Dziennik Warszawski z 12go b. m. zamieścił list korespondenta swego z Krakowa, który pośród długich elukubracyj o Zachodzie i Północy, daje radę: aby Polacy poszli drogą „wprost przeciwną tej, którą idą”, i czyni zarzut ironiczny Czasowi, nazywając go stróżem ruin i gruzów, podtrzymywaczem muru, który się wali i na nic się już nie przyda. Co do pierwszego, Dziennik Warszawski zapomniał powiedzieć, dokąd owa wprost przeciwna droga prowadzi. Wiadomo, że trzeba to koniecznie wprzód wiedzieć, za nim się podróż przedsięweźmie. Bo jeżeli droga, którą wskazuje, prowadzi tam dokąd on zaszedł i gdzie stoi, to na radę jego jedna tylko odpowiedź: szkoda czasu i atłasu. Co do drugiego, nie wiemy, czy jesteśmy na stróży ruin i gruzów, lubo pojmujemy, że historya i tradycye tak się Dziennikowi Warszawskiemu wydają. Nie wiemy również, czy mur przy którym stoimy wali się, ale to wiemy, że nas bardzo silnie od doktryn Dziennika Warszawskiego przedziela. Na koniec nie wiemy, czy owe zwaliska, które, jak powiada, uratować usiłujemy, na nic się już nie przydadzą; ale nie widzimy dotąd żadnej budowy, do którejby nas Dziennik Warszawski mógł zaprosić, chyba do owego strasznego gmachu, który p. Milutyn z towarzyszami swymi stawia na owem „zamarzłem morzu komunizmu” jak Rosyą przed dwudziestą laty przezwał Raczyński, a którego powierzchnia lodowata dziś tak okropnie pęka gdy taje. (…) Uzbrojenia morskie Rosyi zaczynają budzić uwagę i obawy Europy, niepodobna im bowiem nadać zwykłego i naturalnego znaczenia, jakie mieć może zbrojenie się każdego innego mocarstwa morskiego. Rosya właściwie nie jest państwem morskiem, brak jej wszystkiego pod tym względem, a mianowicie brzegów, mórz i portów. Wąski Bałtyk zamknięty Kategatem, i najgorsze o każdej porze roku do żeglugi morze Czarne, zamknięte Bosforem i Dardanelami, nie mogą uważać się za właściwe morza, ale raczej za jeziora dla nadbrzeżnej kupieckiej żeglugi. Toteż i znaczenie jakie im dotychczas troskliwa o równowagę polityka europejska nadawała, było ściśle międzynarodowe, prawie neutralne.