FRANCYA. Paryż, 10 sierpnia. Paryż odbrzmiewa dźwiękiem dwu mów wzniosłych, wielkich, nieporównanych. Z dwu biegunów napoleońskiej Francyi trysnęły potokiem lśniące kryształy klasycznej wymowy. Republikanie, którzy poddali się cesarstwu, przez natchnione usta Favra wypowiedzieli, czego Francya pragnie jeszcze, i za czem wzdycha, czem się dziś brzydzi lub niepokoi. Ks. Darboy, arcybiskup Paryża, świątobliwy kapłan a zacny patryota, szczery przyjaciel cesarza i jego rodziny, dorzucił światłe barwy do obrazu i przedstawił, czem Francya będzie, gdy młodzież zamiast dzielić i siać nienawiść, będzie uspokajała i jednoczyła sprzeczne żywioły. Są to wzniosłe, złote słowa, które arcybiskup w liceum Ludwika wypowiedział, wrażą się one na zawsze w serca francuskiej młodzieży i znajdą odgłos u wszystkich prawdziwych i wiernych synów ojczyzny i kościoła. „Narody, mówił arcybiskup paryski, stają się tem, czego z nich dokona oświata. Obywatel objawia się w uczniu, szkoła to obraz i przedsionek tego, co was w tem w życiu oczekuje; czem dziś jesteście, tem będziecie w innych okolicznościach: ludźmi powodującymi się karnością albo kaprysem, czynnością albo obojętnością, poświęceniem albo egoizmem, zwycięzcy lub zwyciężeni, prawie zawsze sprawcy swego szczęścia i rzadko zupełnie niewinni w nieszczęściu... Mężowie, karni i pilni, umiejcie się poświęcać. Ojczyzna, wielkie to słowo dla każdego, jest to imię przodków, ich popiołów, ich dziejów, jest to zbiór praw i interesów całego ludu, jego spokój, sława i pomyślność... Kochajcie Francją i służcie jej. Pamiętajcie, której ziemi i epoki synami jesteście i nie słuchajcie tych, co z rozkoszą źle mówią o Francvi i lżą ją przed oczyma własnych synów ani nie wierzcie tym, których miłość ojczyzny w tył zwraca oko i tylko przeszłości przesadzone składa pochwały, by uchylić się z pod obowiązków teraźniejszości. Młodzieńcy, wy oględniejsi jesteście i mniej was obchodzą spory o osoby”.