Warszawa 1 października. O Zwrot nowy w dyplomacyi zagranicznej, wieści rokujące nam znowu niejaką nadzieję, przychylniejszy ton dzienników francuskich i angielskich, nie wielki w ogóle robią wpływ na umysłach mieszkańców tutejszych; zbyt wiele już złudzeń przechodziliśmy, iżbyśmy mogli być pochopni do robienia przesadzonych wniosków, dopóki działanie jakie ogranicza się na gadaniu i pisaniu. Wiemy, że każdy naród winien liczyć na swoje własne siły, że może silny przy ich wytężeniu, skoncentrowaniu i umiejętnym użyciu, przy zgodzie i jedności bez względu na odcienia opinij politycznych, wywalczyć niepodległość. Wiemy, że bój się toczy o życie i byt narodu, że nie ma innej drogi prócz drogi walki, że ona doprowadzi do zwycięstwa, jeżeli energiczniej a umiejętnej z większem oszczędzeniem kraju a szkodą wroga będzie prowadzoną, co głównie zależy od dowódzców na linii bojowej, z których wielu dotychczas nie odpowiadało swojemu powołaniu zdolnością i charakterem, i nie spełniało swoich obowiązków. W ogóle niedostateczne uczucie obowiązku jest naszą słabą stroną; wzmocnienie tego uczucia obowiązku w żołnierzach i obywatelach i ścisłe obowiązków dopełnianie waży więcej nierównie jak chwilowe uniesienia. Wracając się do znaczenia wpływów zewnętrznych, powiem, że jak poprzednia chwilowa cisza dyplomatyczna nie przyprawiała nas o rozpacz, tak i teraz ruch dyplomatyczny nie zwraca wielkiej u nas na siebie uwagi. Nie odpychamy bynajmiej bratniej pomocy narodów i mocarstw, gdy się czynem objawi, a które parte do niej być winny i własnem dobrem i uczuciem sprawiedliwości; ale polegać musimy na własnych siłach. Po wczorajszem zwycięstwie Moskali na pięciu placach Warszawy, nad pięciu bezbronnemi ofiarami, cisza dziś chwilowa. Tylko aresztowań mnóstwo, ale o tych niema co wspominać, bo to rzecz zwyczajna nieustająca nigdy.