FEJLETON DZIENNIKA POWSZECHNEGO.
Aż strach mi dzisiaj brać pióro do ręki... Od samego poranku, wszystko mi na przekor staje - chociaż niedziela nie może być podobno, dniem feralnym, jako poświęcona przez ludzi na cześć bożą - czyli jaśniej mówiąc, na próżnowanie i hulankę... Najprzód, mgła już od samego rana drżąca w powietrzu i chmury zakrywające świetlane słońca oblicze, podziałały ujemnie na inspiracyjne żywioły mej wyobraźni - tak, że pod melancholicznym ich wpływem zapomniałem prawie o przepysznej pogodzie piątkowego i sobotniego wieczoru (…) Ale to rzecz logiczna... o pogodnych i wesołych dniach życia zapominamy łatwo, gdy ciężkie i krwawe, długo na sercu, kamieniem leżą.... Następnie znów, zostałem srodze udręczony w kąpieli wiślanej - widokiem jakiegoś nieszczęśliwego warjata, któremu, puszczano tam na głowę kroplistego prysznica. Nieborak ów piszczał i zżymał się straszliwie! Widok ten pogrążył mię był na chwilę w dziwnych rozmyślaniach - i zapytałem samego siebie, czy w samej rzeczy, społeczeństwo i jego fakultetowi lekarze, mają prawo rozstrzygać o stanie umysłu, czyli o tak zwanem „pomięszaniu zmysłów" człowieka, dla tego, że umysł jego wyszedł ze zwykłych dróg i granic któremi dotychczas kroczył (…) Po powrocie do domu, spotkała mię nowa przykrość. Przyniesiono tam list bezimienny, w którym jakiś A. B. student (jak sam twierdzi) nawymyślał mi „co się zmieściło” za jakieś artykuły w Kurjerku Niedzielnym, nie przeze mnie nawet pisane! Wprawdzie, stosując się do zasady raz przyjętej od początku publicystowskiego mego zawodu... sam listu owego nie przeczytałem, a tylko opowiedziano mi delikatnie, treść jego ogólną - zawsze jednak doznałem był pewnej irrytacji nerwowej, która przed śniadaniem zwłaszcza, szkodliwie na żołądek działa.