Eksplozja pod Londynem. Pewien mieszkaniec Belwederu odległego o milę polską od magazynu prochu wysadzonego w powietrze, tak opisuje tę katastrofę: W sobotę rano leżałem w łóżku, kiedy nagle poczułem straszne wstrząśnienie, ściany zatrzeszczały, a z sufitu upadło wiele gruzów. Sądząc że trzęsienie ziemi dom rujnuje, skoczyłem z łóżka i rzuciłem się do drzwi. Kiedy do nich dobiegłem, huczna eksplozja rozbiła okna na szczątki, a łóżko moje o kryła kawałkami szklą i wapna. Równocześnie w pokoju bawialnym strzaskało się okno, a w drugim pokoju dwa okna z ramami i otaczającem obmurowaniem wyleciały, a szkło pozostało w całości. Kiedy wyszedłem z domu przedstawił mi się widok osobliwy: wszystkie fronty domów, wszystkie sklepy po obu stronach ulicy, pozbawione były szkła a w części i ram drzwi i okiennice powypadały, zamięszanie, krzyk, bieganie w nocnym ubiorze, pytanie się o swoich krewnych i znajomych sprawiało widok przerażający; psy szczekały i wyły ze strachu, a dopiero kiedy spostrzegliśmy czarny słup dymu, wznoszący się w powietrze i rozszerzający się około w kształt grzyba, zmiarkowaliśmy, że musiała nastąpić eksplozja w magazynie prochu. Siła eksplozyjna okazywała się w wielu razach bardzo kapryśną, np. trzaskała okna w parterze, a pozostawiała w całości na piętrach, lub też odwrotnie: niektóre boki domów pozostały nienaruszone, inne bardzo wstrząśnięte, lub też tu i owdzie cały dom ucierpiał, lub cały został nieporuszony. (...) Siły wybuchu dowodem są nie tylko świstki papieru rzucone o siedm mil angielskich odległości, ale i inne przedmioty, jako to: resztki ciał ludzkich. O milę angielską od miejsca eksplozji znaleziono głowę ludzką, w innem miejscu nogę, w innem kawał piersi, w innem szczękę z zarostem W blizkości byłej prochowni budynki i drzewa zmiecione tak, że śladu ich nie masz: tylko dwa stogi siana pozostały, ale tak szczególnie zmięte i przerzucone, że zdaje się jakoby każde źdźbło siana osobno rozgniecione zostało.