Berlin, 2. Stycznia. – Piszą do gazety wrocławskiej: władze policyjne obawiając się, aby powtarzające się zawichrzenia nocne podczas nowego roku w innych latach i w tym roku się nie ponowiły, chwyciły się środków ostrożności. Porozstawiano konnych i pieszych schutzmannerów pod Lipami i na ulicach przyległych, a nawet zakonsygnowano żołnierzy w sąsiedzkich koszarach artyleryi, celem oczyszczenia ulic, gdyby się tłumy ludu miały na nich pokazać. Obawy przecie okazały się nieuzasadnione. O północy noworocznej odezwały się tylko zwykłe okrzyki wesołe na ulicach, ulicznicy dopuszczali się wybryków, tak zwanego wbijania kapeluszy na głowę, wstrzymując się atoli od innych nadużyć. Z początku zebrały się masy ludu przed królewskim pałacem, gdzie śpiewały znaną pieśń „Szlezwik Holsztyn”, ale za ukazaniem się szeregów konnych schutzmannerów, rozbiegły się na wszystkie strony. Przed gmachem ministerstwa spraw zewnętrznych, gdzie mieszka pan minister Bismark masy zebrane ludu wydawały okrzyki i wycia, ale i tu konni schutzmannerzy znaglili krzyczących do ucieczki. Niektórych atoli aresztowano. - Król przyjmował w Nowy Rok tylko rodzinę królewską, niektórych jenerałów i ministrów, w których imieniu przemówił pan Bismark. Król krótko na przemowę odpowiedział. – Rząd zwraca główną baczność na sprawę holsztyńsko-szlezwicką. Nakazuje jak najspieszniejsze uzbrojenia. Zaręczają, że w bardzo krótkim czasie zostanie znaczna część, a może nawet cała armia, zmobilizowaną. Minister wojny wypracował plan mobilizacyi i znosi się w tej mierze z ministrem skarbu i prezesem ministerstwa. Pomyślano przytem o powiększeniu marynarki i uzbrojeniu brzegów. Pod ostatnim względem już rozpoczęto prace. Onegdaj zdał w tej mierze sprawę minister wojny królowi.