Warszawa, 6. Lipca. – National Ztg. pisze: W nocy z soboty na niedzielę od godziny 12tej sypały się wojska moskiewskie na ulice. Patrole za patrolami pospieszały, pojedyńczy jeźdźcy przebiegali w różne strony. Powiadano, że strzał padł a potem rakietę wypuszczono. Z natężoną ciekawością wyglądano przez szyby, bo nie wolno o tej godzinie ani wychodzić na ulicę, ani otwierać okna. Z rana obiegały dwie wersye o tych nocnych przechadzkach wojska. Jedni sądzili, że to ślepy alarm, na ćwiczenie władz i wojska, drudzy zaś, że na Dzikiej ulicy miał paść strzał, w skutek którego puścili Moskale rakietę. W rzeczy samej Moskale napadli na jeden dom na Dzikiej ulicy, a nie znalazłszy nic po długich przetrząsaniach, zabrali dwóch młodych synów gospodarza tego domu, oskarżając ich, że oni strzelili. Równie przeglądali Moskale ogród sąsiedni, ale nic nie odkryli. Któż zresztą wiedzieć może, czego Moskwa szukała, zwykle udaje, że to lub owo poszukuje, a tymczasem ma coś innego na myśli. Podstępu i zdrady jej nie braknie. W ogóle poszukiwania i przetrząsania domów stoją w Warszawie na porządku dziennym. Bo tam gdzie nie było i nie ma prawa, tam też tylko władza miecza i bagnetów przewodzi. Nie masz też dnia, w którym by uwięzienie choć najniewinniejszej osoby nie zachodziło. Szukają wciąż broni, pieniędzy i listów zastawnych, które znikły. Najnowsze rozporządzenia rządu niewidomego i widomego krzyżują się, z tą jednak różnicą, że niewidomego wszyscy słuchają, a widomego puszczają mimo. Niewidomy nakazuje podatki i wszyscy płacą, a widomy pod karą więzienia każe płacić sobie podatki i nikt go nie słucha, i idą do więzienia.