[Z plant krakowskich.] Zdziwisz się zapewne, że sobie taki punkt obrałem; ale jeżeli panu Aleksandrowi M. Fredrze, wolno było zapragnąć przejażdżki pod obłokiem, by na głupstwa, nędzy tyle cichem mędrca rzucić okiem, to mnie do drewnianej i wcale komfortu pozbawionej ławki pretendować wolno. Tę jeszcze zrobić muszę uwagę, iż patrzeć okiem mędrca byłoby mi trudno (łatwo pojąć, dlaczego trudno), i że takim impertynentem jak A M. Fredro, nie będę. Foi d’un chretien, od dawna już sobie na plantach peregrynacje odbywam, a jeszcze ani nędzy ani głupstwa nie dopatrzyłem. Jeden pan, co był w Londynie na wystawie, ale nie jako produkt krajowy, człowiek bardzo porządny, (przywiózł stamtąd faworyty, biały kapelusz, szpicrózgę i scyzoryk), kiedy mi opowiadał o nędzy w Anglji a szczególniej w Londynie, zapewniał mnie, że tam bardzo wiele jest osób, które literalnie odzieży nie mają. Ja zaś na plantach ani jednego w mundurze dzikich ludzi nie widziałem. Wprawdzie boso chodzących i obdartych bywa dosyć, ale to hołota. No proszę cię szanowny redaktorze, gdyby te indywidua były co porządnego, toby, wychodząc na ulicę, wkładały obówie i nową odzież; ale ci ludzie doprawdy nie mają najmniejszego wstydu. Nędzy zatem u nas nie ma. O ile widziałem, mężczyźni dość bogato się noszą. Cóż to za pasy śliczne! Jak ci panowie muszą pracować, żeby sobie na nie zarobić! Ich twarze świecą zadowoleniem; widać, że niosąc krajowi pożytek, wychodzą szczęśliwie z zapasów z losem, to też i mogą ładnie się ubierać. O, warto ich zapasy rzetelnie opisać. A nasza płeć piękna, jaka piękna! Nieprzyjaciele nasi mówią, że niezdolni jesteśmy do wynalazków. Wierutne kłamstwo! Proszę popatrzeć na stroje pań naszych: jakie wyszywania, ile to kombinacji guziczkowych! Wszystko dzisiaj w kraty: suknie w kraty, krynoliny w kraty, okrycia w kraty, zdaje mi się nieraz, że trzy czwarte ludności widzę za kratami.