Ruś i Moskwa. Moskwa zadowolona: pali, łupieży, morduje w Koronie, Litwie i Rusi; policzkuje mocarstwa, które ją właśnie co niedawno upokorzyły; kraje Zabrane ogłoszone jako kolebka Wszech Moskwy; Litwę Domejko uznał jako ojcowiznę moskiewską; to samo zapewne już co do Augustowskiego przyznał na torturach proletarjat żydowski w Suwałkach; dziś jutro ogłoszą to jako pewnik 3000 policjantów warszawskich a pojutrze objeżczyki od Konina po Michałowice i Tomaszów względem Kongresówki w adresie do cara – i „Polszi niet!” ogłosi Moskwa. Jedna misja Moskwy już jakby spełniona, w pismach swoich urzędowych i biuletynach z pola walki twierdzi to jako pewnik, i gotuje się do spełnienia misji swojej drugiej: podbicia reszty świata, który czynami, pismami i zbrojeniami swojemi wyzywa. Z jednem się jeszcze uporać jej wypadło w domi, a to w samej kolebce swojej, t.j. z Rusią ludową. Po stłumieniu powstania r. 1831 zniosła Moskwa w szkołach i urzędach krajów Zabranych język polski zupełnie, a gdy krwią i przekupstwem unię także zniweczyła, zdawało się jej, że nic już nie stanie jej na przeszkodzie, aby kraje te, z urzędu ruskiemi, t.j. moskiewskiemi ochrzczone, stały się niemi i były w istocie. Niezmierne pokonfiskowane właścicielom polskim majątki rozdarował car jenerałom i innym kreaturom moskiewskim, kościół sprawosławiony poddany został synodowi petersburgskiemu, dawne znakomite rody kozacze zmoskwiły się zupełnie, za niemi poszło wiele polskich, przyszło nawet do tego, że po miastach i dworach tamtejszych katolicy greckiego używali kalendarza, że nawet święta według niego obserwowali.