że ułaskawienie już pod szubienicą lub po położeniu głowy na pieńku, należy do tych strasznych egzekucyi minionych czasów, gdzie sama kara śmierci bywała obostrzoną rozmaitemi dodatkami zwiększającemi cierpienie delikwenta.