Kraków 26 kwietnia. Niedawno zamieściła Gazeta Kolońska list z Londynu, który się zastanawia nad zupełną rewolucyą jaka zagraża dotychczasowemu obrotowi handlowemu i przemysłowi, i sprowadzić nie omieszka całkowitego przeobrażenia wszystkich stosunków materyalnych. Przemiana takowa odpowiada zupełnie nowszym dążeniom socyalnym, i dla tego nie należy brać jej oderwanie bez związku z politycznym i społecznym światem, bo owszem wchodzi ona weń po części jako jedna z przyczyn, po części też jako jeden ze skutków. Nie tylko przeto pod handlowym i politycznym względem zasługują na uwagę spostrzeżenia w tym przedmiocie czynione, lecz służą one zarazem do oświecenia i wskazania dróg, jakiemi ludzkość postępuje. Oto co piszą do Gazety Kolońskiej z Londynu: Kto tylko niedotknięty ślepotą, ten nie zdoła zataić przed sobą przekonania, że żyjemy wśród pokojowej rewolucyi w handlowym i przemysłowym obrocie, a której następstw jeszcze przewidzieć niepodobna, i zapewne nie na samej ona ograniczy się Anglii. Mówimy tu o wielkiem przeobrażeniu, jakie powstało skutkiem tworzenia się niezliczonych stowarzyszeń akcyjnych i jakie ciągle się wzmaga i rozszerza. Od pół roku nie mija tydzień, żeby się podobne stowarzyszenia nie zawiązywały. Początkowo były to stowarzyszenia na wzór paryskiego Kredytu Ruchomego, banki akcyjne, zabezpieczenia od ognia i na życie, towarzystwa żeglugi parowej, jakich od dawna wiele tu i gdzie indziej istnieje. Ale nowszemi czasy właściciele także wielkich, słynnych w świecie zakładów przedsiębiorczych zwijają swoje Czynności, przenoszą je na towarzystwa akcyjne, a w nich znikną może z wolna najstarsze nawet firmy. Przypadków tego rodzaju coraz jest więcej. Jedna z największych na całym świecie rękodzielni „Morrison, Dillon i Spółka” przeszła w ręce towarzystwa akcyjnego. Armatorowie, których imiona znane wszędzie, gdzie tylko jest żegluga, jak np, „Mare Sp., Brown i Sp.”, cofnęli swoje firmy i są tylko zarządzcami albo kierownikami swoich zakładów, które stały się własnością wielkich stowarzyszeń akcyjnych. W tych dniach znikła nawet firma „John Lloyd et comp.”, jedna z najznakomitszych, najbogatszych i najstarszych firm bankierskich w Anglii. Od dawna też żaden wypadek nie sprawił tak powszechnego zdziwienia w City, jak dobrowolne zwinięcie banku Lloyda.