Zaledwo pękła jedna bańka mydlana na widowni politycznej, spodziewają się drugiej. Minęła obawa przed przymierzem moskiewsko-francuzkiem, aliści tchórzliwym umysłom ukazuje się mara świętego przymierza. Serdeczne przyjęcie, jakiego doznał Konstanty w Wiedniu, tworzy podstawę do najrozleglejszych w dziennikarstwie tamtejszem domysłów, którym i my nie odmawialibyśmy faktyczności, gdybyśmy nie wiedzieli, że wizyta ta daleką jest od wywarcia wpływu na dalszą politykę Austrji, której mężowie stanu wiedzą bardzo dobrze, czem grozi ściślejsze i jawniejsze przymierze z Moskwą, skoro się dowie o niem osoba tak interesowana jak cesarz Napoleon, – a jeszcze lepiej wiedzą, jakie skutki pociągnęłoby przymierze Austrji z Moskwą dla ustroju konstytucyjnego Austrji. Liberałowie austrjaccy mają żywy przykład na Prusiech, których potęga, na zewnątrz i wewnątrz sparaliżowana absolutyzmem, tym synem wszelkiego przymierza z Moskwą. Pomimo więc całej serdeczności, z jaką Najj. Pan przyjął w. księcia w swej stolicy, nie można wnosić, by dobre stosunki Austrji z Moskwą przybrały w skutek tych odwiedzin postać aliansu, mającego zamiar bronić tak zwanych ojcowizn moskiewskich w razie inwazji francuzkiej lub innej. [...] Opinia publiczna w Austrji – dzięki licznym a dzielnym obrońcom sprawy polskiej, nie tylko w Wiedniu lecz i po wszystkich zakątkach krajów koronnych – jest do najwyższego stopnia oburzona na barbarzyństwa moskiewskie. Na wzmiankę o Moskwie dreszcz przechodzi każdego Wiedeńczyka od stóp do głowy – powiadają N. Narhriehten. Dla Konstantego i agitacyj moskiewskich jałowe tam pole. Słusznie przeto organa prasy austriackiej wizytę brata carskiego w Wiedniu uważają za ostatnią próbę, by gabinet austrjacki nawrócić na wiarę petersburgską.