Ameryka. Obok nużącej monotonności, z jaką odbywa się dzieło zniszczenia w tym kraju nieszczęśliwym, już jedno tylko głownie co w nas wzbudzać zdoła zajęcie, to jest zapytanie: kiedy się to skończy i jak się to skończy? Nie chcemy tu przypisać zbyt wiele wagi najściu skonfederowanych na Maryland. Jest to zapewne wypadkiem nader znaczącym, że stolica Północy mogła w trzecim roku wojny być w trwogę wprawioną gromem armat południowców. Północ zamierza zdobyć niezmierzone kraje południu, a jednak po trzech latach podziwienia godnych usiłowań, po wytępieniu według własnego zeznania milionów ludzi, po strwonieniu milionów dolarów, nie jest w stanie zasłonić własnej swej stolicy od zbliżenia nieprzyjaciół, i nie dosyć na tem. Faktem najważniejszym jest ten, że Richmond dotąd nie został wziętym i prawdopodobnie wziętym nie będzie. Miasto to obecnie nie jest przedmiotem działań jenerała Granta; Grant usiłuje zdobyć Petersburg odległy o 30 mil angielskich, aby uzyskać dopiero podstawę do działań przeciwko Richmond. Potrzebna zatem druga kampania a z nią znowu 200 milionów więcej długu i prawdopodobnie 200 tys. więcej ludzi. Nie można już utrzymywać, że Północ w ludziach i w pieniądzach jest niewyczerpaną. Gdyby rząd Stanów Zjednoczonych czerpał środki do prowadzenia wojny z podwyższonych podatków, w takim razie posiadałby nieograniczony kredyt w Europie, a przeto i możność zaciągania nieograniczonej liczby ludzi do służby zdolnych; tymczasem federaliści zaniechawszy system opodatkowania, całkiem się uciekli do pożyczek i do monety papierowej. Jedno i drugie musi mieć swój koniec. Jeszcze będzie można trochę pożyczyć, jeszcze nieco papierowa moneta spaść może aż wszelką straci wartość, ale jednak koniec się zbliża. Tak przyzwyczailiśmy się do tej wojny, że trudno nam pojąć w jaki sposób ten koniec nastąpić może.