Langiewicz był w przejeździe do Berna przedmiotem głośnych demonstracji. Aż do Oderberg – piszą do „Bohemi” – mało kto wiedział, że Langiewicz jedzie tym pociągiem. Od Oderberga dalej na południe wiedziano już o jego podróży i im głębiej wjeżdżał w Morawię, tem więcej pomimo chłodnej nocy oblegały masy ludu dworzec kolei żalaznej, oczekując Langiewicza i witając go okrzykami „Slava”. Także z wagonów odzywały się w ciągu podróży częste wiwaty. W Lundenburgu, gdzie Langiewicz musiał wysiadać, by odjechać pociągiem wiedeńskim do Berna, tłoczono się prawie z niebezpieczeństwem życia przy tamtejszej restauracji na dworcu kolei, gdzie Langiewicz posilał się z komisarzem policyi, który mu towarzyszył. Do Berna przybył Langiewicz 3 b.m. o godzinie 5½ z rana, wypił w dworcu kolei filiżankę kawy i nie zatrzymując się dłużej, odjechał fiakrem do Tysznowic.
Panna Henryka Pustowójtow znajduje się w Pradze, dokąd przybyła – jak pisze „Bohemia” – dnia 4. Z rana całkiem niespodzianie, w towarzystwie starego sługi, berneńskim pociągiem osobowym. Gdyby nie oznajmienie konduktorów w dworcu kolei, kto przyjechał tym pociągiem, nie byłby się pewno nikt ani domyślał, że wysiadająca z wagonu drugiej klasy dama w czarnych sukniach i osłonięta gęstym welonem, przedstawia byłego adjutanta Langiewicza. Panna Pustowójtow pozostała tak długo w dworcu, aż się oddalili podróżni i oczekujące ją tłumy ciekawych, poczem wsiadła z swoim towarzyszem do fiakra i odjechała do hotelu de Saxe, gdzie zajęła pomieszkanie. Wkrótce potem, uporządkowawszy swoją toaletę, wyjechała znowu fiakrem w czarnem ubraniu i z grubą osłoną do miasta dla oddania kilku wizyt, a najpierw miała odwiedzić pewną mieszkająca tu rodaczkę swoją.